Ayón: Real Madryt to najlepszy klub na świecie
Gustavo Ayón zorganizował w Guadalajarze swoje pożegnalne spotkanie. Przed startem meczu udzielił wywiadu dziennikowi AS.
Fot. własne
Jak się czujesz w tym wyjątkowym dla ciebie dniu?
Trochę jestem zdenerwowany, ponieważ pierwszy raz kończę karierę i myślę, że ostatni (śmiech). Jestem trochę zdenerwowany, bo nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, to nie jest zwyczajny mecz, lecz wyjątkowe i jedyne spotkanie. Nie mogę się doczekać.
Co powiedziałbyś 10-letniemu Gustavo, gdybyś miał taką możliwość?
Powiedziałbym, żeby był spokojny, że wszystko będzie dobrze, żeby dalej szedł drogą radości, zaangażowania, odpowiedzialności i wytrwałości, która mnie charakteryzuje od dziecka. Żeby był spokojny, żył z dnia na dzień, ciesząc się chwilą, każdą sytuacją, ponieważ w wielu takich sytuacjach nie pozwalałem sobie cieszyć się chwilą, bo myślałem już o kolejnym dniu. Powiedziałbym zatem, żeby podchodził do tego ze spokojem, że wszystko będzie dobrze i że nie trzeba się wszędzie śpieszyć.
W którym momencie kariery powiedziałeś sobie: „już to osiągnąłem”?
Nigdy nie miałem takiej chwili. Zawsze czułem się na maksymalnym poziomie. Zawsze chciałem więcej. Kiedy trzeba zdecydować o końcu, to trzeba, ale na maksymalnym poziomie. Nie chciałem kończyć kariery, bo nie mogę grać czy przez kontuzję. Jestem zadowolony, spełniony i zadowolony z mojej kariery.
Jakie wspomnienia masz ze swojej epoki w Realu Madryt? Byłeś częścią najbardziej zwycięskiej drużyny w historii tego klubu, z historyczną kadrą…
To było pięć cudownych lat z koszykówką. Z prawdziwą koszykówką. Byłem na maksymalnym poziomie. Pamiętam, że dzieliłem szatnię i boisko z wielkimi zawodnikami. Niektórzy grali wcześniej w NBA, niektóry dopiero mieli tam trafić jak Luka Dončić czy Facu Campazzo, no i był wielki trener, który pasował idealnie do Realu Madryt, czyli Pablo Laso. Najlepszy klub na świecie, wielka instytucja, która obejmuje piłkę nożną, koszykówkę, kibiców. To był naprawdę piękny etap, pełny na boisku i poza nim. Było cudownie. Kiedy podjąłem decyzję, byłem w 100% pewny. Nie chciałem mieć żadnych wątpliwości i tak było. Miałem NBA i miałem Real Madryt. Postanowiłem pójść do Realu Madryt, ponieważ wiedziałem, że wszystko się potoczy dobrze i będę miał stabilność. To było podstawą, żeby odnieść sukces.
To był twój najlepszy moment?
Byłem całkowicie dojrzały pod każdym względem. W głowie i fizycznie byłem niesamowity. Kiedy łączy się fizyczność z dojrzałością, doświadczeniem i znajomością gry, wyniki są wspaniałe.
Wróćmy do twoich trzech lat w NBA. Co czułeś, kiedy dowiedziałeś się, że zagrasz w tej lidze?
Czułem ogromną radość, której nie mogę wyrazić słowami. Musisz to poczuć. Powiedziałem: „Wow, osiągnąłem to, o czym marzyłem przez całe życie”. NBA jest cudowna. Cztery drużyny w trzy lata. Jednak ja nie chciałem przechodzić w NBA od jednej drużyny do drugiej. Być może w jednej bym grał, a w innej – nie. To była niepewność. Niestabilność pod względem emocjonalnym i sportowym. Nie chciałem tego. Mógłbym być 15 lat w NBA, ale tak naprawdę chciałem grać w koszykówkę. Raz nawet wysadzili mnie z samolotu, bo doszło do wymiany. Kiedy przyszedłem do Realu Madryt, grałem na maksymalnym poziomie. Euroliga jest na poziomie bardzo zbliżonym do NBA. Nie ma takiej ekspozycji jak NBA, ze względu na marketing czy spektakl, ale sportowo Euroliga jest bardzo blisko. Chciałem tam być i w tym uczestniczyć. Przy każdym tytule zdobytym w trakcie kariery byłem ważnym graczem w zespole.
Kto znalazłby się w twojej idealnej piątce? Którzy byli koledzy znaleźliby się w takiej drużynie marzeń?
Felipe Reyes, Al Horford, Paco Cruz, Sergio Llull i Luka Dončić. Jeśli miałbym ich prowadzić, to chciałbym mieć takiego strzelca jak Jaycee Carroll, takiego rozgrywającego jak Campazzo, który w obronie i w ataku jest niesamowity. Znów wybrałbym Reyesa i również Sergio Llulla.
Co dalej, Gustavo?
Od ośmiu lat jestem zaangażowany w świat biznesu. Interesy związane z branżą budowlaną, odzieżową i mięsną. Będę to kontynuował, bo mi się to podoba. Chciałem, żeby moje firmy wspierały meksykańską koszykówkę, by dalej pomagać tym dzieciom. Dalej będę otwierał boiska, kliniki, ale nie w celach zarobkowych, lecz dla rozwijania i wspierania inicjatyw związanych z koszykówką. Koszykówka dała mi wystarczająco dużo. Czas oddać coś temu sportowi. Robię to od kilku lat i dalej będę to robił.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze