Nieśmiały uśmiech przed meczem z Liverpoolem
„Gdy drużyna gromadzi tyle gwiazd i ma trenera, który potrafi je uporządkować (a nie zawsze tak było), jedynym, czego potrzebuje, jest odnalezienie odpowiedniego nastawienia”, zaczyna swój felieton na łamach El País Manuel Jabois. Hiszpan to dziennikarz i pisarz, który jest madridistą i autorem słów do ostatniego hymnu Realu Madryt.
Jude Bellingham. (fot. Getty Images)
Dorastanie zawsze jest zdradą – między innymi dlatego, że wtedy bardzo wyraźnie odróżniamy dobro od zła. Potem, z czasem, wszystko się zmienia do tego stopnia, że wczorajsze dobro, choć pozostaje tym samym, dziś staje się złem, a my nie mamy już o niczym pojęcia. I dobrze dla nas. „W Hiszpanii są podręczniki, które przedstawiają świat jako opowieść o dobrych i złych” – mam zapisane te słowa, które przeczytałem kilka miesięcy temu. Oczywiście, tak samo jest w Niemczech. Harlan Coben wypowiedział genialne zdanie na ten temat, przenosząc różnicę między dobrem a złem do sportu, konkretnie do baseballu i jego linii faulu. To linia tak cienka i zrobiona z czegoś tak ulotnego jak kreda. „Kiedy ją przekraczasz, naprawdę zaczyna zacierać się granica między tym, co sprawiedliwe, a tym, co nieczyste – i odwrotnie” – mówi. Ach, sprawiedliwość. Nie wiemy, gdzie jest dobro, a co dopiero mówić o tym, gdzie leży sprawiedliwość.
Piłka nożna, podobnie jak wiara, daje pewne oparcie, które jest odporne na upływ czasu. Jedna z tych zasad jest tak prosta, że aż przytłaczająca: piłkę zawsze trzeba podać temu, kto jest najlepszy. Najlepszy niekoniecznie musi być najskuteczniejszy, ale tym, kto sprawia, że wszyscy grają lepiej. Czasem najlepszy jest również najskuteczniejszy, jak Maradona. W obecnym Realu Madryt można dyskutować, kto jest najlepszy, ale co do tego, kto sprawia, że inni grają lepiej, nie ma wątpliwości – to Jude Bellingham. Oczywiście Bellingham, choć warto poczekać na więcej minut Gülera, bo Turek gra w piłkę, jakby nie robił niczego innego od chwili narodzin. Kiedy Bellingham gra na pozycji logicznej, a nie wymyślonej, jak w najgorszych meczach Królewskich, z Mbappé świetnie odnajdującym się na lewej stronie i Gülerem grożącym z prawej, Real wygrywał mecze już w pierwszych 45 minutach, jak na Butarque. Do tego doszła dynamika Viníciusa (intuicyjnego i nieustępliwego w odbiorze piłki, co zapoczątkowało akcję bramkową Bellinghama), z którym trzeba rozmawiać jak z małym dzieckiem. Abstrahując od całego przedstawienia, bądźmy pragmatyczni: czy on naprawdę nie wie, że boiska są pełne kamer, a jeśli przeciwnik trafi go w klatkę piersiową, a on padnie z rękami na twarzy, nie będzie żółtej kartki, bo jest VAR, i na dodatek oglądać to będą groźni dziennikarze głosujący na Złotą Piłkę, robiący notatki?
Ostatnie dwa mecze Królewskich po porażce z Milanem u siebie mają w sobie powiew nostalgii. Co mogło wydarzyć się w tamtym meczu przy innej postawie i bardziej wojowniczym nastawieniu, a nie apatii, jaką pokazali po głośnym 0:4 z Barceloną? Gdy drużyna ma tyle gwiazd i trenera, który potrafi je poukładać (co nie zawsze miało miejsce – trzeba uwzględnić kontuzje czy wieczne zwlekanie ze zmianami), jedyne, czego potrzebuje, to odnalezienie odpowiedniego stanu ducha. Real nie miał go w tym sezonie, bo kwestie mentalne brutalnie podporządkował szaleńczemu tempu, co sprawiało, że w kluczowych meczach rezultat zależał od jakiejś niemożliwej heroicznej akcji. Do tego dochodzi skuteczność – tradycyjne źródło wyników Los Blancos, gdy środek pola jest rozbity. Nierówny, potężny, gdy zamyka przeciwnika z piłką lub błyskawicznie kontratakuje, solidny w defensywie przeciwko Osasunie i Leganés, ale chwiejny przeciwko Milanowi i Barcelonie. Real przyjeżdża na Anfield, miejsce swojej ostatniej legendy (to słynne 2:5), z niewielką ilością kart w ręku, ale może z tymi decydującymi.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze