Advertisement
Menu
/ marca.com

Yeremy Pino: Obyśmy mogli świętować kolejną „kawką” przeciwko Realowi Madryt

Piłkarz Villarrealu udzielił wywiadu dziennikowi MARCA. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tej rozmowy.

Foto: Yeremy Pino: Obyśmy mogli świętować kolejną „kawką” przeciwko Realowi Madryt
Yeremy Pino. (fot. MARCA)

Sobotni mecz to jedno z tych spotkań, które trzeba mieć zaznaczone na czerwono w kalendarzu…
To zawsze piękne i wyjątkowe starcie. Jesteśmy w czołówce, walczymy o Ligę Mistrzów i przyjeżdża jeden z wielkich zespołów. Jesteśmy bardzo zmotywowani, żeby trzy punkty zostały u nas, zwłaszcza że w tym sezonie kibice mocno nas wspierają na własnym stadionie.

Wracacie po bolesnej porażce z Alavés, które grało w osłabieniu.
Nie będę kłamał – to był cios, naprawdę bolało. Mieliśmy dobrą dynamikę po wygranej na trudnym terenie Rayo. Pojechaliśmy do Vitorii, ale nie rywalizowaliśmy tak, jak powinniśmy, i straciliśmy gola po dośrodkowaniu, które można było zatrzymać. Powinniśmy zrobić znacznie więcej w całym meczu. Mieliśmy mnóstwo okazji na zwycięstwo, ale brakowało nam skuteczności. Musimy się obudzić i natychmiast się podnieść.

Podpisałbyś się pod tym, żeby Real Madryt miał tak wymagający mecz przed waszym starciem, jak to spotkanie z Atlético?
Tak, mamy nadzieję, że ich to zmęczyło. Ale z drugiej strony, takie zwycięstwo na wyjeździe nad Atlético daje im ogromny zastrzyk motywacji. Oni co roku grają na najwyższych obrotach i potrafią dobrze zarządzać swoimi siłami. Oby przyjechali trochę podmęczeni, ale mają taką głębię składu, że mogą wystawić jedenastkę, która nie grała w środę, i nadal rywalizować na najwyższym poziomie.

Porażka bardziej by ich obciążyła?
Oczywiście, pod względem mentalnym trudniej byłoby im się podnieść. Wygrali i wystarczy spojrzeć, jak Rüdiger biegł, żeby celebrować zwycięstwo – wyglądał na świeżego. Spodziewamy się zespołu, który przyjedzie tu po trzy punkty.

Nie będziesz miał przed sobą Mendy’ego, który broniłby twojej strony boiska.
Mendy to bardzo trudny do przejścia zawodnik. Najlepsi skrzydłowi w lidze, jak Lamine czy Nico, to potwierdzają. Jego nieobecność to dla nas pewien plus, choć Fran rozgrywa świetny sezon – za każdym razem, gdy wchodzi na boisko, wnosi coś do zespołu, a to bardzo ważne.

Real Madryt nie wygrał w lidze na La Cerámice od sezonu 2016/17. Oznacza to, że odkąd Yeremi trafił do pierwszego zespołu (sezon 2020/21), nie przegrał jeszcze u siebie z Realem.
To już jakiś znak! Obyśmy utrzymali tę serię i byli silni na własnym stadionie przeciwko tak wielkiej drużynie. Takie mecze często rozstrzygają detale, a skoro udawało nam się uzyskiwać dobre wyniki, to znaczy, że mamy poziom, by rywalizować z każdym i o wszystko.

W ostatnim zwycięstwie u siebie nad Realem Madryt (2:0 w sezonie 2022/23) to ty strzeliłeś drugiego gola.
Gole przeciwko takim zespołom, jeśli dają zwycięstwo, trafiają do twojego osobistego archiwum. Oby udało się to powtórzyć w ten weekend! A jeśli nie, to niech chociaż trzy punkty zostaną u nas, żeby przedłużyć tę piękną serię. Ale żeby wygrać, trzeba zagrać wielki mecz i być skutecznym w obu polach karnych. Musimy też pokazać ten gen rywalizacji, który w tym sezonie tak często nam pomagał, pozwalając wygrywać spotkania w końcówkach. Myślę, że będziemy mieli tę siłę i determinację.

Jeszcze niedawno przewaga nad Betisem wynosiła dziewięć punktów, a teraz to już tylko trzy. Jak radzicie sobie z tą zmianą sytuacji?
Nie oglądamy się za siebie. Trzeba zachować pokorę, ale jednocześnie mierzyć wyżej. Musimy cały czas punktować i walczyć o cele, które sobie wyznaczyliśmy, zwłaszcza że w tym sezonie nie gramy w europejskich pucharach. Chcemy się pokazać.

Czy tym celem jest Liga Mistrzów?
Oczywiście. Liga Mistrzów to coś wyjątkowego. Grałem w niej raz i to było niezapomniane przeżycie. To ambitny i trudny cel, ale mamy zespół, który może go osiągnąć. Klub też się mocno postarał, żebyśmy byli w stanie to zrobić.

„Trio kawowe” z Ayoze i Baeną – czy na boisku rozumiecie się tak dobrze, jak to wygląda?
Gra z takimi piłkarzami jest bardzo łatwa. Ayoze jest w fenomenalnej formie, a Baena… no cóż, co tu dużo mówić – ten chłopak jest niesamowity! Świetnie się z nimi współpracuje, a celebracja bramek z naszą „kawką” to coś pięknego. Poza boiskiem też dobrze się dogadujemy. Z Baeną gram w Villarrealu od lat, a z Ayoze mamy tę wspólną, kanaryjską więź – czasem wystarczy jedno spojrzenie i wszystko jest jasne. Nasza chemia jest świetna zarówno na murawie, jak i poza nią. Dzień w dzień spędzamy ze sobą mnóstwo czasu i to widać w naszej grze.

Baena prezentuje niezwykły poziom.
Mnie to wcale nie dziwi. Już w drużynie kadetów było widać, że jest niesamowity. Gra tak samo, jak wtedy. Cieszę się, bo musiał odejść na wypożyczenie, wywalczyć swoje miejsce i szansę. Bardzo się z tego cieszę. Dla mnie to jeden z najlepszych zawodników w Europie – i mówią to nie tylko statystyki asyst, ale także liczba stworzonych sytuacji. Do tego jest twardy i silny w defensywie. Wnosi ogromną wartość i cieszymy się, że mamy go w drużynie.

Gdy przechodził trudne chwile, byłeś jednym z jego głównych oparć.
Jesteśmy razem od 15. roku życia. W moim pierwszym meczu w Villarrealu pożyczył mi buty, bo nie miałem swoich. Zawsze będę go bronił i wspierał.

Co powiesz o świetnym sezonie Ayoze?
To zawodnik, którego od dawna obserwowałem. Gdy kilka lat temu graliśmy sparing z Leicester, napisałem do niego na Instagramie, żeby dał mi swoją koszulkę. A kiedy zobaczyłem go na co dzień, dopiero wtedy w pełni doceniłem jego klasę. Zaskakuje mnie, jak dobrze gra na każdej pozycji. Ma ogromne umiejętności, świetnie wykańcza akcje… to niesamowity piłkarz.

Czy w waszej relacji z Ayoze nie ma rywalizacji między Las Palmas a Tenerife?
No cóż… czasem sobie dogryzamy. Przed meczem z Las Palmas powiedziałem mu, że nie zrobię cieszynki z „kawką”. Potem on strzelił gola i trochę się na mnie obraził. Ale tak już jest. Trzeba zawsze szanować swoje korzenie.

Kanaryjska akademia znów zaczyna się liczyć. Był czas, gdy na najwyższym poziomie brakowało talentów, ale teraz mamy Pedriego, Moleiro, Yeremaya w Deportivo…
Silva przez lata zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko. Teraz Pedri powoli dochodzi do tego poziomu – rozgrywa świetny sezon. Kontuzje mocno go hamowały, ale teraz aż miło patrzeć na jego grę. A oprócz niego wychodzi wielu młodych talentów: Asensio w Realu, Yeremay w Deportivo – grałem z nim jeszcze w Las Palmas.

Dla Villarreal byłoby idealnie, gdyby do „trio kawowego” dołączył Gerard Moreno.
Jego kontuzje to wielki pech. Za każdym razem, gdy gra, nawet jeśli nie jest w optymalnej formie, wciąż jest najlepszy na boisku. Dla mnie to najlepszy piłkarz Villarreal i będę to powtarzał, nawet gdyby już nigdy nie zagrał. Mam nadzieję, że kiedy wróci, kontuzje w końcu dadzą mu spokój, bo ma w sobie jeszcze mnóstwo futbolu i obyśmy mogli się nim cieszyć. Tacy zawodnicy jak on, z taką jakością i skutecznością, sprawiają, że oglądanie piłki nożnej to czysta przyjemność.

Za tobą trudny rok, powrót po poważnej kontuzji. Jak się teraz czujesz?
Coraz lepiej, choć po tak długiej przerwie ból nadal się pojawia. Stopniowo zbieram minuty i wykonuję dużo „czarnej roboty” – dużo pracuję w defensywie. Ale cieszę się, że mogę grać, pomagać drużynie i być tym walecznym zawodnikiem, jakiego trener chce mieć w składzie. Chcę się dalej rozwijać, bo wiem, że przede mną wielkie momenty.

Za czasów Setiéna byłeś bardzo ofensywnym zawodnikiem, u Emery’ego musiałeś pracować jak wahadłowy. Czy to cię ukształtowało?
Tak, bo to były różne okresy. Gdy gram po lewej stronie, mam większy wpływ na ofensywę – statystyki to potwierdzają i wtedy byłem w dużo lepszej formie. Prawa flanka nie jest moją ulubioną, ale jestem w takim momencie, że wiem, że muszę jeszcze ciężej pracować i dawać z siebie wszystko. W futbolu nie liczy się tylko technika i efektowna gra. Wiem, że mogę pomóc zespołowi w innych aspektach. W zeszłym sezonie byłem kontuzjowany i Baena świetnie sobie radził na lewej stronie – teraz nie ma opcji, żeby go stamtąd zabrać, bo jest najlepszy. Jeśli mogę pomóc z prawej strony, dając zespołowi swoją pracowitość, konsekwencję i wolę walki, to dobrze.

Niezależnie od pozycji, De la Fuente nadal ci ufa. Czy cieszy cię, że wciąż jesteś brany pod uwagę w reprezentacji?
Jestem mu bardzo wdzięczny, bo nawet po kontuzji dalej mnie powoływał, mimo że czasem nie byłem w najwyższej formie. To było dla mnie ogromne wsparcie, pozwoliło mi zobaczyć światełko w tunelu. Jeśli nie dostanę kolejnego powołania, nic się nie stanie. Nawet jeśli miałbym grać w reprezentacji U-21, i tak będę szczęśliwy. Na mojej pozycji konkurencja jest ogromna – Nico, Lamine, Bryan Zaragoza, Bryan Gil, Ferran… Żadna inna reprezentacja nie ma takiej różnorodności. Podczas EURO było widać, jak rezerwowi wchodzą i rozstrzygają mecze. Oglądanie turnieju z domu bardzo bolało, tak samo jak igrzysk olimpijskich. Ale cieszyłem się, widząc, jak dobrze bawił się mój przyjaciel Baena. No i także z sukcesu Luisa de la Fuente – na początku spotykał się z dużą krytyką, a potem osiągnął sukces dzięki ciężkiej pracy.

Czy wyobrażasz sobie, jak może wyglądać przyszły rok z Ligą Mistrzów i mundialem?
Gra w Lidze Mistrzów z Villarrealem to moje marzenie. Jestem tutaj od dziecka i czuję te barwy na maksa. Możliwość rywalizowania w najważniejszych i najbardziej prestiżowych rozgrywkach z klubem, który kochasz, to coś wspaniałego. Tęsknimy za tymi magicznymi wieczorami, które przeżyliśmy przeciwko Juventusowi, Liverpoolowi czy Bayernowi. Chcę dalej się rozwijać. Po kontuzji jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, że muszę się doskonalić. Byłem na mundialu, ale nie zagrałem ani minuty – teraz chcę tam pojechać i zagrać, choćby jeden mecz. Chcę doświadczać pięknych chwil, bo na tym polega życie. To one na końcu zostają z tobą.

W dążeniu do doskonałości – co jeszcze chcesz poprawić?
Przede wszystkim chcę odzyskać tę iskrę, którą miałem przed kontuzją. Lepiej odczytywać grę na prawej stronie, bo wciąż trochę mi to sprawia trudność. Na treningach już mi to wychodzi i wiem, że w końcu złapię właściwy moment – i to już niedługo. Ayoze ciągle powtarza mi, żebym szukał sytuacji strzeleckich, kiedy jestem w polu karnym. Czasem się na mnie wścieka, bo zawsze szukam podania, a on mówi mi, żebym po prostu strzelał. Mówi mi: Fumatelá – czyli ryzykuj, idź na całość. On sam nigdy się nie waha, schyla głowę, nie wiadomo, jak widzi bramkę, ale zawsze trafia w samo okienko.

Na razie będziesz musiał jeszcze poczekać na swoją „kawkę” przeciwko Realowi Madryt.
Oby, oby tak było!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!