Jakże wiele zmieniło się od 27 lipca…
Dziś to Real Madryt jest na szczycie i mało kto pamięta już o tym, co wydarzyło się w wakacje. Ale jakie panowały wówczas odczucia i jak bardzo różniły się od tych dzisiejszych?
Fot. Getty Images
27 lipca o godzinie trzeciej nad ranem, gdy przy Wanda Metropolitano odpalano właśnie fajerwerki, wokół biur na Santiago Bernabéu rozbrzmiały wszystkie możliwe alarmy. Atlético popadło w euforię po tym, jak na stadionie w New Jersey pokonało Real Madryt aż 7:3. Wtedy wydawało się, że Rojiblancos kroczą właściwą ścieżką, a projekt tworzony przez Zinédine'a Zidane'a rozpada się, nim Francuz zdążył go w ogóle poukładać.
Wówczas Zizou uspokajał wszystkich podczas konferencji prasowej i zapewniał, że sezon w wykonaniu Królewskich na pewno będzie dobry. Wtedy mało kto wierzył w słowa Zidane'a i niemal wszyscy brali je za blef oraz robienie dobrej miny do złej gry, ale od tamtego czasu bardzo wiele się zmieniło. Podczas gdy Real fruwa, Atlético z ogromną prędkością pędzi ku przepaści.
Tamtej nocy Los Merengues dali sobie wbić siedem bramek, a Stany Zjednoczone opuszczali z bagażem dwunastu straconych goli. Thibaut Courtois, który jeszcze dzień wcześniej mówił, że czuje się numerem jeden w bramce Realu, zaliczył bardzo przeciętną pierwszą połowę, w której aż pięciokrotnie musiał sięgać rękoma do siatki, z której co rusz wyrzucał tylko piłkę. Madridismo szybko zaczęło się domagać, by między słupkami ponownie stanął Keylor Navas.
Sześć miesięcy później historia wygląda zgoła odmiennie. Jeśli Królewskich można chwalić za coś w szczególności, to za niebywale solidną grę w defensywie. O sile Realu stanowi dzisiaj obrona i jeden z najlepszych bramkarzy na świecie. Los Blancos bronią najlepiej w całej Europie i w La Lidze stracili tylko trzynaście goli. Belgijski golkiper może zaś pochwalić się tym, że ma najlepszą średnią bramek straconych na mecz w La Lidze i walczy z Janem Oblakiem o Trofeo Zamora.
W New Jersey João Félix zaprezentował się światu jako megacrack. Atlético zapłaciło za Portugalczyka ponad 120 milionów euro i w wyścigu po niego wyprzedziło niemal wszystkie największe kluby na Starym Kontynencie. W lipcu młody piłkarz sprawiał wrażenie tego, który szybko może stać się gwiazdą hiszpańskich boisk. Podobny przypadek, choć z perspektywy Atleti jeszcze bardziej irytujący, dotyczył Diego Costy. Napastnik strzelił wówczas Realowi hattricka i wydawało się, że ten sezon może należeć do niego. Dziś na boisku nie zobaczymy jednak żadnego z nich, a obaj mogą być utożsamiani z porażkami, które ciągle dotykają ich zespół.
Od tamtego czasu pewną metamorfozę przeszedł też Zidane. Latem trener był kwestionowany wielokrotnie, a szczególnie oberwało mu się po dotkliwej porażce w towarzyskich derbach. Kibice domagali się rewolucji w składzie, ale Francuz nie chciał na nią przystać. Już wtedy wierzył w drużynę i wierzył, że z tymi zawodnikami uda mu się osiągnąć jeszcze bardzo wiele. Krytyka na głowę Zizou spadała jednak nie tylko wtedy, ale też kilka miesięcy później, gdy przed meczem w Stambule niemal w każdej gazecie można było przeczytać nazwisko Mourinho. Dziś nikt już jednak nie pamięta o portugalskim szkoleniowcu, a wiara w Zidane'a odżyła bardzo szybko.
Gdy Królewscy przegrywali 3:7, trener postawił w środku pola na Kroosa, Modricia i Isco. Wtedy na boisku nie było ani Valverde, ani tym bardziej Casemiro, którzy dopiero wracali po dłuższych wakacjach, jakie spowodowane były udziałem w Copa América. Dziś skład i siła Realu to jednak przede wszystkim Brazylijczyk i Urugwajczyk. Dwaj pomocnicy, którzy odgrywają na murawie kluczową rolę i gwarantują drużynie agresywność, której brakowało wówczas w New Jersey.
Latem to Simeone znajdował się na piedestale i był oklaskiwany za to, że tak świetnie radzi sobie z drużyną po utracie Griezmanna, Lucasa czy Godína i potrafił wyciągnąć wszystko co najlepsze z João Félixa, Marcosa Llorente czy Diego Costy. Wówczas dziennikarze chóralnie krzyczeli, że to Atleti może z powodzeniem walczyć o mistrzostwo. Sezon jest już jednak na półmetku, a Rojiblanos zdążyli przegrać Superpuchar Hiszpanii z Realem, odpaść z Pucharu Króla i uzbierać tak mało punktów w lidze, że do Królewskich tracą już dziesięć oczek. Na ten moment górą znów są Królewscy i oby równie szybko nie zmieniło się to już za kilka godzin.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze