Szkoła życia „niedocenianego” Fede Valverde w Deportivo: „Podcięli mu skrzydła… a takiemu zawodnikowi nie można tego robić”
June Lavín przygotowała na łamach Relevo reportaż o Fede Valverde i jego pobycie w A Coruñi. Przedstawiamy pełne tłumaczenie jej tekstu.

Fede Valverde w barwach Deportivo La Coruña w 2017 roku. (fot. Getty Images)
Perfekcyjnie wykonany rzut karny, cztery uderzenia w pierś, każde z coraz większą furią, i sprint, który na długo pozostanie w zbiorowej pamięci. Ostatnie chwile Fede Valverde w rewanżowym starciu między Atlético a Realem Madryt na Metropolitano nie przeszły niezauważone. Urugwajski pomocnik, lider Królewskich pod względem rozegranych minut i kluczowa postać drużyny, dał z siebie wszystko w tej pamiętnej rywalizacji, rozstrzygniętej w serii rzutów karnych. Jego waleczność i nieustępliwość – „jak przystało na prawdziwego Urugwajczyka” – sprawiły, że stał się jednym z ulubieńców kibiców. Dla Ancelottiego jest piłkarzem nie do zastąpienia, niezależnie od tego, czy gra na skrzydle, w środku pola, czy nawet jako boczny obrońca. – Sprawdza się w każdej roli – powtarza często Carletto.
Jednak droga Valverdego do sukcesu nie była usłana różami. Latem 2017 roku, po udanym sezonie w Castilli, gdzie występował jako fałszywa „dziewiątka”, został wypożyczony do Deportivo La Coruña, które wówczas grało w La Lidze. Przyjechał tam jako zawodnik uznawany za talent generacyjny („Był bardzo młody, ale miał cechy, jakich nie miał nikt inny”), potrzebujący regularnej gry na najwyższym poziomie. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Deportivo, zmagające się z niestabilnością, zakończyło sezon na 18. miejscu i spadło z ligi. Klub zmieniał trenerów – w trakcie rozgrywek drużynę prowadzili Pepe Mel, Cristóbal Parralo i Clarence Seedorf – a Valverde miał problemy z kontuzjami i nie mógł liczyć na stabilną pozycję w zespole. – Trenerzy nie rozumieli jego stylu gry… Nie dostawał szans, a kiedy już grał, to bez uwzględnienia jego atutów. Podcięli mu skrzydła, a tego nie można robić piłkarzowi takiego formatu – wspomina Raúl Albentosa, jeden z liderów tamtego zespołu.
Gdy Valverde trafiał do Deportivo, uchodził za wszechstronnego zawodnika, który mógł występować na różnych pozycjach – jako skrzydłowy, defensywny pomocnik czy środkowy pomocnik – a także za młody talent, który należało stopniowo rozwijać. – Był chłopakiem, dzieckiem, mało znanym… i bardzo nieśmiałym. Każdy trener miał swoje pomysły, a my nigdy nie wiedzieliśmy, na jakiej pozycji zagra – wspomina Luisinho. Docenia on jednak decyzję Urugwajczyka o opuszczeniu „bańki” Valdebebas i podjęciu wyzwania w innym otoczeniu. – Gra w takich klubach, które mają inne cele i problemy niż Real Madryt, wymaga odwagi – podkreśla.
W sezonie 2017/18 Valverde wystąpił w 25 meczach i spędził na boisku nieco ponad 1300 minut – znacznie mniej niż w poprzednich rozgrywkach, gdy w Castilli rozegrał ponad 2300 minut jako fałszywa „dziewiątka” i doskonalił swoje wejścia z głębi pola, które stały się jego znakiem rozpoznawczym kilka lat później, w sezonie 2022/23. Pepe Mel, który rozpoczął sezon jako trener Deportivo, widział w nim przede wszystkim skrzydłowego. – Widział, że biega jak szalony, fizycznie był potworem, miał niesamowite warunki… – mówi Blas Alonso, jeden z najmłodszych piłkarzy tamtej drużyny. Sam nie miał wielu okazji do gry w pierwszym zespole, ale regularnie uczestniczył w treningach.
– Trenerzy stawiali na bardziej doświadczonych zawodników, ale było jasne, że Valverde ma niesamowity potencjał i prędzej czy później przebije się na najwyższy poziom – dodaje Blas Alonso. Po zwolnieniu Pepe Mela, także Parralo i Seedorf nie widzieli dla niego większej roli w drużynie. – Pod względem sportowym to był fatalny rok, do tego dochodziły kontuzje… Nic nie poszło tak, jak powinno. Ale to go zahartowało. Później zobaczyłem u niego gigantyczną przemianę – mówi Albentosa, który przez pewien czas odgrywał wobec niego rolę starszego brata.
– Na początku nie miał nawet samochodu, więc woziłem go na treningi… Fede dużo opierał się na mnie, na Juanfranie i Carlesie Gilu, bo presja w tamtej szatni była ogromna. Byli tam tacy zawodnicy jak Florin Andone czy Lucas Pérez… To było trudne – wspomina Albentosa. – Spadek był bolesny, ale pozwolił mi dojrzeć. To piętno, którego nigdy się nie pozbędę – przyznał kilka miesięcy temu sam Valverde w rozmowie z L’Équipe.
Oprócz występów na skrzydle, w Deportivo grywał również jako defensywny pomocnik, środkowy pomocnik czy ofensywny pomocnik. – Guilherme i Borges grali razem jako „szóstka”, mieli mnóstwo jakości i byli bardzo doświadczeni – podsumowuje tamten okres.
Dwa momenty, które zapadły w pamięć
Óscar Pinchi, zawodnik rezerw Deportivo, ale stały uczestnik treningów pierwszego zespołu, wspomina dwa szczególne momenty, które dzielił z Fede Valverde. Pierwszy to gol Urugwajczyka zdobyty z połowy boiska w przedsezonowym sparingu („wszyscy oszaleliśmy”). Drugi wydarzył się w innym meczu towarzyskim, gdy wychowanek Deportivo doznał kontuzji, a Valverde przejął jego rolę na boisku. – Pamiętam, że w jednym ze sparingów naciągnąłem mięsień czworogłowy, byłem kompletnie „rozbity”. Grałem wtedy na prawym skrzydle, a on w środku pola. Powiedziałem mu: „Jestem rozbity, jestem rozbity” – to był chyba 35. minuta meczu. Odpowiedział mi, żebym poprosił o zmianę, ale ja nie chciałem – przecież byłem zawodnikiem rezerw i miałem świetny okres przygotowawczy, nie chciałem wypaść z gry. Wtedy on powiedział: „Idź, spokojnie, ja zajmę się twoją pozycją i swoją”, i rzeczywiście to zrobił [śmiech]. Potem widziałem, jak biegał z jednej strony boiska na drugą… Pamiętam to, jakby to było wczoraj – opowiada Pinchi, obecnie zawodnik tureckiego Esenler Erokspor.
Tymczasem Fede Valverde, który został wypożyczony do Depor, huknął dzisiaj z własnej połowy. Warto go obserwować. pic.twitter.com/ksm8qo7C9Z
— Mateusz Wojtylak (@Klatus) July 20, 2017
Mimo nieśmiałej, introwertycznej natury i tego, że w tamtym czasie w szatni Deportivo dominowali doświadczeni zawodnicy tacy jak Florin Andone, Lucas Pérez, Fernando Navarro, Juanfran czy Celso Borges, Valverde imponował w treningach „niezwykłą techniką uderzenia piłki”. Zaprezentował ją już w okresie przygotowawczym – najpierw zdobywając gola z połowy boiska, a potem wykonując precyzyjne przerzuty, które stały się jego znakiem rozpoznawczym na Santiago Bernabéu. – Nigdy wcześniej nie widziałem u nikogo takiego uderzenia – przyznaje Pinchi.
Luisinho, który dzielił z nim lewą stronę boiska („czasami grał jako lewoskrzydłowy, tuż przede mną, a mieliśmy bardzo dobry kontakt, bo mieszkaliśmy w tym samym budynku”), również przyznaje, że siła i precyzja jego strzałów robiły ogromne wrażenie. – To była jedna z jego największych zalet – podkreśla. Albentosa dodaje: – Dzisiaj Valverde jest w stanie rozstrzygnąć mecz w pojedynkę… Pamiętam, jak po raz pierwszy zobaczyłem, jak uderza piłkę. Pomyślałem wtedy: „Skąd on się w ogóle wziął?!”. Ta siła, dynamika… To coś, co od razu rzucało się w oczy.
Sezon, w którym Valverde grał w Deportivo, był dla klubu pełen turbulencji – zespół zakończył rozgrywki na 18. miejscu i spadł do Segunda División, zdobywając jedynie 29 punktów (6 zwycięstw, 11 remisów, 21 porażek). Do utrzymania zabrakło sporo – Leganés i Athletic, które zajęły odpowiednio 17. i 16. miejsce, miały na koncie 43 punkty. Mimo spadku, kibice na Riazor dobrze wspominają Urugwajczyka. – Ludzie go uwielbiali – zgodnie przyznają jego dawni koledzy, którzy dziś są „dumni” z tego, co osiągnął jako zawodnik Realu Madryt. – Gdybym miał wehikuł czasu i wiedział, kim się stanie, co osiągnie… [śmiech] na pewno przyglądałbym mu się o wiele uważniej – żartuje Pinchi.
Szkoła życia, która ukształtowała „mentalność ze stali”
Od tamtego czasu minęło prawie osiem lat, a Valverde stał się jednym z kluczowych zawodników Królewskich. Choć Deportivo miało w tamtym sezonie aż trzech trenerów i nie zdołało uniknąć degradacji, sam piłkarz wielokrotnie podkreślał, że to doświadczenie pozwoliło mu wypracować „mentalność ze stali”. Jego odporność psychiczna była widoczna choćby podczas dramatycznej serii rzutów karnych w niedawnym meczu z Atlético na Metropolitano. Już w ostatnich miesiącach swojego pobytu w A Coruñi było widać, że Valverde ma wyjątkową siłę mentalną. – Nigdy nie przypuszczałem, że ten sezon zakończy się w ten sposób, zwłaszcza patrząc na to, jakich mieliśmy zawodników – mówił w październiku 2024 roku w rozmowie z L’Équipe.
Po spadku Deportivo Valverde wrócił do Realu Madryt. – Lopetegui zadzwonił do mnie i powiedział, żebym wracał – wspominał później. Wrócił z mieszanymi uczuciami: z jednej strony czuł żal, że nie udało mu się utrzymać klubu w La Lidze, ale z drugiej – ogromną radość, bo teraz wracał na Santiago Bernabéu jako pełnoprawny zawodnik pierwszego zespołu. – Powiedziałem mu wtedy: „Jeśli jesteś w stanie mentalnie przetrwać spadek, to znaczy, że będziesz znacznie silniejszy i lepszy niż kilka lat temu”. Fede jest tego doskonałym przykładem – podsumowuje Albentosa.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze