Advertisement
Menu
/ as.com

„Za Flamengo stoi 50 milionów kibiców”

José Armando Ufarte znany jest w Hiszpanii głównie z czasów występów w Atlético, z którym zdobył trzy mistrzostwa i dwa krajowe puchary. Nim jednak zyskał sobie sławę w ojczyźnie przez wiele lat występował we Flamengo, czyli niedoszłym rywalu Królewskich w klubowym mundialu. Zapraszamy na zapoznanie się z treścią rozmowy, jaką z 81-latkiem przeprowadzili dziennikarze Asa.

Foto: „Za Flamengo stoi 50 milionów kibiców”
Fot. as.com

Proszę opowiedzieć, jak narodziła się historia zawodnika zwanego w Brazylii O Espanhol (z portugalskiego – Hiszpan).
W Brazylii wszyscy znają mnie jako O Espanhol, jako Ufarte nie kojarzy mnie nikt (śmiech). Mój ojciec wyemigrował do Rio de Janeiro i wraz z rodziną podążyliśmy za nim. Tam zobaczyli, jak gram w piłkę i zaproponowali mi testy we Flamengo. Wziąłem w nich udział i zostawili mnie w zespole. Byłem w klubie od 15. do 23. roku życia, potem odszedłem do Atlético. No dobrze, po drodze jeszcze spędziłem chwilę na wypożyczeniu w Corinthians, czyli drugim najbardziej kochanym klubie w Brazylii. To było jednak tylko dziewięć miesięcy.

Piłka to pojazd, którym najszybciej można dotrzeć do zintegrowania się z nową kulturą.
Kiedy wyemigrowałem, miałem już za sobą pobyt w młodzikach Pontevedry jako 13-latek. W Brazylii piłka to podstawa. W Hiszpanii ją lubimy, ale nie ma to porównania z Brazylią.

Piął się pan po kolejnych szczeblach, aż przyszło panu grać w towarzystwie mistrzów świata.
W ataku mieliśmy Gersona, który strzelił drugiego gola w finale mundialu w 1970. Razem dołączyliśmy do Flamengo, potem on odszedł do Botafogo. Jako 16-latek umiał już wszystko. Był także Dida, grał w pierwszym składzie reprezentacji jeszcze przed Pelé, oraz Joel, który zaliczył także etap w Valencii. Kiedy dołączyłem do pierwszej drużyny, trener przesunął Joela na przeciwległe skrzydło (śmiech).

Naprzeciwko pana stawał natomiast Garrincha.
Byłem jego absolutnym miłośnikiem. Jako Hiszpan mogłem grywać w nieformalnej reprezentacji regionu Rio de Janeiro. Garrincha także rzecz jasna tam występował. Raz, gdy wszedłem do hotelu, powiedział mi, że mam się przygotować do gry, bo on musi iść do znachorki z kolanem. Wierzył w znachorów bardziej niż w lekarzy! Był bez wątpliwości wyjątkową osobą. Przez pewien czas spotykaliśmy się regularnie w Madrycie, ponieważ jego żona była tancerką samby i występowała na Gran Víi. Zabrałem go nawet na trening Atlético. Łączyła mnie z nim wielka przyjaźń. Z Pelé także, ale nie aż taka. Za każdym razem, gdy odwiedzał Madryt, szliśmy jednak na wspólną kolację i tego typu rzeczy. Żywię olbrzymią sympatię i sentyment wobec Brazylijczyków, ponieważ zawsze fantastycznie mnie traktowali. Moja żona też jest Brazylijką.

Przeciwko komu grało się trudniej – Garrinchy czy Pelé?
Przeciwko obu! Byli największymi z największych. Pelé był bardzo kompletny, a do tego miał poukładane w głowie. Miał opanowany każdy aspekt gry. Był obunożny, świetnie dryblował. Garrincha natomiast umiał zadziwiać. Dysponował niebywałą szybkością. Na piętnastu metrach gubił wszystkich. Każdy obrońca wiedział, co zrobi, a i tak nikt nie umiał go zatrzymać.

Zawsze powtarza się, że Flamengo to najpopularniejszy klub w Brazylii.
I to prawda. Jest najbardziej kochany w kraju, największy. Do Maroka udały się tysiące fanów. Na klubowym mundialu piłkarze grać będą razem z 50 milionami kibiców za ich plecami, to więcej niż liczy cała ludność Hiszpanii. Nasz stadion był dla nas w praktyce za mały, prawie zawsze trzeba było grać na Maracanie. Finał ligi stanowej z Fluminense graliśmy przed 185 tysiącami widzów. Niewiarygodna sprawa. To najgorętsze derby w kraju. Nie wiem do teraz, jak wszystkim udało się wyjść z tego cało, ponieważ przy tylu fanach mogło dojść do jakichś poważnych problemów.

Wracał pan później jeszcze do Brazylii z odwiedzinami?
Poleciałem kilka razy do Rio. Co roku też otrzymuję stamtąd życzenia urodzinowe. Kibice o mnie pamiętają. Raz ktoś mnie nawet rozpoznał po tylu latach i poprosił o autograf na koszulce. To niesamowite. Nigdy nie grałem tam na stadionie, gdzie na trybunach nie byłoby sporej liczby fanów Flamengo.

A nie myślał pan nigdy o występach dla reprezentacji Brazylii?
Gdy grywałem w kadrze regionu, namawiano mnie do przyjęcia obywatelstwa. Docelowo chcieliśmy jednak powrócić do Hiszpanii. Wciąż mieszkała tam moja siostra, a mama chciała wracać. Było ciężko. Jedynym rozwiązanie polegało jednak na transferze do któregoś z hiszpańskich klubów, a nie było o to łatwo.

Na czym polegał problem?
Nie chciano mnie sprzedać. Braliśmy udział w turnieju Trofeo Naranja w Valencii, występowało w nim także Atlético. Doszedłem z nimi do porozumienia, ale Flamengo nie zamierzało mnie puszczać. Powiedziałem, że albo mnie sprzedadzą, albo po prostu nie wsiadam w samolot powrotny do Brazylii. Albo mnie puszczacie, albo nawet nie wyciągajcie biletu powrotnego. Nigdy więcej nie zagrałem we Flamengo. Udawałem się tam co najwyżej w odwiedziny.

Śledzi pan z daleka poczynania Fla?
Tak, zawsze oglądam ich mecze, gdy tylko mogę. Myślę, że w razie dotarcia do finału, mecz z Realem może być dość wyrównany (wywiad przeprowadzono przed potyczka Flamengo z Al-Hilal).

Brazylijska piłka klubowa nie ma już aż takiej siły przebicia, ponieważ kluby nie są w stanie utrzymać młodych talentów. Tak przynajmniej wydaje się z naszej strony oceanu.
Tak właśnie jest. Do Europy trafia coraz więcej młodych piłkarzy. Vinícius czy Rodrygo przybyli do Realu Madryt jako 18-latkowie. Za moich czasów w Brazylii grało się najlepszą piłkę na świecie, to jednak było dawno. Dziś ci chłopcy nie mają zbyt wiele czasu, by się przyglądać, ponieważ zaraz opuszczają kraj. Od 1950 do 1970 roku Brazylia była najlepsza na świecie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!