Advertisement
Menu
/ marca.com

Nowa rzeczywistość Valverde

Minęło 276 dni od 12 stycznia tego roku, gdy Fede Valverde rozpoczął nowe piłkarskie życie.

Foto: Nowa rzeczywistość Valverde
Fot. Getty Images

Tamtego dnia Urugwajczyk zaliczył kapitalny występ przeciwko Barcelonie w półfinale Superpucharu Hiszpanii. Mecz ten naznaczył jego przyszłość w Realu Madryt. Pomocnik (skrzydłowy?) zyskał sobie wówczas status kluczowego elementu układanki Carlo Ancelottiego. Dziś nikt nie śmie podważać pozycji Fede w zespole. Aż poniekąd szkoda, że przez tyle czasu Kroos i Modrić na swój sposób uniemożliwiali mu postawienie kolejnego kroku i obudzenie w sobie ducha bramkostrzelnego pomocnika, którym cały czas tak naprawdę był.

Świat piłki dziś zdejmuje przed Valverde kapelusze. Jego postawa w niedzielnym Klasyku potwierdziła jedynie, że mówimy o jednym z najlepszych w tym momencie środkowych pomocników świata. 24-latek prezentuje nowoczesny futbol, jest niezmordowany i stanowi idealną mieszankę jakości z siłą. Może biegać od jednego pola karnego do drugiego przez 90 minut na tej samej intensywności. Do tego dokłada gole i zaraża swoją energią pozostałych kolegów. Po końcowym gwizdku w Klasyku chwalili go wszyscy, w tym Iker Casillas i Toni Kroos. Niemiec na Twitterze stwierdził, że Fede to na tę chwilę top 3 piłkarzy na świecie. Sam Urugwajczyk w swoim skromnym stylu odpowiedział jedynie, że ma przecież najlepszego nauczyciela. Cokolwiek twierdzić o słowach Toniego, gra Valverde jasno pokazuje, że dziś punktem odniesienia w kwestii funkcjonowania środka pola jest już nie Barcelona, lecz Real Madryt.

Dla Ancelottiego Federico jest absolutnie nietykalny. Warto jednak pamiętać, że historia współpracy trenera i zawodnika wcale nie rozpoczęła się od poczucia ogólnej harmonii i zrozumienia. Przebyte kontuzje sprawiały, że Carlo nie widział w swoim podopiecznym gracza wyjściowej jedenastki. Valverde w pewnym momencie miał nawet myśleć o ewentualnej zmianie otoczenia. Wtedy jednak trafiło się spotkanie, które zmieniło wszystko. Gol strzelony Barcelonie w dogrywce półfinału Superpucharu Hiszpanii okazał się punktem zwrotnym. Fede wszedł dopiero w 82. minucie za Modricia, jednak półgodzinny występ wystarczył, by wreszcie odzyskać pewność siebie. Otoczenie piłkarza doradziło mu wówczas, by poszedł za ciosem i zamiast myśleć o potencjalnym transferze, dalej ciężko pracował w celu odwrócenia swojej sytuacji na dobre.

W całym procesie pomógł mu personalny trener oraz zmiana diety. – Nie powiem, że wcześniej nie dbałem o siebie na sto procent, ale czasami ulegałem pokusom. Nie jadłem źle, ale nieraz po meczach nie odżywiałem się tak, jak powinienem. Porozmawiałem z dietetykiem i zmieniłem dietę. Poleciałem do Urugwaju i mimo długiego lotu zagrałem bardzo dobrze. To dało mi bodziec do dalszych zmian na lepsze. Czułem się lepiej niż kiedykolwiek. Nie odstawiłem tak naprawdę żadnych produktów, po prostu nabrałem większej kontroli i dorzuciłem pracę z trenerem personalnym – opowiadał Fede w wywiadzie dla El Mundo. – Zmiana w odżywianiu i prywatne treningi napędziły moją karierę. Jestem upartym człowiekiem, nawet bardzo upartym. Tyczy się to zarówno boiska, jak i tego, co dzieje się poza nim. Gdybym miał przywalić głową w ścianę, by móc dalej podążać obraną ścieżką, przywaliłbym głową w ścianę – dodał.

Valverde odnosił się w powyższej wypowiedzi do zgrupowania z marca tego roku. W ojczyźnie miał on okazję spotkać się i porozmawiać między innymi z Diego Alonso i Luisem Suárezem. Dzięki starszym i bardziej doświadczonym kolegom jego poziom motywacji jedynie jeszcze bardziej wzrósł. Zwłaszcza były napastnik Barcelony mocno wspierał mentalnie pomocnika i przekonywał go, że ma wszystko, by stać się graczem światowego formatu. Suárez powiedział nawet Fede, że przypomina mu Stevena Gerrarda.

W kolejnych miesiącach Urugwajczyk wreszcie zaczął też zyskiwać uznanie Carletto. Z każdym dniem grał coraz więcej i coraz częściej okazywał się decydujący. Pełnił ważną funkcję podczas remontad w Lidze Mistrzów. Po fatalnym pierwszym meczu z PSG Ancelotti wprost przyznał, że trzeba coś zmienić w obliczu rewanżu. Drużynie brakowało przede wszystkim wysokiego pressingu. W rewanżu od początku widzieliśmy więc już Federico. Miejsca w składzie nie oddał już aż do samego finiszu, zwieńczonego asystą przy zwycięskim trafieniu Viniego. Sezon kończył z 46 meczami, ale też z tylko jedną zdobytą bramką, o której mowa była wcześniej. Wszechstronność Valverde pozwala mu grywać zarówno w środku pola, jak i na skrzydle, gdzie świetnie spisuje się w tercecie z Viníciusem i Benzemą.

Ancelotti wraz ze startem bieżącego sezonu nie miał już wątpliwości co do możliwości 24-latka. Trener w rozmowie z zawodnikiem wprost przekazał mu, że może być jeszcze ważniejszym ogniwem, ale też potrzebuje od niego większej liczby goli. – W poprzednim roku dziwnym wydało mi się, że Fede tylko raz trafił do siatki. Powiedziałem mu, że ma młotek w nodze i że jeśli uważa, iż nie jest w stanie strzelić co najmniej dziesięciu goli w sezonie, to wyrzucę moją licencję i odejdę na emeryturę – mówił w swoim stylu Włoch po wygranej z Lipskiem (jedna z bramek rzecz jasna była dziełem Valverde). W bieżącym sezonie El Halcón ma na koncie już pięć trafień, czyli tyle samo, co Rodrygo i Benzema. Tylko Vinícius z siedmioma bramkami znajduje się wyżej w strzeleckiej hierarchii. Fede jest też trzecim najczęściej używanym przez Ancelottiego graczem. Na murawie spędził 1076 minut. Przed nim mieszczą się Vini (1164) i Alaba (1095). Również pod względem szacowanej wartości rynkowej skok jest niebywały. Na tę chwilę zdaniem portalu Transfermarkt Valverde to drugi najcenniejszy piłkarz Królewskich. Wartość jego i Tchouaméniego to 80 milionów euro. Na szczycie znów znajduje się Vini z rynkową wartością opiewającą na 120 milionów.

Fakty są takie, że na ten moment Valverde to jeden z najlepszych środkowych pomocników planety. Jego miejsce w wyjściowej jedenastce nie podlega wątpliwości. Do tego stopnia, że nawet przeżywający świetne chwile Rodrygo musiał ustąpić mu placu i usiąść na ławce. Carlo nie może ściągać swojego Sokoła. To już ta chwila, w której możemy wymieniać go w jednym szeregu z Modriciem, Kroosem, Benzemą czy Viníciusem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!