Hazard: Real to klub, który trochę się afiszuje, a ja taki nie jestem
Eden Hazard udzielił obszernego wywiadu dla magazynu France Football. Były piłkarz Realu Madryt opowiadał o całej swojej karierze.
Eden Hazard podczas sesji zdjęciowej do wywiadu. (fot. L’Équipe)
Masz moc, aby ponownie przeżyć moment w swojej karierze. Który z nich wybierzesz?
Wow… Mój pierwszy profesjonalny mecz z Lille w Nancy (24 listopada 2007). Wtedy wszystko się zaczęło. Było zimno. Czekałem z Badisem (Lebbihi)…
Więc, z powrotem jesteś na ławce na Marcel Picot, jak się czujesz?
Mam 16 lat, więc nawet nie myślę o poważnej grze. Nie czuję żadnej presji. Piłka nożna jest łatwa, ponieważ w mojej głowie myślę, że jest łatwa. Dzień przed tym, jak powiedziano mi „wejdziesz”, byłem bardzo szczęśliwy. Przegrywaliśmy, a ja wszedłem w 77. minucie z numerem 33, bez nazwiska na koszulce. Dla mnie piłka nożna zawsze była taka sama: radość, dawanie i czerpanie przyjemności, czy to w meczach towarzyskich, czy półfinałach mistrzostw świata. To była moja ścieżka i moja tożsamość.
Miałeś tę pewność siebie, którą uważałeś za coś oczywistego, z drużyną, która była trochę niezależna…
Irytowało to ludzi, gdy zaczynałem, co mogę zrozumieć. Ale nie zapominajmy: to było prawie dwadzieścia lat temu, inne pokolenie, inny sposób myślenia. Przybycie z taką pewnością siebie było źle widziane, nie było to zbyt dobrze odbierane. Dużo mówi się o pokoleniu z 1987 we Francji, Benzemie i innych. Teraz jest inaczej. Doceniam 16-latka, który przychodzi i mówi: „Hej, dajcie mi piłkę, a ja was minę”. Czapki z głów dla niego! Szacunek.
Czy mogłeś zostać postrzegany jako pretensjonalny gość?
Myślę, że nawet jako mały gnojek. Pojawiałem się, nie wiązałem nawet butów i mówiłem: „No dalej, dawaj”. Wtedy zobaczyli. Przede wszystkim zobaczyli, że nie rzucam słów na wiatr. „Daj mi piłkę”, OK, bam, bam, gol! Chłopaki mówią: „Wow!”. Ale co było najważniejsze? Jesteś dobry, wygrywasz, dostajesz premie, wszyscy są szczęśliwi. Miałem w sobie tę cząstkę „mam to w dupie”, tego małego gówniarza na boisku, ale poza nim byłem pełen szacunku. Nie sprawiałem kłopotów w szatni. Śmiałem się ze wszystkimi. Znasz te historie. Przy kilku okazjach uświadomili mi: „Uważaj, bo jesteś jeszcze gówniarzem”.
Co najbardziej zachwyciło cię w ciągu tych szesnastu lat?
Połączenie między nami, zawodnikami, a ludźmi. Dzielenie się emocjami. Wygrywanie meczów i tytułów. Widok szczęśliwych kibiców. Na ulicy nawet ludzie z Marsylii i Paryża mówią mi: „Wow, tamto LOSC było wtedy świetne!”. Tak samo jest w Londynie z fanami Arsenalu: „Hazard, to było wspaniałe”. Oni kochają piłkę nożną.
A jakie zagranie dostarczyło ci najwięcej emocji?
Kanał. Mogłem być bezużyteczny, ale gdybym założył komuś kanał, byłoby dobrze. Stało się: 5. minuta, kanał, chodź, przestanę. Przegraliśmy 0:3, ale założyłem komuś dziurę. Ale to nigdy nie miało na celu upokorzenia. Po prostu moi koledzy mówią do mnie: „Och, twoje kanały, zobacz to na YouTube”. Teraz mówię moim dzieciom: „Spójrz na kanały tatusia”. Uwielbiam piękne zagrania, piękną kontrolę. Lubiłem też zwody ciałem. Mój środek ciężkości był nisko, moje ciało było ustawione pod kątem, wow! Był taki czas, kiedy z moimi plecami do gry i taką kontrolą (naśladuje początek ruchu), nikt nie mógł odebrać mi piłki. Pamiętam jeden pojedynek z Van Dijkiem, piłka ani drgnęła. Byłem taki pewny siebie. Ogólnie rzecz biorąc, albo był faul, albo obrońca upadał. Genetycznie miałem szczęście, że mam duże uda i duże pośladki, a to bardzo mi pomogło. Spójrz na Viniego, ma takie uda, że nie można mu odebrać piłki. Kanały? Robiłem ich wiele i często pomagały. Wykonujesz piękne zagranie i słyszysz „och” i „wow” ze stadionu. To świetna zabawa!
Jaki był twój najlepszy gol?
Nie potrafię wskazać jednego. Z Lille, gol z Saint-Étienne (10 września 2011), slalom między zawodnikami i wykończenie prawą nogą. Przeciwko West Hamowi (8 kwietnia 2019) z Chelsea, trochę tego samego na małej przestrzeni. Ten z Liverpoolem (26 września 2018). To są bramki, które mi się podobają, które mnie reprezentują. Strzał z daleka z Marsylią (6 marca 2011) nie jest w moim stylu. Kiedy oglądałem filmy z piłkarzami, nie obchodziły mnie strzały z daleka.
Czy spotkałeś się z jakimiś złymi zawodnikami?
W Premier League bywali źli, ale szanowali grę. W Hiszpanii są wredniejsi, bardziej okrutni. Specjalnie przejdą po tobie i powiedzą: „Nie zrobiłem tego celowo”. We Francji był Souleymane Diawara. Był przerażający. Widziałem go ponownie z Variétés, to w sumie jest miły gość, ale na boisku…
Czy byłeś zestresowany z powodu piłki nożnej?
Miałem tylko dobry stres, związany z meczem i ekscytacją. W rzeczywistości byłem bardziej zestresowany pod koniec, kiedy grałem mniej. Musiałem grać, musiałem się pokazać. Nie wiem, czy to był stres. Mogłem sobie powiedzieć: „Dalej nie czuję się dobrze, wiesz co, nie podawaj mi piłki”. W Realu czułem się tak, jakbym miał stracić piłkę, zanim ją w ogóle dostałem.
Jaki byłeś przed wielkim meczem?
Nie mogłem się skoncentrować przez dwie godziny wcześniej. Próbowałem robić wszystko na odwrót, koncentrując się, przygotowując, rozgrzewając: obsrywałem się na boisku, naprawdę. Ale kiedy grasz w tenisa lub Mario Kart, śmiejesz się, wygłupiasz się w szatni, zapominasz o meczu i jego znaczeniu, a potem odpadasz! Półfinał mistrzostw świata przeciwko Francji, to samo. Często rozgrzewka była do niczego, ale grałem dobrze. Mój tata się śmiał. Z drugiej strony, gdybym uderzył w górny róg, bim, bam, byłbym tam i przez pierwsze trzy minuty nigdy byś mnie nie zobaczył.
Czy piłka nożna była zawodem?
Nie, to była gra. Starałem się w nią grać do końca. Kiedy przestała być grą, przestałem. Wiedziałem, że to moja praca, zarabiałem na życie. Ale chciałem być z dala od tego. To moje hobby, moja zabawka. I właśnie dlatego zrobiłem karierę. Tak właśnie się czuję.
Czy chciałbyś mieć inną mentalność? Na przykład etykę pracy Cristiano Ronaldo?
Nie. To nie byłbym ja. Nie poszedłbym do zimnej kąpieli na godzinę po meczu. Zostaw mnie w spokoju, ja i moi koledzy idziemy do domu, gramy w karty i pijemy piwo. Bawię się z synami w ogrodzie przez dwie godziny. To była moja regeneracja. Gdybym był taki jak Cristiano – a są jeszcze inni – to bym się wypalił.
Jak poradziłeś sobie z wymaganiami profesjonalnego futbolu?
Kiedy jesteś dobry na boisku, robisz to, co chcesz. To był mój punkt wyjścia. Radziłem sobie sam. Nie chodziłem na siłownię co trzy dni, nie chodziłem na trzy godziny do fizjoterapeuty. Ale zrobiłem różnicę. Wymogiem jest bycie dobrym.
Jakie były twoje najmniej ulubione zadania? Praca w obronie?
Broniłem. Ale nie o to mnie proszono. W przeciwnym razie byłbym obrońcą. Kiedyś śmiałem się z tego z Azpim (Césarem Azpilicuetą) i Branislavem (Ivanoviciem). „Hej, to ty jesteś tym, który biega!”. Ale zawsze mówiłem to z szacunkiem. Oni wiedzieli.
John Obi Mikel powiedział: „To najbardziej leniwy zawodnik, jakiego widziałem. Ale w weekend był bohaterem meczu, a potem przychodził i mówił nam: «Chłopaki, widzicie»”.
To prawda i uwielbiam to, co mówi. OK, byłem leniwy. Później codziennie chodziłem na treningi. Ale dawałem z siebie tak wiele i brałem na siebie tak wiele w meczach, że nie mogłem znieść bycia na pełnych obrotach przez cały tydzień, przyjmowania ciosów. Moje ciało nie wytrzymałoby piętnastu lat, tylko trzy. Kiedy jesteś gwiazdą drużyny, jeśli nie idzie ci dobrze… Z niektórymi trenerami nie wyszło: „On nie biega na treningach, a potem młodzi, którzy przychodzą, chcą robić to, co Eden”. Ale nie każdy może robić to, co Eden. To właśnie mi wyjaśnili. Ale zostawcie mnie w spokoju. A jeśli nie chcą biegać, to niech nie biegają. Nie chcę być wzorem do naśladowania.
A co z dietą?
Normalna. Nie powiem, że przesadzałem. Nie byłem ostrożny. Ale nie chodziłem codziennie do McDonald’s, bo tak nie wytrzymuje się szesnastu lat na tym poziomie, ale nie sądziłem, że to ważne. Jestem bon vivantem, lubię zjeść i napić się z przyjaciółmi. Zdarzało się, że jadłem w domu w noc poprzedzającą mecz, piłem butelkę wina i po prostu odpoczywałem. O ja, Boxing Day, Boże Narodzenie, raclette, wino, jedziemy, nie wiem gdzie, gol, gol… Ale ludzie mówią mi, żebym był ostrożny. To dziwne… Dieta to ściema, jest bezużyteczna. Cóż, jest dobra, jeśli chcesz grać do 40. roku życia. Wiedziałem, że to nie będzie mój przypadek. Miałem trochę szampana Ruinart Blanc de Blancs, zawsze był w lodówce.
A epizod z hamburgerem i Georgesem Leekensem?
Błąd młodości. Ale zabawny, bo zrobiłem potem z Belgią kilka dobrych rzeczy. Ostatni mecz sezonu (eliminacje do Euro 2012 z Turcją), po nim były wakacje. To było ważne, mogliśmy się zakwalifikować, ale byłem rozczarowany, że zostałem wyrzucony z boiska. W szatni zobaczyłem, że nie strzeliliśmy rzutu karnego. Na boisku normalnie bym go wykorzystał. Zadzwoniłem do ojca: „Chodź, spotkamy się na zewnątrz”. Była tam budka z hamburgerami, więc poprosiłem wujka, żeby coś przyniósł. Jedliśmy, a kamera pojawiła się w środku. To było głupie, ale nic się nie stało. A w Belgii hamburgery są przecież dobre! Jutro, jeśli Leekens tam będzie, zjemy jednego razem.
Kiedy podpisujesz kontrakt z Realem i przyjeżdżasz na początek sezonu z 5 kilogramami nadwagi, myślisz, że coś zepsułeś?
W Chelsea właśnie zakończyłem chory sezon, jeden z najlepszych w mojej karierze. Powiedziałem sobie: „Teraz jestem w Realu, to mogą być ostatnie wakacje, jakie będę mógł mieć”. I sobie poluzowałem, jak robiłem to każdego lata. Siedem lat w Anglii, bez przerwy na Boże Narodzenie, dając z siebie wszystko, więc kiedy mam trzy lub cztery tygodnie wolnego: „Nie przeszkadzaj mi”, bo mam grille, rosé, wszystko to. To pozwoliło mi zacząć od zera. Ale w Realu coś poszło nie tak i to wszystko.
Czy kiedykolwiek myślałeś, że twoje ciało każe ci płacić za twoje ekscesy?
Nie. Moje ciało każe mi płacić za te wszystkie lata, kiedy zaczynałem wcześnie, ciężko pracowałem i prawie nigdy nie przestawałem, za wszystkie uderzenia, które przyjąłem. Nie dlatego, że zjadłem to czy tamto. Wmawiam to sobie, ale nie mogę tego udowodnić. Ci, którzy wiedzą wszystko, powiedzą: „To dlatego, że nie zwracał na to uwagi”. Akceptuję to. W Realu miałem jedną kontuzję za drugą. Czasami nawet nie wiedziałem jak i dlaczego. Budzisz się, wstajesz z łóżka i robisz sobie krzywdę. Moje ciało było już zmęczone, nie mogło już tego znieść. Musiało odpocząć, ale nie mogło. Ciało mówi i moje przemówiło do mnie. W ciągu ostatnich kilku lat powiedziało mi wszystko: „Hej, wiesz co, śmiało, skończ z tym gównem, uważaj na siebie, dbaj o siebie”.
Który trener pozwalał ci na najwięcej?
Trudno powiedzieć, wielu z nich trochę mi pozwalało. Ale dlatego, że byłem dobry. Jedynym, który naprawdę mnie cisnął, był (Antonio) Conte. Każdego dnia musisz robić to, tamto… I to mnie wkurzyło. To jeden z najlepszych trenerów i być może miałem z nim swój najlepszy sezon, ale to on najmniej mi odpowiadał, jego treningi, jego sesje taktyczne. Trzeci rok pracy (José) Mourinho nie poszedł tak dobrze, ale lubiłem go. Mówił: „Uważaj na Edena, nie bij go”. Brałem piłkę w ręce i śmiałem się: „Hej, nie bij mnie!”.
A inni?
Zizou, mieliśmy relacje piłkarskie, da ci kilka instrukcji, nie będzie cię denerwował. (Rudi) Garcia, (Roberto) Martínez, było z nimi świetnie. Nie myśl, że zawsze pozwalali mi robić wszystko. Ludzie mówią, że byłem leniwy. Ale nie spędziłem szesnastu lat nie trenując. Gierki, minimecze, byłem tam. To prawda, pojawiałem się spóźniony w niektóre poranki, nie spałem dobrze, nie czułem się najlepiej, a kiedy tak było, mówiłem o tym. „Nie dawaj mi piłki. Robię z siebie metr kwadratowy i się nie ruszam! Nie ruszam się!”. I nie ruszałem się przez godzinę. Godzina taktyki: „Czy mogę iść z fizjoterapeutą?”.
Jak udało ci się przekonać wszystkich do siebie?
Mam tę cząstkę: „Jesteśmy tutaj, tylko się wygłupiamy”. To musiało niektórych wkurzyć. Czułem to, podchodziłem do nich i mówiłem: „Wiesz co, przepraszam, że nie trenowałem jak należy, ale będzie dobrze, wygramy. Przyniosę ci pudełko czekoladek i poczujesz się lepiej”.
Miałeś kilku świetnych trenerów, ale czy potrzebowałeś ich?
Nie sądzę. Nie możesz oczekiwać, że uwierzę, że trener, który ma świetnych zawodników, czegokolwiek ich uczy. W City jest oczywiście Guardiola, ale on nie będzie uczył Keva (De Bruyne), jak wykonać podanie, ale raczej jak zarządzać sobą i jak realizować taktykę. Jest sam na boisku, aby podać do Haalanda. Czego zamierzasz nauczyć Modricia? Może niektórzy trenerzy powiedzą: „Za kogo on się uważa?”. Tak, oczywiście, że trzeba trenować. Ale jest coaching i jest trenowanie. „Powiedz mi, gdzie mam być, a zrobię to, co muszę. Z piłką jestem tam, nie martw się”.
W którym momencie czułeś się najsilniejszy?
Sezon, w którym byliśmy mistrzami z Mourinho (2014/15), pierwszy z Conte (2016/17) i ten z Sarrim (2018/19). Przegapiłem Ligę Mistrzów, gdy byłem w najlepszej formie. To mały żal, że nie doprowadziłem Chelsea tak daleko, jak Drogba w 2012 roku… Odchodzę, a oni wygrywają (2021). Więc Belgia wygra teraz EURO, to jest pewne.
Twój ostateczny mecz?
Brazylia (ćwierćfinał Mistrzostw Świata 2018). Czułem się tak silny psychicznie i fizycznie. Byłem nie do zatrzymania. Nie strzeliłem gola, nie zanotowałem asysty, a nawet spudłowałem. Ale to właśnie ja. Byłem graczem, o jakim marzyłem w tym meczu. I sprawiłem, że ludzie marzyli, bez zdobycia bramek, bez niczego. Teraz tylko to się liczy. Są piłkarze – nie będę ich wymieniał, szanuję to, co robią – ale strzelają trzy gole, robiąc trzy takie rzeczy (pokazuje wyciągniętą stopę – dop.), a potem ludzie mówią: „Wow”… Grają w świetnych drużynach i tyle. Tak, sprawiają, że wygrywasz, ale mogą dać coś tylko kibicowi swojej drużyny, dla mnie nic. Oglądałem PSG ze względu na Verrattiego. Nie miało znaczenia, jak się prowadził, ile kartek zebrał, nie potrafił się zmienić. On jest trochę podobny do mnie. Drybluje w swojej strefie, może straci piłkę i strzeli gola po akcji od tyłu. Nie obchodzi go to, zrobi to ponownie. Czapki z głów dla artysty. Sprawiał, że to pokochałem!
Czy są jacyś inni?
Hatem (Ben Arfa). Grał ze swoimi dziećmi na boisku. Ronaldinho. Ludzie mówią: „On nie zrobił kariery. Mógł wygrać dziesięć Złotych Piłek, gdyby”… Nie. Tak właśnie było. Nie. Tak powinno być. Zdobył tylko jedną (2005), ale zapytaj któregokolwiek z dzisiejszych profesjonalnych graczy: z tysiąca, dziewięciuset powie ci: „Był moim idolem”. Riquelme nie był szybki, ale był szefem. Zidane, Robinho… Próbowałem też generować emocje, a najlepsze jest właśnie to. Nawet jeśli masz 5 kilogramów nadwagi. Czy dałem ci emocje? Tak? TAK! Nie? Szkoda dla ciebie, będziesz cieszył się z akcji kogoś innego.
Czy półfinał przeciwko Francji był fiaskiem?
Nie. Wtedy tak, byliśmy tak blisko awansu do finału. Patrząc wstecz, brakowało nam świeżości. Myślę, że wywołaliśmy więcej emocji, przegrywając, niż Francja wygrywając. Wszędzie słyszę o Belgii. To silniejsze niż zwycięstwo. Ludzie powiedzą: „Znowu ma dreszcze”.
Jeśli chodzi o czysty futbol, czy są jacyś zawodnicy, o których powiedziałeś sobie: „On jest lepszy ode mnie”?
Indywidualnie Messi jest chyba jedyny. Uwielbiałem oglądać zawodnika Barcelony, mniej pod koniec, ale jest największy w historii. Nie da się odebrać mu piłki. Cristiano jest większym piłkarzem ode mnie, ale pod względem czysto piłkarskim, szczerze mówiąc, nie sądzę. Może Neymar. Ale w Realu masz najlepszych graczy, także pod względem ich karier: Benzema, Modrić, byli najlepsi, Kroos, Kevin (De Bruyne), wszyscy emanują futbolem.
Czy można było zrobić coś lepiej?
Tak. Zawsze jest miejsce na poprawę, jeśli chodzi o zarządzanie i wybory. Może nawet powinienem był zrobić coś lepiej. Ale w tamtym czasie nie o tym myślałem. Nigdy nie przejmowałem się statystykami. 300 goli zamiast 200? Nie po to tam byłem. Robiłem to, co musiałem: dawałem przyjemność i czerpałem przyjemność.
Czy Real ci odpowiadał?
Łatwo to teraz powiedzieć. Byłem fanem Zidane'a, odkąd byłem dzieckiem. Był Zidane, więc kochałem Real. Bernabéu, biała koszulka, tam jest ten urok, którego nie mają inni. Real jest wyjątkowy. Po tym nie sądzę, bym tam pasował. Nie chodzi o mnie. To klub, który trochę się afiszuje, a ja taki nie jestem. Nawet sposób, w jaki grali, nie pasował do mnie, jeśli porównać go z innymi klubami. Ale to było moje marzenie. Nie mogłem zakończyć kariery bez przyjścia do Madrytu.
Czy nie sprostałeś wysokim standardom, które narzucił Real?
Czułem to. Tak jak zawsze, chciałem robić na opak, robić rzeczy po swojemu i odnieść sukces. To tylko pokazuje, że Real jest większy niż cokolwiek innego. Gra tam jest skomplikowana. Może potrzebowałem więcej trenować. Miałem też kiepskie kontuzje w złych momentach. Operacja, płytka, ograniczenie. Wracam, odczuwam ból, muszę się zmuszać. W drugim sezonie zapierdzielałem na całego. Przychodzi Ancelotti. Dobre przygotowanie, gram dobrze. Ale moje ciało, ból, kontuzje…
Czy tego było za dużo?
Pewnego ranka, kiedy się obudziłem, miałem taki guzek na kostce. Infekcja. Musiałem przejść kolejną operację, czego chciałem i o co prosiłem. Miałem jeszcze dwa lata kontraktu i powiedziałem sobie: „Dalej, spróbuj, zrób coś”. Ale zaczynałem ze zbyt daleka. Straciłem swoje miejsce, potem pewność siebie, a potem pragnienie. Przeszedłem od bycia twardym przeciwko facetom, którzy zdarli mi kolano, do wstawania z łóżka, kontuzji. Chciałbym zrozumieć dlaczego, ale nie mogłem. Na przykład widziałem się z facetem, który pracuje z energiami. Powiedział mi, że „energie nie działają”. Cholera, co się dzieje? Twoje ciało po prostu nie chce, to wszystko, po prostu to zaakceptuj. Znasz zawodnika, który kończy karierę i nigdzie nie odczuwa bólu? Jestem blisko z Pastore, który tu mieszka. Mówi mi to samo. Ciało mówi stop.
Czy cierpiałeś?
Nie. Mam szczęście, że jestem w tym biznesie i zarabiam dużo pieniędzy. Ludzie walczą każdego dnia, a ja nie mam prawa narzekać, nawet gdy nie grałem, nawet gdy byłem kontuzjowany, mówiąc: „Życie jest do bani”. Tak po prostu nie może być. Odczuwałem ból, ale z drugiej strony… ostatecznie używałem tego jako wymówki: „Boli mnie, nie mogę tego zrobić”. Nie byłem przygnębiony, ale nie miałem już na to ochoty. Po prostu nie miałem energii ani siły. Przyjemność była moją ścieżką, moim kierunkiem. Nie było sensu, to był koniec.
Mógłbyś zarobić dużo pieniędzy gdzie indziej?
Dlaczego miałbym to zrobić? Dziesięć milionów więcej? To dużo, ale nie miałem na to ochoty. I nie muszę robić wiele, by być szczęśliwym. Odwożenie dzieci do szkoły, gra w piłkę nożną, cieszenie się moim ostatnim synem w wieku 2 lat, golf, tenis, padel, trochę biegania, małe rzeczy w życiu. Uwielbiam to. Uwielbiam oglądać seriale lub kreskówki z dziećmi. Nie oglądam już dużo piłki nożnej, tylko mojego brata w Anderlechcie i jego kolegów. VAR jest do bani. Wszyscy narzekają.
Czy czułeś się winny, że nie byłeś zawodnikiem, jakim chciał cię widzieć Real?
Nie. Było mi smutno z powodu kibiców Realu i byłem z tego powodu rozczarowany. Kiedy przyjechałem, byli pełni nadziei. Czuję się trochę tak, jakbym ich zawiódł. Mam ochotę powiedzieć im: „Hej, to nie moja wina, moje ciało po prostu się poddało. Próbowałem, ale się nie udało. Przepraszam”.
Teraz zajmij swoje miejsce na ławce na Bernabéu, 4 czerwca 2023 roku, przeciwko Athleticowi.
Już wiem. Jestem tylko trochę smutny, że to musiało się tak skończyć. Idealną historią byłby hat-trick i ciao. Wszystko skończyło się dobrze w Lille i jeszcze lepiej w Chelsea. Wiedziałem, że to koniec i nawet nie chciałem nic więcej. Po pierwsze, może ludzie by na mnie gwizdali, a to nie byłoby dobre. „Zostaw mnie na ławce”, podoba mi się to.
Koledzy z drużyny cię wspierali.
Nie potrzebowałem tego, nic nie zrobiłem. Takie jest kino, taki jest Real Madryt. Robią to, ponieważ… Dzięki za wszystko, chłopaki, ale nie miałem na to ochoty. Byłem o krok od pójścia do szatni i powiedzenia: „Uspokój się i nie zachowuj się jak Amerykanin”. Ale powiedziałem sobie: „Bądź ze wszystkimi”. Nawet jeśli nie dałem tego, czego ludzie oczekiwali.
Jest spora przepaść między tym, co czujesz na dwóch ławkach, tej na początku i tej na końcu.
Tak, kiedy byłem w Nancy, wszystko, co chciałem robić, to wychodzić na boisko, a potem nie chciałem już tego robić. To była świetna historia. Czasami ostatni rozdział książki jest do bani. Myślisz: „Co do ch**a, dlaczego to się tak kończy?”. Ale potem książka staje się bestsellerem. Jestem małym chłopakiem z Braine-le-Comte, ze wsi, cieszę się piłką nożną na swój własny sposób, a to, co mnie przejmuje, to to, że dałem emocje. Moja kariera była wspaniała, to wielki bestseller.
W 2019 roku powiedziałeś nam: „Kiedy moja kariera dobiegnie końca, będę siedział na kanapie z chipsami i piwem, patrząc, jak bawią się moje dzieci”.
Chipsy i piwo, no nie wiem. Tylko piwo. W najlepszym z możliwych światów byłbym daleko, w górach, samowystarczalny, z owcami, chociaż nie jestem pasterzem. Nikt nie zwracałby na mnie uwagi. Albo jakaś podróż dookoła świata z dziećmi w kamperze. Im mniej będę widoczny, tym lepiej. Mimo to lubiłem być w centrum uwagi, być najlepszym w zespole, to było świetne, ale nie potrzebowałem tego. Nie będę za tym tęsknił. Podobał mi się profesjonalny futbol, ale nie chcę do niego wracać. Jestem tego w 100% pewien.
Objąć drużynę młodzieżową?
Może, ale 5–6-latków, kiedy chcą po prostu pobiegać z kolegami i dobrze się bawić. To właśnie robię. Moi synowie grają, ja jestem na boisku, są pewne rzeczy, których rodzice… „Musisz wygrywać mecze za wszelką cenę”, nie! W drodze tutaj myślałem o tym i chcę powiedzieć dzieciakom: „Możecie robić, co chcecie, wy leniwe dranie”. Bo to wszystko, co słyszymy: „Musisz pracować”. Dzisiejszy piłkarz to przede wszystkim praca. Tak, oczywiście, ale ważne jest, aby dobrze się bawić, stawiać przyjemność na pierwszym miejscu i ponad wszystko inne. Nie tylko ja tak myślę, być może niektórzy boją się to powiedzieć. Można to robić tak i z szacunkiem dla ludzi: „Nie zważaj, kogo to obchodzi, po prostu ciesz się grą, poczuj to”.
Making of
Lokalizacja: Hotelowa restauracja w zachodniej części Madrytu, dwie minuty od jego domu.
Czas trwania: Nieco ponad dwie godziny, w tym degustacja ciasta i robienie zdjęć.
Wypity napój: Kawa z mlekiem.
Inne obecne osoby: Léo, fotograf i kilku klientów.
Ocena, jaką sobie wystawił: 11/10. „Dałem z siebie wszystko”.
Ocena od nas: 9/10. Naturalny i miły, taki sam jak na boisku i poza nim.
Trzy wywiady, które chciałby przeczytać we France Football. „Kiedy ostatnio pytałem cię o moich trzech braci (Thorgana, Kyliana i Ethana), nawet nie wspomniałeś o jednym z nich”. Z Riquelme, Thierrym Henrym i Nico Anelką.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze