Odnowiona Liga Mistrzów: sukces czy Superliga pozbawiona emocji?
Nowy format Ligi Mistrzów miał zwiększyć emocje, ale zamiast tego dostarczył więcej chaosu niż rywalizacji. Faza ligowa wprowadziła różnorodność, lecz czy rzeczywiście uczyniła rozgrywki bardziej ekscytującymi? UEFA chciała odeprzeć widmo Superligi, więc stworzyła turniej, który sam przypomina jej zarys.
Piłkarze Aston Villi sprawdzają wyniki ostatniej kolejki fazy ligowej Ligi Mistrzów. (fot. Getty Images)
W czasie, gdy na niektórych wydarzeniach zakazuje się używania telefonów, aby zapewnić pełne zaangażowanie publiczności, sukces nowego formatu Ligi Mistrzów został uchwycony w obrazie piłkarzy Aston Villi i Club Brugge, skupionych wokół różnych urządzeń, z niepokojem sprawdzających wyniki meczów w Barcelonie i Zagrzebiu, by dowiedzieć się, czy awansowali odpowiednio do najlepszej ósemki i do fazy play-off, opisuje James Horncastle z The Athletic.
Sceny z Villa Park i Etihad Stadium w środowy wieczór miały w sobie coś ujmującego. Był to współczesny odpowiednik czasów, gdy ludzie trzymali przy uchu tranzystorowe radia, przekazywali sobie wieści o stanie gry, po czym wybuchali radością lub rozczarowaniem, świętując awans lub przeżywając eliminację. Przedstawiano to jako mile widzianą nowość – coś, co wcześniej nie zdarzało się w fazie grupowej, zastąpionej teraz fazą ligową. Niech żyje faza ligowa!
Ogólnie pozytywne przyjęcie nowej formuły przywodziło na myśl nieśmiertelne słowa Harry’ego Lime’a z „Trzeciego człowieka”: „W Szwajcarii mieli braterską miłość, 500 lat demokracji i pokoju, i co to dało? Zegar z kukułką”. Lime być może nie byłby tak pogardliwy, gdyby wiedział o „szwajcarskim modelu” – tak nazywa się nowy format Ligi Mistrzów.
Ale czy poza dostarczaniem klubom większych pieniędzy, nadawcom większej liczby meczów, a samej UEFA większych zysków, ta rewolucja się sprawdziła?
W fazie ligowej nie brakowało ciekawych historii – od ponadprzeciętnych występów Lille i Brest po niespodziewany dramat Manchesteru City. Lille latem straciło trenera, Paulo Fonsecę, który przeniósł się do Milanu, a swojego najlepszego młodego piłkarza, Leny’ego Yoro, sprzedało do Manchesteru United. Musieli przebrnąć przez dwa rundy eliminacyjne, w których wyeliminowali Fenerbahçe prowadzone przez José Mourinho, by w ogóle zakwalifikować się do fazy ligowej.
Kiedy Sporting Rubena Amorima pokonał ich w pierwszym meczu nowego formatu, większość osób typowała, że to lizbończycy będą czarnym koniem w walce o awans do najlepszej ósemki. Ale nie. Lille odbiło się po tej porażce, pokonując mistrza Hiszpanii – Real Madryt, a następnie lokalnego rywala Królewskich – Atlético. Zremisowali z Juventusem i przegrali tylko z Liverpoolem, grając w dziesiątkę.
Jednak wcześniejsze edycje Ligi Mistrzów również nie brakowały takich historii, więc trudno przypisać sukces Lille wyłącznie nowemu formatowi.
Brest być może skorzystało na tym, że rozegrało osiem meczów z ośmioma różnymi rywalami, zamiast sześciu z trzema przeciwnikami, jak to było w poprzednich sezonach. Choć wydaje się to odległe, to właśnie lekki start w elitarnych rozgrywkach klubowych Europy dał im impuls do awansu do nadchodzącej rundy play-off.
Dla neutralnych kibiców ich mecze w pierwszych miesiącach przypominały bardziej spotkania ligi austriackiej lub Pucharu Mitropa niż Ligę Mistrzów – pokonali Sturm Graz i RB Salzburg, zremisowali z Bayerem Leverkusen, a następnie wyeliminowali Spartę w Pradze. Była to wzruszająca historia, choć bajka Brestu przypominała trochę sytuację Kopciuszka, któremu zamiast magicznego pantofelka dano aplikację randkową z najlepszym możliwym algorytmem, by pomóc mu znaleźć szczęście.
Brest okrzyknięto drugą najlepszą „nową twarzą” w Lidze Mistrzów. Pierwszą był natomiast termin, który zdominował relacje z ostatniej kolejki.
Ponieważ rozgrywki zbiegły się po raz pierwszy z zimowym oknem transferowym, pojęcie „ryzyka” zostało okrzyknięte najlepszym „transferem” Ligi Mistrzów – zjawiskiem, które rzekomo przyciągało więcej uwagi niż zwykłe gwiazdy. Nie dajmy się jednak zwieść – było tu sporo pozorów.
Część tego „ryzyka” polegała na braku awansu do najlepszej ósemki.
Atalanta i Milan odpadły z tego wyścigu w środę. Ich kara? Dwa dodatkowe mecze w kalendarzu – w fazie play-off. Czy to faktycznie kara? Kibice zazwyczaj chcą oglądać swoje drużyny tak często, jak to możliwe, zwłaszcza w Lidze Mistrzów, więc trudno uznać to za poważną karę. Wręcz przeciwnie – dla wielu, poza trenerami i piłkarzami, którzy muszą zmierzyć się z dodatkowymi przygotowaniami i większym obciążeniem, to raczej bonus.
Na jednym końcu tabeli Liverpool mógł wysłać młodzież na mecz z PSV w Eindhoven. Na drugim – dziewięć drużyn odpadło już przed ostatnią kolejką. Większość pozostałych była pewna awansu lub niemal go pewna, co sprawiło, że emocje ograniczały się do walki o pozycje w tabeli tak rozległej, że przypominało to obserwowanie wyprzedzania rywali w środku stawki podczas wyścigu Indy 500.
Dla widza trudno było nadążyć i utrzymać koncentrację.
Prawdziwy dramat wynikał z przypadkowego zbiegu wprowadzenia nowego formatu z jedynym sezonem w 17-letniej karierze trenerskiej Pepa Guardioli, w którym jego zespół wyraźnie szwankuje. Ostatecznie jednak wydłużenie fazy otwierającej z sześciu do ośmiu meczów dało takim gigantom jak Manchester City – którzy zostawili sobie rozwiązanie problemów na ostatnią chwilę, w przeciwieństwie do Paris Saint-Germain czy Realu Madryt – wystarczająco dużo czasu, by wyjść z opresji.
Kiedyś 10 lub 11 punktów było standardem gwarantującym awans z grupy składającej się z sześciu meczów. Choć w 2013 roku nawet 12 punktów nie wystarczyło Napoli. Tym razem, w inauguracyjnej fazie ligowej, City, Sporting i Club Brugge awansowały do fazy play-off z dorobkiem 11 punktów, ale zdobytych w dwóch dodatkowych spotkaniach.
Rozczarowywały także zasady rozstrzygania remisów.
Gdy Brugge świętowało porażkę w Manchesterze, Dinamo Zagrzeb było przygnębione mimo zwycięstwa na Maksimirze. Pokonali Milan, ale odpadli z powodu gorszego bilansu bramek. Pojawia się więc pytanie: czy różnica bramek to sprawiedliwe kryterium, skoro – jak w przypadku Dinama – mierzyli się z innym zestawem rywali niż City, Sporting czy Brugge?
Gole zdobyte na wyjeździe też nie byłyby idealnym rozwiązaniem, bo przecież nie gra się z każdym rywalem u siebie i na wyjeździe.
Grając z ośmioma różnymi zespołami, zyskujemy więcej różnorodności, ciekawości i mniej powtarzalności. Nowy format rodzi jednak kolejny dylemat: kiedy liga przestaje być ligą? Skoro nie gra się z każdym, terminarz twojego klubu może wydawać się abstrakcyjny, a ta abstrakcja może przypominać otwarcie puszki Pandory. Bo jeśli zasada mecz-rewanż przestaje obowiązywać, to czy w ogóle ma znaczenie, gdzie te mecze się rozgrywa? Może to otworzyć drzwi do spotkań Ligi Mistrzów w Nowym Jorku i Rijadzie.
Nie powinniśmy zapominać, że pierwotnym grzechem tej zmiany formatu było wyzwanie rzucone UEFA przez Superligę. Model szwajcarski to format otwarty. Nie jest zamknięty na nowych uczestników. Ale zapewnia klubom większe przychody – choć nie tak duże, jak niektórzy sądzili, że zarobią w nowych rozgrywkach – a faza play-off z udziałem 16 drużyn działa niczym siatka bezpieczeństwa, chroniąca elity przed eliminacją. Zamiast spadać do mniej prestiżowej i bardziej męczącej Ligi Europy, mogą dalej rywalizować o duże pieniądze.
Podobnie jak w przypadku iluzji „ryzyka”, kolejną sztuczką – a w istocie kompromisem – jest to, że mamy do czynienia z formatem przypominającym Superligę, tyle że pod szyldem UEFA.
„Czyż nie jesteście rozbawieni?”
Pozostawię was z obrazem Aleksandra Čeferina, poranionego przez buntowników z Superligi, rzucającego miecz na piasek Koloseum.
To gest zwycięstwa, porażki, czy może wasza pięść wciąż unosi się w powietrzu, zawieszona w niepewności? – pyta na końcu James Horncastle, odnosząc się do Gladiatora.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze