Advertisement
Menu
/ marca.com

Jak doszło do transferu pierwszego idola Realu Madryt

Transfer Alfredo di Stéfano niewątpliwie zmienił historię światowego futbolu. Sprowadzenie legendarnego napastnika uchodzi za zarodek późniejszej niekończącej się rywalizacji Realu i Barcelony. Już wcześniej jednak Królewscy zdołali zagrać Katalończykom na nosie w podobny sposób, gdy w połowie lat 40. minionego stulecia do Madrytu trafił Luis Molowny.

Foto: Jak doszło do transferu pierwszego idola Realu Madryt
Luis Molowny. (fot. twitter.com)

Historia transferu Molownego śmiało mogłaby stanowić wątek powieści przygodowej. Książkę o  wybitnym atakującym zatytułowaną „Luis Molowny, pierwszy idol Bernabéu” napisał jego wnuk, Luis Molowny Márquez. W biografii zawarto całe mnóstwo informacji, które stanowią nie lada rarytas dla miłośników historii futbolu. Molowny uchodzi za pierwszego piłkarza, dla którego kibice specjalnie przychodzili na stadion. Jego transfer można też śmiało uważać za zapowiedź historii, której bohaterem siedem lat później stał się Di Stéfano. 

„Transfer mojego dziadka do Realu Madryt jest owiany pewną legendą. Prawdą jest jednak to, że przedsięwzięcie zawierało w sobie elementy przygodowe”, opowiada dziennikarzom Marki Molowny Márquez. Gdy latem 1946 roku w prasie po raz pierwszy wspomniano o Molownym, ten grywał dla Marino z rodzinnego Las Palmas. Informowano wówczas, że sprowadzeniem piłkarza zainteresowana jest Barcelona. Rosendo Calvet, sekretarz techniczny Katalończyków, miał udać się na Wyspy Kanaryjskie w celu spotkania się z młodym Luisem. Jego sprowadzenie było dla Blaugrany jednym z priorytetów. 

„Tutaj po raz pierwszy rzeczywistość miesza się z legendami”, tłumaczy wnuk Molownego. Mówi się, że Barcelona zamierzała oszczędzić na podróży i postanowiła posłać Calveta na Kanary statkiem. Bernabéu natomiast wsadził ówczesnego trenera, Jacinto Quincocesa, w pierwszy możliwy samolot zmierzający do Las Palmas. Udokumentowane z pewnością zostało to, że Bernabéu przeczytał w prasie o zamiarach Barcelony. 

„W tym momencie na scenie pojawia się postać Santiago Bernabéu, geniusza wyprzedzającego swoją epokę. Choć dopiero co zakończyła się II wojna światowa, on widział potrzebę wybudowania nowego stadionu. Tak samo zauważył, że Real powinien budować dzięki Pucharowi Europy swoją markę poza granicami kraju. Dla mojego dziadka był niezwykle ważną osobą, był dla niego niczym ojciec”, opowiada Molowny Márquez.  

Prezes Królewskich zaplanował operację w każdym szczególe. Wsadził Quincocesa do samolotu i skontaktował się z osobami, które umożliwią finansowe dźwignięcie transakcji. W książce przeczytamy też, że trenerowi dał walizkę wypchaną banknotami o nominale stu peset, by na Kanarach mogli je zobaczyć. O misternym planie prezesa Realu nic nie wiedział Calvet. Kiedy dotarł do Las Palmas, nie miał już czego tam szukać. 

Quincoces był nie tylko trenerem, ale również ważną osobą w klubowych gabinetach. Po dotarciu na Wyspy Kanaryjskie obejrzał mecz między Marino i Atlético w ramach rozgrywek tamtejszej ligi. Było mu obojętne, czy Molowny się zestresuje jego obecnością. Bernabéu nakazał szkoleniowcowi, by nie zwracał uwagi na postawę piłkarza w tym konkretnym spotkaniu. Miał jedynie wyłapać, czy drzemie w nim ten wyjątkowy potencjał, o jakim tyle opowiadano. Quincoces podsumował charakterystykę Molowny'ego jednym słowem – klasa. Tamtego lata Quincoces przestał pełnić funkcję szkoleniowca i poświęcił się pracom gabinetowym. Trenerem został zaś Baltasar Albéniz. „Molowny to najlepszy piłkarz w Hiszpanii, jest wyjątkowy. To zawodnik z czasów przedwojennych”, mówiono. 

Luis został oficjalnie graczem Królewskich za 250 tysięcy peset i dwa mecze towarzyskie z Realem. Molowny otrzymał zaś kolejne 250 tysięcy peset oraz jeszcze 75 tysięcy po zakończeniu sezonu. „To jednak nie koniec historii. Na podstawie archiwalnych materiałów prasowych łatwo było znaleźć kolejne smaczki do książki. Kiedy ruszyła liga, mojego dziadka wciąż nie było w Madrycie. Przetrzymano go na Kanarach z powodu służby wojskowej. Marino chciało, by w tym czasie dziadek grał dla nich. Real się jednak na to nie zgodził”, opowiada wnuk legendarnego piłkarza. 

W tym świecie tajemnic i przygód wreszcie doszło do debiutu Molownego. 1 grudnia 1946 roku Real grał z Barceloną na... Metropolitano, ponieważ w Chamartín trwały prace. „Dziadek zdobył wtedy zwycięską bramkę i to... głową! Bardzo trudno znaleźć jego gole strzelone w ten sposób”, wieńczy wnuk pierwszego wielkiego idola Realu Madryt. 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!