Vinícius znów w centrum uwagi
Vinícius po meczu z Rayo znów znalazł się w centrum uwagi. W spotkaniu, w którym nie miał udziału przy żadnym golu, mimo wszystko stał się jednym z bohaterów głównie za sprawą tego, jak rywale próbowali i ostatecznie zdołali wyprowadzić go z równowagi.
Fot. Getty Images
Nie był to pierwszy raz, gdy widzieliśmy podobne obrazki. Nie dochodziło również do najbardziej jaskrawych incydentów. Tak czy inaczej, Brazylijczyk stopniowo usypał sobie górkę, która za chwilę może stać się poważnym problemem. Przede wszystkim dlatego, że już nawet w szeregach Realu Madryt było widać dezaprobatę wobec jego zachowań.
Na pomeczowej konferencji Carlo Ancelottiego pytano o zajścia z udziałem atakującego. Włoch w odpowiedzi użył zaś zdecydowanie bardziej oschłego niż czułego tonu głosu. – Przegraliśmy wiele pojedynków. To był trudny mecz dla niego i pozostałych. Vinícius zawsze stara się robić różnicę, ale tym razem nie prezentował poziomu z poprzednich potyczek. Tyle mam do powiedzenia w tej kwestii – wyznał Carletto, który w trakcie potyczki zdawał się momentami wręcz znudzony gestami swojego podopiecznego.
Gdyby istniała taka możliwość, Ancelotti najchętniej wsadziłby Viniego w bańkę, w której nie słyszałby otaczającego go szumu. Kiedy 22-latek ruszył dyskutować z arbitrem, szkoleniowiec zdawał się mówić do niego „zamknij się, uspokój się, skup się i graj”. Vinícius woli jednak słuchać muzyki, zamiast rad trenera i unikać kłopotów. Na Vallecas trąba powietrzna była o krok od doprowadzenia go do kompletnej histerii.
Nie da się ukryć, że piłkarza Królewskich kopano. Popełniono na nim siedem fauli, najwięcej w tym sezonie. Ponadto przeciwnik po prostu sam go szukał. Isi wypchnął go poza boisko, a kiedy Balliu dwa razy zapolował na jego twarz, Vini nie wytrzymał. Podbiegł do sędziego, a następnie bardziej niż boisko zajmowało go to, co dzieje się na trybunach. Nawet tak cierpliwy i wyrozumiał człowiek, jak Ancelotti po prostu zaczął się frustrować.
W poniedziałek hałas wziął górę nad futbolem. Vinícius nie zaliczył na stadionie Rayo ani jednego udanego dryblingu. Ani jednego. Nie oddał też żadnego strzału na bramkę i nie wykreował żadnej okazji. Sytuacja zaczyna niepokoić klub, ponieważ rywal znajduje w Brazylijczyku słaby punkt i wie, jak go wykorzystać. Sam Balliu przyznał to w dość czytelny sposób podczas pomeczowego wywiadu. Tylko ktoś naiwny będzie wierzył, że kolejni przeciwnicy nie będą próbowali tych samych sztuczek.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze