Socjologiczne madridismo i Negreira
Alfredo Relaño to emerytowany hiszpański dziennikarz i były dyrektor dziennika AS od 1996 do 2019 roku. Hiszpan ciągle udziela się poprzez felietony i komentarze dla różnych mediów. Tym razem na łamach Asa skomentował Sprawę Negreiry. Przedstawiamy jego pełny felieton.
Fot. Getty Images
Warto przypomnieć, że to właśnie Alfredo Relaño stworzył 12 lat temu słynny tekst „Ogólna teoria villarato” o wsparciu Federacji i w efekcie sędziów dla Barcelony. Ten tekst można znaleźć tutaj.
W środku Barçagate prezes Laporta broni się poprzez rzucenie na stół złotego asa: socjologicznego madridismo. W nim jest klucz do tej ektoplazmy, która otacza wszystko i popycha do działania. Od hasła „Madryt nas okrada” wygłoszonego przez Artura Masa w parlamencie z powodu cięć do socjologicznego madridismo Joana Laporty. Obaj wiedzą, że w Katalonii jest duża część, która kupuje ten kierunek. I tak, istnieje socjologiczne madridismo, nie podważamy tego, inne nastawienie byłoby korzystne dla Laporty, by zmienić dyskurs. Ono istnieje, ale istnieje przede wszystkim Enríquez Negreira, którego układów z Barceloną nie ujawniło socjologiczne madridismo, a program radia SER w Barcelonie o nazwie „Què t’hi jugues?” prowadzony przez wiernych barcelonistas, ale także wojowników o dobre dziennikarstwo, którzy nie przemilczeli tej informacji. To doprowadziło ich do wielkich nieprzyjemności w swoich stronach, gdzie Barcelona to więcej niż klub, gdzie Barcelona to praktycznie sprawa patriotyczna.
Sprawa jest taka, że klub przez 18 lat i czterech prezesów Barcelona obficie opłacała wiceprezesa arbitrów i przestała mu płacić dokładnie wtedy, gdy przestał nim być. Wśród jego zadań było spotykanie się z każdym sędzią w połowie sezonu w zamkniętej sali, by powiedzieć każdemu, czy dobrze mu idzie i czy znajdował się w grupie A (międzynarodowi), w grupie B czy w grupie C (grupa spadkowa). W sali pozostawało to, o czym rozmawiali.
Laporta podkreśla, że nie pojawi się żaden sędzia, który dostał pieniądze od Negreiry i będzie mieć rację. Nie sądzę, że dojdzie do czegoś takiego, bo nawet jeśli do tego doszło, to będzie trudno to odnaleźć. To jednak nie jest potrzebne, by pomagać określonej drużynie. Wystarczy wysyłać gołębie do domu i sokoły na wyjazdy, a rywalowi robić odwrotnie [w ten sposób zmarły dziennikarz Alfonso Azuara określał sędziów twardych i miękkich - dop. red.]. Pomaga też to, że w określonych sytuacjach mylą się w jedną lub drugą stronę. Rodríguez Santiago uznał w sobotę gola ręką Messiego (który bez Tamudazo dałby Barcelonie mistrzostwo), a w poniedziałek dostał do poprowadzenia finał Pucharu Króla. Daudén Ibáñez anulował Atlético legalnego gola w meczu z Realem i stracił status sędziego międzynarodowego. Tristante Oliva zabił swoją karierę po przyznaniu Realowi karnego w meczu z Valencią, który określono mianem karnego ushiro nage [Marchena powalił Raúla chwytem zapaśniczym, w którym odnaleziono chwyt z judo - dop. red.].
Nie, nie trzeba płacić ani wydawać ohydnych poleceń. Na mundialu sędzia nigdy nie pomylił się przeciwko Niemcom, Brazylii, Włochom… Chyba że mierzyli się z gospodarzem. Rzadko ci, którzy dochodzą na ten poziom, nie wiedzą, skąd wieje wiatr. A jeśli odstaje jakiś frędzel, to można coś zasugerować mu na prywatnych spotkaniach, jak to w tej salce, na którym Enríquez Negreira mówił ci po prostu, jak ci idzie i żebyś nie odpuszczał.
To rzeczy nie do udowodnienia, to jest oczywiste. Myślę wręcz, że sędzia Joaquín Rodríguez poprzez próbę przybicia Laporty tą dziwną drogą z określeniem Enríqueza Negreiry jako funkcjonariusza publicznego tylko mu pomoże, bo gdy ta bańka mydlana pęknie, Laporta będzie mógł powiedzieć, że nic tu się nie stało. A stało się.
Barcelona miała w tamtym okresie piłkarzy, którzy sięgali doskonałości. Nie mieli udziału w przekrętach i czują się fatalnie, gdy słyszą, że płynęli z prądem. Oni nawet nie musieli tego zauważać, bo żyli pochłonięci swoją doskonałością. Xavi był szczery w swoich skargach, chociaż pomieszał wiele spraw. Temat dopingu faktycznie wyszedł z madryckiej zęzy, był fałszywy, kupił to tylko dziennikarz radia COPE, który już nie pracuje w zawodzie, nikt nie ruszył za tym zającem i sprawy nie było. Nikt nie rozmawiał o tym w Madrycie, nie nadawano temu wiarygodności. Pamięta się o tym za to w Barcelonie, bo bardzo to tam zabolało. Przy okazji, reszta madryckiej prasy nie ruszyła też za zającem z villarato. To była bitwa wyłącznie Asa, który ruszył w pogoń, bo ten zając był prawdziwy.
Alfons Godall, wiceprezes w zarządzie Laporty, miał moment naiwności, gdy po odejściu z klubu opowiedział o villarato w telewizji Antena 3, a następnie pech z Enríquezem Negreirą dobił ten gwóźdź. Villarato istniało i nie tylko poprzez wsparcie Laporty dla Villara w bardzo stykowych wyborach na prezesa Federacji, jak myślałem ja. Okazuje się, że wszystko było naoliwione.
Czy te pieniądze na coś się zdały? Porównując tytuły krajowe, czyli La Ligę, Puchar i Superpuchar Hiszpanii, w okresie intrygi Barcelona wygrała ich 22 (9+6+7), a Real 10 (6+2+2). Poza Hiszpanią, z dala od cienia Enríqueza Negreiry, suma Lig Mistrzów, Superpucharów Europy i klubowych mundiali daje wygraną Realowi w stosunku 15 (5+5+5) do 10 Barcelony (4+3+3). Podsumowując: 22:10 dla Barcelony w Hiszpanii, 15:10 dla Realu poza nią. To niczego nie udowadnia, ale...
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze