Advertisement
Menu
/ as.com

Granero: Gdybym był Modriciem, grałbym do 87. roku życia

Esteban Granero udzielił wywiadu dziennikarzom Asa. Zapraszamy do lektury tego długiego i ciekawego wywiadu z byłym już pomocnikiem.

Foto: Granero: Gdybym był Modriciem, grałbym do 87. roku życia
Fot. Getty Images

Wciąż mówisz i myślisz jak piłkarz, czy minęło już wystarczająco dużo czasu, by mówić o karierze sportowej w czasie przeszłym?
Jestem już wystarczająco daleko. Czuję, że mam to za sobą. Nie odczuwam bolesnej nostalgii. 

Nadal jesteś jednak piratem?
Tak naprawdę w głębi duszy nigdy nim nie byłem. Jestem bardziej typem miłego faceta niż pirata. Poznałem wielu piratów, ale ja zawsze miałem bardziej konserwatywne podejście do życia. Siłą rzeczy ten pirat w moim przypadku się jednak przyjął. Nazwał mnie tak jeden z komentatorów Real Madrid TV, ponieważ miałem długie włosy i brodę od młodości. 

Stałeś się piłkarzem przez swojego brata. Zazwyczaj ktoś chce nim zostać z racji na ojca lub dziadka. 
Byłem piłkarzem przez i dla brata. Jest ode mnie starszy 12 lat i miał w sobie coś z ojcowskiego podejścia z racji na różnicę wieku. Bardzo interesuje się piłką. Bez niego nie zostałbym piłkarzem. Nigdy bym na to nie wpadł. Gdyby nie on, moją uwagę szybciej zwróciłoby sto innych rzeczy. Wyszło mi to jednak na dobre. Tak czy inaczej, pod względem mojego charakteru i osobowości futbol nie pasował do mnie aż tak. Brat jednak nalegał i miał siłę perswazji, zwłaszcza że ja od małego starałem się mu dogadzać. Takie coś czasami ma większą wagę niż samo powołanie czy talent. 

Czytelnicy mają przed sobą wywiad z emerytowanym już piłkarzem, działaczem Marbella FC, psychologiem, ekspertem od sztucznej inteligencji, pisarzem, molem książkowym, krytykiem literackim, miłośnikiem gór, szachistą, ekspertem w dziedzinie muzyki, gitarzystą, kompozytorem. Którym z tych tytułów przedstawiłbyś się w pierwszej kolejności?
Wszystkimi i żadnym. Nie jestem psychologiem, bo został mi jeszcze rok studiów. Gram na gitarze, ale słabo, ponieważ uczyłem się za dzieciaka. To prawda, że lubię góry, ale również nie chodzę w nie często. Tak samo jest z szachami, jestem członkiem klubu, ale dla średniozaawansowanych. Również nie nazwałbym się ekspertem od sztucznej inteligencji, nawet jeśli pracuję w mojej firmie od sześciu lat. Specami są ci, którzy pracują dla mnie, ja mam jedynie ogólne pojęcie. Powiedziałbym, że jestem po prostu człowiekiem ciekawym świata. Lubię robić nowe rzeczy. Nie jestem jednak tak naprawdę dobry w żadnej z tych, które wymieniłeś. Nie oznacza to jednak, że nie staram się w nich powoli rozwijać i się z nich cieszyć. 

W piłkę akurat grałeś całkiem dobrze. Masz za sobą 15-letnią zawodową karierę. 
Byłem totalnym szczęściarzem. Oczywiście zrobiłem po drodze dobrze wiele rzeczy, by zasłużyć na to, co osiągnąłem. Inni jednak robili to lepiej niż ja i nie dokonali aż tyle. Towarzyszyło mi szczęście oraz sprzyjały okoliczności. Nie wiem, jaką miarą faktycznie należałoby mierzyć sukces. Jeśli spojrzeć pod kątem tego, ile myślałem, że osiągnę i ile faktycznie osiągnąłem, to rzeczywiście moje oczekiwania zostały znacznie przekroczone. Tak czy owak, na świecie są setki, tysiące lepszych graczy ode mnie. Nigdy nie aspirowałem do miana najlepszego zawodnika na świecie. To skomplikowane środowisko, w którym nie czułem się do końca komfortowo. 

Nic nie jest smutne, aż się nie skończy. Potem wszystko jest smutne. W swoim pożegnalnym liście cytowałeś Kiplinga czy Dawkinsa. Ile czasu spędziłeś nad napisaniem go?
Prawie nic. Wyszedłem rano pobiegać i w tym czasie wymyślałem sobie treść. Szczerze mówiąc, wolałbym jednak zamiast tego nie robić nic i po prostu niezauważenie zniknąć. Tak, żeby ludzie po paru latach nie wiedzieli, czy wciąż gram czy też już zakończyłem karierę. Przyjęło się już jednak, że kiedy odchodzisz na emeryturę, musisz na sobie skupić uwagę. Nie czuję się wtedy komfortowo. Cytaty, których użyłem, są bardzo znane na całym świecie i akurat miały konkretny sens w kontekście tego, co miałem do przekazania. Nie czytałem potem tego listu drugi raz, naprawdę. Z pewnością brzmiałby dla mnie zbyt pedantycznie i sztucznie. Ale i tak go upubliczniłem. Przez dwa dni byłem trochę przytłoczony, ale potem wszystko minęło. 

Zakończyłeś karierę jako 34-latek. O tę decyzję poprosiło cię ciało czy głowa?
Bardziej głowa. Gdy mnie zobaczyłeś, sam stwierdziłeś, że wyglądam jak gotowy do gry. Nadchodzą jednak w życiu chwile, kiedy trzeba coś postanowić. Jeśli nie jesteś gotów umrzeć, by coś robić, to lepiej tego nie rób. Nie chodziło jednak o grę. Za grę mógłbym umrzeć. Ale już nie za to, co niesie za sobą bycie piłkarzem. Wiedziałem też, że po zawieszeniu butów na kołku pozostają mi inne zajęcia, nie poddawałem się pustce. Teraz cieszę się futbolem, ale z innej perspektywy. Czas, by młodzi przejęli pałeczkę. 

A kiedy widzisz Modricia, nie zaczynasz trochę żałować?
Gdybym był Modriciem, grałbym do 87. roku życia. Jest bardzo dobry. Ja nigdy nie byłem aż tak dobry, daleko mi było do niego. Zdominował epokę pod względem technicznym i taktycznym. Jest wspaniały. Wygrał zresztą Złotą Piłkę. Cały czas prezentuje stratosferyczny poziom. Kiedyś grał za napastnikami, teraz może zaś grać jeszcze długo jako rozgrywający. Nie jest w stanie robić rzeczy, które robił jako 23-latek, ale dziś potrafi robić coś, czego nie umiał wcześniej. 

Ty również byłeś świetnym zawodnikiem. 
Za dzieciaka bazowałem na fizyczności, byłem wyrośnięty. Zdecydowanie wyróżniałem się posturą. Nie byłem technicznym zawodnikiem. Miałem w tym aspekcie braki. Mówiono mi, że kiedy reszta kolegów zrówna się ze mną pod kątem budowy ciała, stracę przewagę i wielu będzie mnie przewyższało. To mnie bolało. Później jednak mój profil się nieco odwrócił. Opanowałem technikę w większym stopniu i nie wyróżniałem się już w żaden sposób budową. Umiałem korzystać z techniki i dokonywałem dobrych wyborów na boisku. 

Jesteś jednym z tych, którzy często dyskutowali  z trenerami na temat sposobu gry czy oglądali swoje mecze, by szukać defektów?
Z trenerami dyskutowałem tylko wtedy, gdy odsyłali mnie na ławkę. Kiedy grałem, wydawało mi się, że wszystko robię dobrze. Nigdy nie byłem zbyt skory do dyskusji. Zawsze szanowałem szkoleniowców. W mojej głowie myślałem, że wszystko robię właściwie. Trenerzy są zazwyczaj odpowiednio przygotowani, mają doświadczenie i starają się zachowywać obiektywizm wobec podopiecznych. Zawsze lepiej myśleć, że jeśli nie grasz, dzieje się tak z konkretnego powodu. Lepiej w takiej sytuacji zapytać, co możesz poprawić. Swoje mecze faktycznie oglądałem. To było dla mnie coś istotnego. Często można było dojść do wniosku, że albo wcale nie było tak źle, albo tak dobrze, jak początkowo ci się wydawało. 

W którym okresie byłeś z siebie najbardziej zadowolony?
Jestem dość dumny z pierwszego sezonu w Getafe. Miałem 19 lat. Wiele osiągnęliśmy, a ja grałem dobrze. Dotarliśmy do finału Pucharu Króla, z dobrej strony zaprezentowaliśmy się też w Europie. Z pierwszego roku w Realu Madryt także jestem dumny. Okoliczności były jednak skomplikowane. Konkurencja była olbrzymia: Sneijder, Kaka, Van der Vaart, Guti, Lass, Xabi. A ja i tak zagrałem w 35-40 meczach. Pellegrini był sprawiedliwy. Powiedział mi, że jeśli będę w lepszej formie od innych, będę grał. Miałem propozycje z innych klubów, ale Real potrzebował chyba jednej budżetowej opcji na rozegranie. Moja kandydatura odpowiadała klubowi. Jestem bardzo dumny również z sezonu po kontuzji oraz z pobytu w Espanyolu. Zostałem tam kapitanem, choć byłem w klubie od zaledwie 10 miesięcy. 

Jesteś dumny tak naprawdę z wielu rzeczy.
W ogólnym rozrachunku nie mam wyrzutów sumienia związanych z przebiegiem mojej kariery. Można było oczywiście pewne rzeczy zrobić lepiej. Mogłem poświęcać się nieco bardziej, ale nie odnoszę wrażenia, że coś zaniedbałem. 

W jakim sensie mogłeś się bardziej poświęcać? Chodzi o trening, więcej godzin na siłowni, lepszą dietę?
Byłem dobrym profesjonalistą. Prawdopodobnie nawet ponad średnią. Zawsze jednak chyba można wycisnąć coś więcej. Dziś oglądam Canalesa czy Casemiro i oni są trzy kroki przed tym, kim mogłem być. To o to mi mniej więcej chodziło. Nigdy nie wyciskałem z siebie siódmych potów na siłowni. Dieta również mogła być lepsza. Nigdy nie miałem ciśnienia na jak najlepsze recenzje, a inni tak. Sergio Canales jest po trzech operacjach kolana. Nie tylko uporał się z problemami zdrowotnymi, ale dziś jako 30-latek prezentuje swój najwyższy poziom. Jest szybszy, silniejszy, skłonny do większego wysiłku niż kiedykolwiek. To nie przypadek. 

Urodziłeś się w dzielnicy, w której kibicuje się rywalowi Królewskich. 
Tak, na terenie wroga. Szybko jednak się przenieśliśmy. Dziadek jednego z kolegów załatwił mi zaś testy w Realu. Dziś kluby kuszą 14-15 latków. Wcześniej tak nie było. Nigdy nie mogłem pójść gdzie indziej. Zresztą, gdzie mogłem chcieć odejść, będąc w Realu Madryt? 

Szkółką zarządzał wtedy Vicente del Bosque. 
Tak, mam świetne wspomnienia z tamtych lat. Vicente był wyjątkowym człowiekiem. Wiedział o nas wszystko. Pewnego dnia, wiele lat później, spotkałem się z nim, a on wciąż pamiętał imiona moich rodziców, do której szkoły chodziłem oraz czym zajmował się mój ojciec. Zrobiło to na mnie olbrzymie wrażenie. To wiele o nim mówi. Pod koniec sezonu zawsze szło się na Bernabéu. Człowiek szedł obsrany, bo bał się, że zaraz mogą cię wyrzucić. Ja jednak pokonywałem kolejne szczeble. 

W pierwszej drużynie miałeś jedynie dwóch trenerów: Pellegriniego i Mourinho. Gdyby ich porównać, są niczym dzień i noc. Różnią się we wszystkim. 
To prawda, są skrajnie różni. Z oboma zaliczyłem jednak wspaniałe doświadczenie. Byli wobec mnie wyjątkowi i myślę, że ja wobec nich także. Kiedy dochodziło do zmiany szkoleniowca, sytuacja była szczególna. Barcelona wydawała się nie do pokonania. Ciężko było się z tym mierzyć. Byliśmy Realem Madryt. Za Pellegriniego zdobyliśmy w lidze 96 punktów, ale zajęliśmy drugie miejsce. Ten sezon był w naszym wykonaniu nieskazitelny, ale Barcelona nigdy nie przegrywała. 

Potem przyszedł Mourinho. 
Wszyscy oczekiwaliśmy od niego przełomu. Był on niezbędny i faktycznie do niego doszło. Wydaje mi się, że z kim innym byłoby to niemożliwe. Ta zmiana dotyczyła rzeczy związanych nie tylko z futbolem. Wpłynęła na graczy, na taktykę. Udało nam  się wygrać Puchar Króla. Potem była liga rekordów. Przeżycie tego procesu transformacji było niesamowitym doświadczeniem. To była esencja Realu Madryt. Trener rozumiał, że ten klub jest stworzony do wygrywania. Były zabawne momenty, ale i skomplikowane. Czas niesamowitej nauki. 

Stwierdziłeś niegdyś, że jesteś pewien, iż któregoś dnia Mourinho wróci. Wciąż tak uważasz?
Sądzę, że w pewnym momencie faktycznie był blisko. Nie miałem jednak pojęcia, czy klub faktycznie rozważa jego zatrudnienie. Mou ma w sobie coś, co bardzo dobrze pasuje do Realu Madryt. Jego osobowość i charakter już się tu sprawdziły. Co takiego miał konkretnie? To chyba temat wymagający jakiejś analizy genetycznej. Nie chcę rzucać wyświechtanymi słowami. Nie chce mówić o ambicji czy diagnozowaniu problemów. Wszyscy są przecież ambitni. Mourinho jednak w swojej ambicji czy szukaniu rozwiązań ma coś, co pokrywa się z tożsamością Realu Madryt. On nigdy nie szukał wymówek. Mówiono, że zawsze stara się jakąś znaleźć, ale to była tylko maska, którą pokazywał na zewnątrz. Pewnie chciałbym, żeby Mou jeszcze wrócił, ale dziś drużynę prowadzi trener, który jest nie do przebicia. 

Pewnie chciałbyś mieć okazję pracy z Ancelottim. 
Bardzo. Wydaje mi się wyjątkowym fachowcem. Niezwykle go szanuję. To trener kompletny. Nie da się być lepszym. Jest szalenie inteligentny. Niewielu trenerów zebrało tyle doświadczenia zarówno jako piłkarz, jak i szkoleniowiec. W tej chwili nie ma dla Realu Madryt nikogo lepszego. Ancelotti stale to udowadnia. W piłce najważniejsze są wyniki, a Carlo je ma. Do tego ma świetne podejście względem piłkarzy. 

Jak wygląda życie z dala od Realu Madryt?
Gra dla Królewskich to życiowe doświadczenie, które ustawia ci dalsze losy. Nie chodzi jedynie o ego, lecz także o cały bagaż skrajnych doświadczeń. Real ma duży wpływ na to, kim dalej się stajesz. Potem idziesz gdzie indziej i widzisz różnicę. W Realu Madryt życie jest bardzo intensywne. Jeśli grałeś na Bernabéu, nie masz prawa odczuwać gdzie indziej tremy. Stajesz się gotowy na wszystko, ukształtowany. 

Czy jako właściciel firmy zajmującej się sztuczną inteligencją zastanawiałeś się, co dane mówiłyby o piłkarzu Granero?
Obiektywnie pokazałyby, jak był dobry i jak słaby. Ile wnosił do drużyny. Dziś można dokonywać takich analiz dzięki postępowi technologicznemu. Dla środkowych pomocników i stoperów to bardzo dobre. Na poziomie medialnych najważniejszy jest gol, asysta czy parada. Sztuczna inteligencja traktuje temat o wiele głębiej. Jesteś w stanie dostrzec, jak fantastycznie zagrał w derbach Modrić. Zauważysz, że Casemiro robi rzeczy, jakich nie potrafi nikt inny. Choć to inni byli na językach wszystkich, to właśnie oni wykonali najważniejszą pracę. W moim przypadku otrzymałbym pełną wizję mojej postawy na boisku. Dobrze by mi to zrobiło, ponieważ nie zdobywałem wielu bramek. W niektórych przypadkach miałbym pewnie więcej argumentów na swoją korzyść. Dobrze opracowane dane dają obiektywny obraz twojej postawy. 

Grałeś z Cristiano, a z Messim mierzyłeś się od najmłodszych lat. Którego z nich wziąłbyś w pierwszej kolejności do swojej drużyny. 
Ja w pierwszej kolejności zawsze wybierałbym bramkarza. Zawsze trafi się dobry lub słaby bramkarz. Potem wziąłbym zaś kogoś, kogo jako pierwszego nie wybrałby rywal. Cristiano i Messi są tak różni, że trudno ich porównać. Dla mnie Ronaldo zawsze będzie wyżej w hierarchii. Za to, jakim jest człowiekiem i ile razy ratował nas na boisku. Oczywistym było, że bez niego zespół będzie miał o wiele trudniej. Oglądanie go na treningach i podziwianie jego ambicji działało niezwykle motywująco. Zawsze był krok przed resztą, nawet jeśli wiedział, że Messi to jeden z najlepszych graczy w historii. Gracz z innej planety. 

Do Premier League trafiłeś trochę z własnego kaprysu. Po prostu miałeś ochotę przez rok pograć w Anglii. 
Owszem. Było to dla mnie bardzo interesujące doświadczenie. Nie zawiodłem się ani trochę. Fantastycznie się bawiłem. Premier League od wewnątrz naprawdę wygląda tak, jak ją sobie wyobrażasz czy jak ją widzisz w telewizji. Trudniej tam o kontrolę sytuacji, przynajmniej tak było za mojego pobytu. Drugie połowy to istny chaos. Jeśli ktoś wygrywa, nie zważa na to. Tak samo drużyny, które przegrywają, w ogóle nie mają w głowie wyniku. Taktycznie nie obowiązuje aż taki rygor. Fizyczny futbol w czystej postaci. 

Rzuty rożne czy nawet auty czasami na trybunach są traktowane przez kibiców tak samo, jak założenie trzech siatek z rzędu. 
To ma sens. Dla Anglików róg czy aut to istotna okazja w kontekście możliwego zdobycia bramki. Piłkarze mają wystarczający potencjał, by stworzyć w ten sposób zagrożenie. Tam wszystko urasta do rangi wydarzenia. Wiele goli padało po rogach czy autach. Zostałbym w Premier League dłużej, ale pojawił się Real Sociedad. Ich prezesowi bardzo na mnie zależało i przekonał mnie w minutę. Bardzo dobrze się stało, ponieważ występy dla tego klubu również są jednym z najbardziej wyjątkowych doświadczeń w moim życiu. W pierwszym sezonie odniosłem kontuzję tuż po przybyciu. Potem musiałem wrócić do Queens Park, ale Real Sociedad znów się po mnie zgłosił, by tym razem pozyskać mnie już na stałe. A przecież nie grałem przez cały rok. Tego typu docenienie było czymś niewyobrażalnym. 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!