Brahim: W Milanie zrobiłem kolejny krok do przodu
Brahim Díaz udzielił wywiadu dziennikowi MARCA. Hiszpański pomocnik był pytany o oba półfinały Ligi Mistrzów, swoje życie prywatne, ten sezon i o przyszłość.
Fot. Getty Images
Derby Mediolanu w Lidze Mistrzów. Większego wyzwania chyba nie można sobie wyobrazić, prawda?
Mierzyliśmy się z nimi już tyle razy… To będzie szalony mecz, z dużą ilością walki, a potem zobaczymy, które kolory rządzą w mieście. Na pewno będzie to ekscytujące.
Czy w tych dniach na ulicach panuje duże napięcie?
Mieliśmy tak wiele „finałów” z rzędu, że prawie nie mieliśmy czasu na myślenie. Ale odkąd wiedzieliśmy, że to Inter, panuje derbowa atmosfera. Można ją poczuć i ludzie chcą, aby ten dzień nadszedł. Nie odczuwają zmęczenia. Uważa się, że to bardzo ważny mecz, a nawet dwa, ale ten stanowi również półfinał Ligi Mistrzów.
W twojej okolicy mieszkają piłkarze Interu, czy spotkałeś któregoś z nich w tych dniach?
Nie spotkałem żadnego z nich, ale jestem pewien, że oni również będą niespokojni. Będą bardzo zmotywowani, bo znają wagę meczu.
Doświadczyłeś derbów Madrytu, jaka jest różnica z Interem?
W końcu to dwa derby pomiędzy dwoma wielkimi zespołami, które zawsze są przyzwyczajone do wygrywania. W Mediolanie to wszystko jest bardzo pasjonujące. Calcio to życie. Milan i Inter to dwie wielkie drużyny, które zawsze chcą więcej i chcą wypiąć swoją pierś, aby powiedzieć: „Jestem z tej drużyny i ta drużyna rządzi miastem”.
Odkąd miałeś sześć lat, wyróżniałeś się w swoich kategoriach wiekowych. Czy rozpoznajesz siebie jako tego Malagueño, który „wysysał” wszystkich przeciwników i strzelał gole?
Dojrzałem. Moim marzeniem było być piłkarzem, grać na tym poziomie, w Lidze Mistrzów, być w półfinale… Teraz mam 23 lata i wszystko się zmieniło. Profesjonalny futbol jest zupełnie inny. Wcześniej brałeś piłkę i starałeś się uciec od wszystkich. Teraz jest to bardziej kolektywna gra, pozycyjna, polegająca na sprawdzaniu, co możesz zrobić, aby pomóc drużynie.
Ale masz te pierwsze pięć metrów, które były takie same, gdy byłeś mały.
Tak, to się nie zmieniło. Nie ma potrzeby tego zmieniać, to jest to, co doprowadziło mnie tak daleko: mieć te pięć metrów i móc dryblować, cieszyć się byciem na boisku, dryblować, wykonać ostatnie podanie, spróbować strzelić dwa lub trzy gole… To jest gracz, którym jestem i z tym się urodziłem.
Jesteś jednym z niewielu graczy ulicznych, którzy pozostali w Hiszpanii, zgadzasz się z tym?
Tak, tak, jestem bardziej graczem ulicznym, osiedlowym… Dlatego możliwość gry tutaj teraz jest marzeniem, w tym półfinale Ligi Mistrzów.
Niedawno minęła 10. rocznica historycznego ćwierćfinału Ligi Mistrzów z 2013 roku pomiędzy Málagą a Dortmundem. Czy pamiętasz, gdzie byłeś?
Tak, oczywiście, doskonale. Byłem w domu, ze wszystkimi, którzy oglądali i myślę, że zasłużyliśmy na awans. Ale taki jest futbol i tak się nie stało. Doskonale pamiętam jednak, że żyłem tym momentem. Wtedy powiedziałem sobie: „Mam nadzieję, że pewnego dnia zagram w takim meczu, z presją, wielkim meczu”. Więc móc grać teraz to coś miłego.
Czy współczujesz Máladze, prawie zdegradowanej do trzeciej ligi?
Tak, choć na to nie wygląda, zawsze oglądam mecze Málagi, zawsze jestem na bieżąco. I to jest złe, ponieważ dorastałem tam od dziecka, obserwując ten klub i mam tylko nadzieję, że idzie do przodu. Mają moje pełne wsparcie i zawsze będę tam obecny. Fani, których mają, są na wysokim poziomie.
Jesteś bardzo nonkonformistyczny, czy to cię boli?
Jestem bardzo samokrytyczny… i może to być pozytywne lub negatywne, ponieważ nawet gdy ktoś wychodzi zadowolony, widzę to podanie, które powinienem był wykonać wcześniej lub tę kontrolę lub ten strzał… Staram się być perfekcjonistą i czasami popełniam błędy, ponieważ jestem bardzo samokrytyczny. Zawsze lubię się poprawiać.
Co robisz po meczach?
Lubię patrzeć na siebie, patrzę na podsumowanie, aby zobaczyć, czy mogłem zrobić to lepiej. Czasami patrzę na siebie i mówię sobie: „Nie jest tak źle, Brahim”. Albo odwrotnie…
Jesteś najstarszy z pięciu, masz cztery siostry, co mówią do ciebie Zaida, Idaira, Dunia i Irina?
Jestem dla nich przykładem i to jest coś bardzo miłego, czego nie da się wyrazić. Ja jestem najstarszy, jedyny brat… Mówią mi, że bardzo się cieszą z mojego powodu. Czasami nawet są podekscytowane, a czasami nawet angażują się w techniczne aspekty meczu. Mówią mi, że mogłem zrobić to lepiej lub że zrobiłem to bardzo dobrze… To zależy od tego, która siostra. Niektóre z nich przypominają mi tylko o negatywnych rzeczach, a inne mówią mi: „Jak dobrze wykonałeś ten drybling, jak uciekłeś od tego zawodnika”. Między nimi jest po trochu wszystkiego.
Posiadanie czterech małych sióstr na pewno sprowadza cię do rzeczywistości?
Rodzina, dzieci… Kiedy wracasz do domu, sprawiają, że dostrzegasz rzeczywistość. W moim przypadku siostry dają mi normalność. Jednego dnia masz ochotę zagrać na PlayStation, ale one tam są, przeszkadzają ci i nie masz czasu; innego dnia rozmawiamy o piłce nożnej. W moim domu zawsze bardzo interesowaliśmy się piłką nożną, a one wyrażają swoją opinię, jakby były kolejnym trenerem. Bycie z czterema siostrami, plus moja mama, w domu to coś niesamowitego.
To jest dla ciebie trudne.
One są moją drugą połówką i to dzięki nim tu jestem. Zawsze są tam, z tym szczęściem, sprawiają, że się uśmiechasz, nawet jeśli czasami mnie denerwują, bo mówią ci coś, co może jest prawdą i to ci przeszkadza. Posiadanie pięciu kobiet w domu jest niesamowite.
Nigdy nie miałeś tak dobrych liczb na tym etapie: 39 meczów, sześć bramek, sześć asyst… i lepsze odczucia. Czy to twój najlepszy rok?
Zrobiłem tu kolejny krok do przodu, teraz jestem ważniejszy dla mojego zespołu, tworzę więcej szans, wykonuję więcej kluczowych podań, jestem bardziej pewny siebie. Jeśli mecz jest wyrównany, staram się użyć swojej magii, aby to zmienić. I w tym roku tak się dzieje, a także w wielkich meczach. To ma większy wpływ i jestem znacznie bardziej regularny.
Czego nauczyło cię Calcio na poziomie technicznym?
Tutejsze drużyny są bardziej zwarte, grają bardziej taktycznie i to sprawia, że inaczej patrzysz na futbol. Czasami nie musisz tak dużo biegać, ale wizualizować grę. Dojrzałem w tym względzie. Poprawiłem się też defensywnie, w nie wyłączaniu się, w zrozumieniu, że każde zagranie może być okazją do ataku. Kiedy atakuję, staram się obrócić na krótkiej przestrzeni, patrzę, gdzie może być obrońca, by wyjść z jednej lub drugiej strony. Mam to szczęście, że jestem obunożny i mogę łatwo obracać się w obie strony.
Czy odważyłbyś się na strzelanie karnego prawą i lewą nogą w tym samym dniu?
Nie robiłem tego zawodowo, ale trener czasem każe mi strzelać rogi jednego tygodnia lewą, a drugiego prawą. Innymi słowy, gdybym się odważył… odważyłbym się. Wiem, jakie są moje zalety z jedną i drugą nogą.
Po lewej stronie masz „swojego Viníciusa”, którym jest Rafael Leão. Czy on jest aż tak dobry?
To świetny zawodnik, z niesamowitą sylwetką. W zależności od tego, jaki ruch wykona, podaję mu do nogi lub na dobieg. Zawsze trzeba mu podawać, bo w biegu jest nie do zatrzymania. Jesteśmy przyjaciółmi, dużo rozmawiamy i to sprawia, że wszystko jest łatwiejsze. Kiedy tylko odwracam grę, patrzę na niego, aby stworzyć niebezpieczeństwo. On jest bardzo szybki, podobny do Viniego. Mają coś podobnego… obaj są świetnymi zawodnikami, dodatkowo obaj zaczynają z tego samego sektora, czyli lewej strony boiska.
Jak postrzegasz inny półfinał pomiędzy twoimi dwoma byłymi drużynami: Manchesterem City i Realem Madryt?
To półfinał pełen talentu. Każdy zawodnik może zmienić grę. Będę go oglądał jak każdy inny, będziemy cieszyć się tym meczem jako fani piłki nożnej. Grałem w obu klubach i jestem bardzo szczęśliwy, że są również w półfinale.
Kiedy oddajesz koszulkę, oddajesz numer 10 drugiej drużyny z największą liczbą tytułów Pucharów Europy (7). To nie jest żart…
To coś niesamowitego, zaszczyt, coś bardzo specjalnego ze względu na wartość, jaką ma. Znam wszystkich tych, którzy ją nosili i napełnia mnie to dumą, ale lubię też odczuwać tę presję, że zawsze muszę dać z siebie trochę więcej i myślę, że daję to, przemawiając na boisku, czyli tam, gdzie robię to najlepiej. W Milanie „dziesiątkę” nosili zdobywcy Złotej Piłki, zawodnicy, którzy wyznaczyli pewną erę, magiczni, specjalni gracze. Pamiętam, że w młodości, kiedy szło się do szatni, wyciągało się ręce, żeby zobaczyć, kto weźmie 10. A teraz mam ją w Milanie. To zaszczyt.
W czerwcu kończy się twoje wypożyczenie, a w Realu masz jeszcze kontrakt do 2025 roku. Na co czekasz?
Teraz skupiam się na Milanie. To jest to, co sobie mówię. Chcę być tutaj na swoim najlepszym poziomie, na sto procent. Zbliża się bardzo ważny mecz i myślę teraz tylko o tym, żeby dać z siebie wszystko.
A w czerwcu będą ogłaszane powołania do reprezentacji Hiszpanii, przy czym na wszelki wypadek czeka też na ciebie Maroko…
Będę nadal pracował, by prezentować taki sam poziom, a nawet wyższy. I, z pewnością, okazja się pojawi. W Milanie robimy bardzo dobre rzeczy, w tym półfinał Ligi Mistrzów, a ja indywidualnie pomagam, by wszystko szło dobrze.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze