Advertisement
Menu
/ relevo.com

Obalając kataloński mit, że Espanyol to przybudówka Realu Madryt: „Cała ta kpina to pomysł Barcelony”

Mit o Espanyolu jako „przybudówce” Realu Madryt narodził się w latach 80., choć niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Polityka, media i rywalizacja z Barceloną pomogły utrwalić stereotyp o rzekomej bliskości Espanyolu z Królewskimi. Choć statystyki przeczą tej narracji, określenie „małe Bernabéu” do dziś budzi kontrowersje wśród kibiców Espanyolu. Całą historię w reportażu na łamach Relevo opisuje Alberto Martínez. Przedstawiamy pełne tłumaczenie jego tekstu.

Foto: Obalając kataloński mit, że Espanyol to przybudówka Realu Madryt: „Cała ta kpina to pomysł Barcelony”
Trybuny Sarrià w latach 70.. (fot. Relevo)

Alfredo Relaño, emerytowany dziennikarz i były dyrektor dziennika AS, w rozmowie z Enriciem Gonzálezem dla Relevo podzielił się wspomnieniem, które doskonale pokazuje, jak chwytliwe hasło potrafi przekraczać granice i zakorzeniać się w zbiorowej świadomości.

„Pamiętam okładkę, którą źle przygotowaliśmy w Asie. Gdy zburzono Estadio de Sarrià, na sugestię Tomása Guascha, który jest kibicem Espanyolu i Realu Madryt, zatytułowaliśmy ją: «Pożegnanie z małym Bernabéu». Otrzymaliśmy mnóstwo skarg. Byłem zaskoczony, bo gdy Real grał na Sarrià, widziałem tam wiele madryckich flag, podczas gdy na Camp Nou prawie żadnej”, wspominał.

Article photo

Okładka pochodziła z 1997 roku. Relaño, choć mieszkał głównie w Madrycie, podróżwaoł po całej Hiszpanii. Przejął wówczas popularne w Katalonii określenie, że „Espanyol to klub satelicki czy przybudówka Realu Madryt”. Stąd „małe Bernabéu” – określenie, które nie było całkowicie bezpodstawne, bo Estadio de Sarrià faktycznie przyciągało wielu kibiców Królewskich z Katalonii. Dla nich dotarcie na Camp Nou było znacznie trudniejsze, jeśli nie niemożliwe. „To była jedyna okazja, by zobaczyć swoją drużynę. Podobnie było z Betisem, może nawet kibiców Betisu było więcej niż madridistas”, mówił Guasch

To określenie zyskało taką popularność, że przylgnęło do Espanyolu, mimo iż liczby temu przeczyły. W całej historii swoich spotkań Espanyol wygrywał z Realem Madryt częściej (23%) niż z Barceloną (20%). Co więcej, najwyższe zwycięstwo w historii klubu to wygrana 8:1 z sezonu 1929/30. Od inauguracji RCDE Stadium w 2009 roku Espanyol nie pokonał Barcelony ani razu w lidze, wyjąwszy jeden mecz w Pucharze Króla, po którym i tak został wyeliminowany. 

„Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Jeśli przegrywamy, jesteśmy przybudówką czy zapleczem Realu Madryt. Jeśli wygrywamy, to tylko dlatego, że tak powinno być. Bo przecież Real zawsze wygrywa”, mówi z ironią Oriol Pagès, historyk Espanyolu, który kilka lat temu przeprowadził badania na temat tego stereotypu. 

„Po prostu cię ignorują. Nie istniejesz. Z odrobiną szczęścia znajdziesz się na 20. stronie katalońskiej prasy sportowej. Chyba że wydarzy się jakaś kontrowersja lub spektakularna porażka – wtedy trafisz od razu na okładkę. Ale gdy przyjeżdża Real Madryt… cud! Nagle o tobie pamiętają. Z zapomnianego stajesz się niezbędnym wojownikiem w walce z białym wrogiem. To tylko wygodny pretekst”, dodaje Oriol Pagès.

Jaume Sabaté, który grał w Espanyolu w latach 60. i 70., zanim zdobył Puchar Króla z Betisem, nie przypomina sobie takiej atmosfery. „Byliśmy przeciwnikami Realu Madryt. Nie mieliśmy żadnych specjalnych relacji. Zatrudniliśmy Di Stéfano i nikt nie mówił o żadnym klubie satelickim. Taka narracja po prostu nie istniała”, wspomina. Dowodem na rywalizację może być też znane zdjęcie z 1969 roku, na którym piłkarz Realu Madryt, José Luis, uderza pięścią w twarz obrońcę Espanyolu, Juliána Rierę. 

Article photo

„Relacje były zawsze poprawne, bo aż do lat 70. i 80. Espanyol był jednym z czołowych klubów. Obowiązywał taki sam szacunek jak wobec innych. Przykładowo przy transferze Zamory nie było miejsca na konflikt – Real po prostu przyszedł z dużymi pieniędzmi”, dodaje David Tolo, historyk Espanyolu. Kiedy więc narodziło się powiedzenie, że Espanyol to klub satelicki Realu Madryt?

Lata 80.: trybuny Sarrià, Brigadas Blanquiazules i Trofeu Ciutat de Barcelona
„W latach 60. i 70. ludzie nie podróżowali tak często, więc było więcej kibiców Espanyolu. Nie przypominam sobie inwazji madridistas – przyjeżdżali tylko ci zamożniejsi”, mówi Jaume Sabaté, wspominając atmosferę na Sarrià. Z kolei Oriol Pagès, który w połowie lat 70. był jeszcze dzieckiem, pamięta to inaczej: „Mieliśmy tylu socios, ilu mieliśmy. Dla kibiców Realu Madryt to była okazja, by zobaczyć swoją drużynę. Rzadko wygrywaliśmy, częściej przegrywaliśmy”.

Tolo wskazuje na lata 80. jako moment, gdy mit o „małym Bernabéu” zaczął się utrwalać: „Wtedy faktycznie są zdjęcia, które przypominają atmosferę z Bernabéu. Stadion Sarrià mógł pomieścić 44 tysiące widzów, a liczba socios Espanyolu była prawdopodobnie o połowę mniejsza. Dzięki temu wiele biletów trafiało do kibiców drużyn przyjezdnych”.

W tej dekadzie pojawiły się dwa kluczowe elementy. Między 1983 a 1990 rokiem Real Madryt aż sześciokrotnie uczestniczył w Trofeu Ciutat de Barcelona jako klub zaproszony, co potwierdzało dobre relacje między klubami i przynosiło Espanyolowi wymierne korzyści – stadion był wypełniony, a wpływy z biletów rosły. „Poza tym między 1982 a 1995 rokiem Espanyol wygrał z Realem Madryt tylko trzy razy”, podkreśla Tolo.

Do tego dochodzi rozwój ruchów ultras. W latach 80. na hiszpańskich stadionach pojawiły się Boixos Nois, Ultras Sur i Brigadas Blanquiazules. Ultras Sur i Brigadas nawiązali sojusz, podczas gdy Boixos stali po przeciwnej stronie barykady. Walki między grupami były częstym zjawiskiem w okolicach stadionów. Choć niewygodne, to właśnie te relacje ultrasów połączyły Espanyol z Realem Madryt w sposób, który zaczął się utrwalać w świadomości kibiców. „Ochaita, historyczny lider Ultras Sur, często bywał na Estadio de Sarrià. Można go było spotkać w barze, gdzie zbierali się Brigadas Blanquiazules. Dlaczego trzymali się razem? Bo byli przeciwnikami Boixos Nois, to proste”, wspomina jeden z dziennikarzy tamtych lat.

Prasa „kibicowska” i głosy Barcelony w mieście
„Myślę, że wszystko zaczyna się od kwestii politycznych. W katalońskim społeczeństwie określenie «hiszpański» brzmiało obco – Espanyol zmienił nazwę dopiero w 1995 roku – a nazywanie go rezerwami czy przedłużeniem Realu Madryt było sposobem na jego deprecjonowanie”, przyznaje Jaume Sabaté. „Przed latami 80. nikt się nad tym nie zastanawiał ze względów politycznych, później pojawił się inny język i inna prasa”, dodaje. Oriol Pagès zauważa z kolei, że istotnym momentem była zmiana podejścia mediów do Barcelony i Espanyolu.

„Trzeba zrozumieć, jak wyglądały wówczas media. Zniknęła gazeta Dicen, a pustkę po niej wypełnił Sport. I od tego momentu wszystko się zmieniło. Potem dołączyło Mundo Deportivo. Wcześniej w Katalonii okładki prasy sportowej na zmianę poświęcano Barcelonie i Espanyolowi. Ale pod koniec lat 80. to się skończyło, mimo że Espanyol przeżywał dobre chwile, jak choćby finał Pucharu UEFA. Społeczeństwo się zmieniło, a wraz z nim sposób przekazywania informacji”, opowiada Pagès. Zgadza się z nim David Tolo: „Wtedy pojawiło się zjawisko «prasy kibicowskiej» – takiej, która otwarcie wspiera jeden klub – i zaczęły się uszczypliwości. Do tego doszedł fakt, że na Sarrià przyjeżdżało wielu kibiców Realu Madryt, więc zaczęto mówić o «małym Bernabéu». Ten mit zrodził się w latach 80. i 90., ale niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Wystarczy spojrzeć na statystyki”.

„Myślę, że ten mit powstał po to, by umniejszyć Espanyolowi, bo to chyba najmniej lubiany klub w swojej własnej «domowej» okolicy. Funkcjonuje w środowisku rywala, a cała ta kpina to pomysł Barcelony, by dokuczyć Espanyolowi i połączyć go w jedno z Realem Madryt, którego też nie znoszą”, dodaje Tomás Guasch, który do 1996 roku pracował w Mundo Deportivo. „Hasło Sempre amb el Barça («Zawsze z Barçą») – genialny chwyt marketingowy Sportu – wyznaczyło nowy trend, który z czasem przejęły także AS i MARCA, zmieniając zasady gry i marginalizując Espanyol w mediach”.

Pagès przywołuje artykuł dziennikarza Xaviera Boscha, który w 2001 roku w Diari Ara opublikował tekst zatytułowany „Espanyol: viagra dla Florentino”. Pokazuje on, jak głęboko zakorzeniło się przekonanie, że Espanyol działa niczym drużyna rezerwowa Realu Madryt i „pozwala się ogrywać”. Bosch pisał: „Znajomy z Madrytu powiedział mi, że gdy Florentino ma podjąć ryzykowną decyzję na walnym zgromadzeniu, planuje je tuż po meczu z Espanyolem. (…) Gdy Real jest w kryzysie, Espanyol zawsze wyciąga do niego pomocną dłoń. (…) Espanyol czeka do Wigilii, by popsuć Barcelonie święta…”. Pagès skomentował to jako „tanią amunicję dla demagogii”, dodając: „Mimo to takie rzeczy powtarza się w kółko. A wiadomo, że kłamstwo powtarzane wystarczająco często staje się prawdą. Gdy za tym stoi potężna machina propagandowa, jaką jest katalońska prasa sportowa, konsekwencje dla klubu mogą być bardzo poważne”.

Epoka Camacho, wypożyczenia i ochłodzenie relacji
Artykuł Boscha podsumowuje przekonanie, że Espanyol zawsze jest gotów pomóc Realowi Madryt. Jeszcze przed nim powstał jednak inny mit – bardziej „namacalny” – związany z José Antonio Camacho, który był piłkarzem Królewskich, zanim został trenerem Espanyolu. Jego postać wzmacniała przekonanie o bliskich relacjach między klubami. Paradoksalnie jednak, patrząc na fakty, Camacho okazał się jednym z największych antimadridistas – wygrał trzy z sześciu meczów przeciwko Realowi.

W nowym tysiącleciu Espanyol zbliżył się do Realu Madryt, szukając wzmocnień w postaci wypożyczonych zawodników, co świadczyło o dobrych relacjach. Przykładem może być transfer Joselu. „Byli przecież Casilla, Lucas Vázquez, Asensio… A wcześniej, w latach 70., Verdugo czy Marañón”, wylicza Guasch. „Ale podobne relacje łączyły nas z Barceloną – z takimi piłkarzami jak Toni Velamazán czy Roger Garcia. Tyle że te więzi zerwano w 2003 roku po aferze z Saviolą, gdy Dani Sánchez Llibre i Joan Laporta publicznie starli się przed kamerami i zakończyli współpracę”, dodaje Tolo

Dodatkowego smaczku tej historii dodało tak zwane Tamudazo z 2007 roku. Wówczas gol Raúla Tamudo – najlepszego katalońskiego strzelca w historii – dał Espanyolowi remis 2:2 w derbach na Camp Nou. Ten wynik sprawił, że na kolejkę przed końcem sezonu Real Madryt wskoczył na pozycję lidera… i sięgnął po mistrzostwo. Choć to dość „świeża” historia, brzmi jak czarno-biały klasyk.

W ostatnich latach temat przycichł, głównie ze względu na dwa spadki Espanyolu do drugiej ligi. W ostatnich latach temat przycichł, głównie ze względu na dwa spadki Espanyolu do drugiej ligi. Ten „okres zawieszenia” sprawił, że narracja o Espanyolu jako zapleczu Realu Madryt przestała być tak obecna w mediach.

Alfredo Relaño podsumował to w swoim artykule dla El País: „Historyczna tendencja barcelonismo do traktowania rywala jako obcego tworu, bez prawdziwych barcelońskich korzeni. To coś, z czym Espanyol (wcześniej Español) walczył przez całe swoje istnienie – niestety bez sukcesu”.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!