Po meczu z Gironą piłkarze obawiali się tego, co nadchodzi
I ich obawy się potwierdziły
Wydawało się, że Real Madryt już fruwa, a wtedy nadszedł mecz z Gironą, który podciął drużynie skrzydła i sprowadził wszystkich na ziemię. Tamtego dnia szatnia wiedziała już, że o mistrzostwie można zapomnieć i liga jest przegrana. „Wyrzuciliśmy wszystko za burtę”, dało się usłyszeć, bo trudno było oszukać matematykę. Strata do lidera powiększyła się z sześciu do dziewięciu punktów i bez względu na wynik Klasyku trudno byłoby wciąż walczyć o tytuł.
Remis na Camp Nou, wygrana w derbach Madrytu i przywiezienie zwycięstwa z Amsterdamu. Wszystko to sprawiło, że zespół odzyskał wiarę i podchodził z dużym optymizmem do kolejnych spotkań. Sytuacja, biorąc pod uwagę to, co było wcześniej, wydawała się być wręcz idealna, aby stawić czoła nadchodzącym wydarzeniom. Jednak w momencie, gdy spodziewano się tego najmniej, na własnym boisku i przeciwko przeciętnej drużynie, pojawiła się wpadka, która spowodowała kolejny upadek.
Właśnie w meczu z Gironą wszyscy zauważyli, że coś tu jednak nie gra. Solari w końcu dał odpocząć kilku graczom, a Marcelo znów zawiódł, Asensio nie brał na siebie odpowiedzialności, zastąpienie Modricia się nie powiodło, a bez Viníciusa nic nie działo się w ataku. To spotkanie pozostawiło za sobą bardzo złe odczucia, które potwierdziły się tylko w kolejnym meczu z Levante. Tam zagrała już praktycznie najsilniejsza jedenastka, a zespół znowu wyglądał źle i wygrał tylko dzięki karnym oraz systemowi VAR. I był to kolejny powód do obaw.
Dzisiaj, dwa tygodnie po tamtej klęsce, potwierdziły się najgorsze symptomy. Barcelona niemal przypieczętowała zdobycie mistrzostwa i wyeliminowała Real z Pucharu Króla. Dwie przygnębiające porażki sprawiły, że na początku marca Królewskim pozostała już tylko walka o Puchar Europy. Drużyna ma świadomość, że utraciła moc w ataku i jakość w grze. Kilku zawodników liczyło na to, że latem do klubu dołączy jakiś crack, ale nie było wzmocnień ani w sierpniu, ani w styczniu. Zimą trafił tu tylko Brahim, który dotychczas uzbierał na swoim koncie… 24 minuty.
Odejście Cristiano oznaczało, że nieuchronnym stało się spoglądanie w kierunku Bale'a i wielu zawodników obawiało się takiego scenariusza. „Żyje we własnym świecie”, da usłyszeć się w szatni. Nie jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności, a nawet wywalczyć na stałe miejsca w składzie, choć jest pierwszym, który jest gotów się buntować i obrażać na wszystkich dookoła. A już jutro mecz z Ajaxem…
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze