Szukając utraconej tożsamości
Real Madryt w sezonie 2024/25 nie przegrywa (w najgorszym wypadku remisuje), ale i nie przekonuje. Najwyższa pora, by zacząć przekonywać. Najwyższa pora, by gra Królewskich nabrała konkretnego i charakterystycznego madryckiego sznytu. Najwyższa pora odzyskać utraconą tożsamość i wygrać, grając dobrze.
Vinícius Júnior. (fot. Getty Images)
Co byś – drogi Czytelniku – odpowiedział na pytanie, jaki jest w tym sezonie Real Madryt? Na pewno nie jest porywający. Nie jest też ani spektakularny, ani przesadnie skuteczny, bo oddaje dużo strzałów, ale po niewielu z nich piłka ląduje w siatce. Na pewno jest inny aniżeli w minionej kampanii. Ktoś powie, że to przez wyrwę w środku polu pozostawioną przez Toniego Kroosa, czego naturalną i nad wyraz oczywistą konsekwencją jest ten mityczny brak równowagi; ktoś inny stwierdzi, że to przez dołączenie Kyliana Mbappé do i tak świecącej już niemalże oślepiającym blaskiem madryckiej konstelacji gwiazd. I wiesz co? Obaj ktosie będą mieć rację.
Bo takiego wirtuoza jak Kroos nie da się zastąpić jeden do jednego, a adaptacja długo wyczekiwanego na Santiago Bernabéu Francuza i proces jego wdrożenia się w mechanizmy wehikułu Carlo Ancelottiego przebiega mozolniej, niż można się było tego spodziewać. Mimo że wywiązuje się on z obowiązków napastnika i zdobył już pięć bramek w śnieżnobiałej koszulce. Paradoksalnie łatwiejsze okazało się ubiegłoroczne wkomponowanie do drużyny Jude’a Bellinghama i odzwyczajenie się od obecności na boisku Karima Benzemy.
Niezależnie od tego, którą przyczynę aktualnego stanu rzeczy uznamy za tę prymarną, jedno jest pewne po pierwszym miesiącu kampanii 2024/25 – Królewscy próbują odnaleźć swoją utraconą tożsamość. Zupełnie niczym doktor Martin Harris z filmu „Tożsamość” grany przez Liama Neesona, który po wypadku samochodowym i wybudzeniu się ze śpiączki odkrywa, że ktoś jak gdyby nigdy nic zabrał mu jego życie. Utraconą… A może skradzioną? Skradzioną przez bezbłędną jak na razie na ligowym poletku Barcelonę, która po pięciu kolejkach ma komplet punktów na swoim koncie i może pochwalić się aż 17 strzelonymi golami.
Real na szczęście nie zgubił swojej tożsamości całkowicie. W końcu wciąż nie przegrywa i pozostaje niepokonany w La Lidze od 24 września 2023 roku. Zatem jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, niedługo stuknie od tego momentu okrągły rok. Ale żeby wszystko faktycznie poszło zgodnie z planem, trzeba znaleźć lekarstwo na dolegliwości, które uniemożliwiają Los Blancos granie na miarę oczekiwań. Carletto od kilku tygodni uparcie przekonuje, że wie, gdzie leży problem, i wie, jak go rozwiązać. Ostatnio za sprawą doniesień dziennika MARCA dowiedzieliśmy się, że receptą może być zmiana formacji i powrót do ustawienia z czterema pomocnikami. Nie wiemy, na co finalnie zdecyduje się sympatyczny Włoch z Reggiolo, lecz wierzymy, że podoła temu wyzwaniu, ponieważ z oczywistych względów nie mamy powodów, żeby mu nie ufać. A jednocześnie nie możemy sobie pozwolić na kolejne wpadki.
Żaden madridista raczej nie wyobraża sobie, by nasz odwieczny rywal miał skopiować nasze wspaniałe sukcesy z poprzedniego sezonu, a te dwa remisy z Mallorcą i Las Palmas były chyba wystarczającą przestrogą i klarownym sygnałem, że po koronacji na mistrzów Hiszpanii i Europy nie można zwalniać obrotów. „Nie jesteśmy na naszym najlepszym poziomie i to normalne. Poprawiamy się, gdy sezon zaczyna wchodzić w decydującą fazę”, nie owijał w bawełnę na piątkowej konferencji prasowej Ancelotti. Oczywiście można żartować, że najważniejsze starcia mają miejsce wiosną i zapewne sztab trenerski, a przede wszystkim „Sierżant” Antonio Pintus, już teraz szykuje formę zespołu na marzec, kwiecień czy maj, ale tego typu psoty odłóżmy na bok.
Zanim bowiem nasi ulubieńcy przystąpią do prestiżowej rywalizacji w derbach Madrytu, czekają ich dwie teoretycznie łatwiejsze potyczki. Dziś w naszej zmodernizowanej i zapierającej dech w piersiach świątyni odwiedzi nas powracający na salony po rocznej banicji Espanyol. W rozgrywkach 2022/23 Papużki okazały się gorsze tylko od wyjątkowo fatalnego Elche i jako przedostatnia ekipa w stawce spadły do Segunda División, choć do siedemnastej Almeríi straciły ostatecznie tylko cztery punkty.
Przed rokiem Katalończycy zaplecza nie zwojowali, bo uplasowali się na czwartej pozycji i stanęli przed koniecznością bicia się o awans w barażach. W półfinale skromnie uporali się ze Sportingiem Gijón (1:0 w dwumeczu), a w rewanżowej konfrontacji finałowej z Realem Oviedo odrobili jednobramkową stratę z pierwszego spotkania (2:1 w dwumeczu) i ostatecznie mogli świętować szybki powrót do elity. Ta jednak nie przywitała ich najżyczliwiej.
Dwie porażki w pierwszych dwóch seriach gier, odpowiednio z Realem Valladolid i Realem Sociedad, nie były z pewnością spełnieniem marzeń Los Blanquiazules. Ale lepsze zaczęło się dziać, począwszy od wywiezienia przez nich jednego oczka z murów Cívitas Metropolitano. W dwóch następnych partiach zanotowali dwie wygrane. Na tarczy z RCDE Stadium, lepiej znanego jako Estadi Cornellà-El Prat, wyjeżdżali kolejno Rayo Vallecano oraz Deportivo Alavés. Pozwoliło to podopiecznym Manolo Gonzáleza wspiąć się na dwunaste miejsce w ligowej tabeli.
Na poziomie Primera División Los Merengues mierzyli się z Espanyolem łącznie 176 razy. Bilans jest dla nas wyjątkowo korzystny (107 zwycięstw, 33 remisy, 36 porażek), przy czym nasze ostatnie niepowodzenie z tym przeciwnikiem wydarzyło się stosunkowo niedawno, a mianowicie – w październiku 2021 roku (porażka 1:2 w stolicy Katalonii). Natomiast żeby odkopać naszą ostatnią domową klęskę z Los Periquitos, należy cofnąć się aż do roku 1996 (1:2 po dublecie Jordiego Lardína). Biorąc te fakty pod uwagę, o wynik dzisiejszego meczu możemy być względnie spokojni. Z naciskiem na „względnie”.
Szacunek rywalowi należy się zawsze, niemniej jednak nie chcemy nawet słyszeć o scenariuszu na dzisiejszy wieczór zakładającym cokolwiek innego niż nasz triumf. Jeśli pupile poczciwego Carletto znów będą męczyć nasze oczy, ale mimo wszystko sięgną po trzy punkty, to jakoś to przełkniemy. Wszak wygrywanie, gdy nie wszystkie idzie po myśli, jest nie lada sztuką i nie każdego na to stać. A już na pewno nie stać na to byle kogo. Trzeba mieć to „coś”.
Jeśli jednak udałoby im się zaprezentować nam choć zalążek przyjemnego, efektownego, a zarazem niezmiennie efektywnego futbolu, bylibyśmy im szalenie wdzięczni. „Staramy się sprawić, by kibice Realu Madryt byli szczęśliwi. Idealnie byłoby wygrywać i grać dobrze”, stwierdził wczoraj nasz Mister. No to może by tak…?
***
Mecz z Espanyolem rozpocznie się dzisiaj o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze