Bezprecedensowy golkiper
Ukrainiec czekał na ten dzień grubo ponad dwa lata i dzisiaj w końcu będzie mógł oficjalnie zadebiutować w barwach Realu Madryt.
Fot. Getty Images
Od kontuzji Ikera Casillasa, która spowodowała pozyskanie Diego Lópeza zimą 2013 roku, po pożegnanie Keylora Navasa sześć lat później, sytuacja między madryckimi słupkami była bardzo zachwiana. Od półtora roku panuje tam jednak spokój, dzięki niepodważalnym umiejętnościom Thibaut Courtois i znacznej zwyżce jego formy. Wcześniejsze lata stały jednak pod znakiem bramkarskich wzlotów i upadków.
Jeden z takich momentów miał miejsce podczas podpisywania umowy z Andrijem Łuninem, którego transfer ogłoszono oficjalnie 22 czerwca 2018 roku. Sześć miesięcy wcześniej klub próbował pozyskać Kepę, ale na drodze stanął Zidane, który nie chciał w drużynie Baska. Ten trafił ostatecznie do Chelsea za 80 milionów euro, co z perspektywy czasu wydaje się zbawienną decyzją Zizou.
W Madrycie nastał czas teoretycznego spokoju. W drużynie było dwóch świetnych golkiperów – Keylor Navas i Courtois – a w odwodzie znajdował się 19-letni Ukrainiec, któremu wróżono wielką karierę. W zespole nie było jednak dla niego miejsca, ale jego wypożyczeniem zainteresowanych było wiele hiszpańskich klubów. Nie stałoby się tak, gdyby wcześniej Łunin nie trafił do stolicy. „Śledzili go przez długi czas i otrzymywali bardzo dobre raporty. Wysoki, zwinny i uzdolniony technicznie bramkarz, ale nie pomogło mu podpisanie kontraktu z Courtois”, wyjaśnia agent, który zna z pierwszej ręki wszystkie bramkarskie ruchy Królewskich w tych gorączkowych latach.
Początkowo Łunin miał rywalizować o miejsce w składzie z Navasem, ale po kilku tygodniach do Madrytu sprowadzono Courtois. Tego samego lata zagrał jeszcze o Trofeo Bernabéu przeciwko Milanowi i później nigdy nie zakładał już koszulki Realu na boisku. Dziś wieczorem, w pucharowym starciu z Alcoyano, może wreszcie doczekać się debiutu w oficjalnych rozgrywkach po dwóch i pół trudnych latach.
Latem 2019 roku Ukrainiec sięgnął po Mistrzostwo Świata U-20, zdobywając przy tym Złotą Rękawicę, ale była to jego oaza na pustyni. Przed i po podpisaniu kontraktu z Realem bramkarz znalazł się w położeniu, w którym nigdy nie chciał się znaleźć. „Będzie jednym z najlepszych golkiperów na świecie. Jesteśmy o tym przekonani. Jego wypożyczenia były skupiskiem nieszczęść, których nie da się wyjaśnić”, można usłyszeć w Madrycie.
Cały sezon 2018/19 przesiedział na ławce w Leganés, ponieważ pierwszym bramkarzem był Cuéllar. Ta sama sytuacja powtórzyła się w Realu Valladolid, gdzie ustępował miejsca Matipowi. Królewscy nie zamierzali jednak pozwolić na to, aby zanotował kolejny pusty przelot i już zimą wyrwali go spod Madrytu. Trafił do Oviedo, ponieważ klub chciał mieć pewność, że co weekend będzie pojawiał się na boisku. I faktycznie tak było. Rozegrał dwadzieścia spotkań i zanotował sześć czystych kont, niemal zawsze zostawiając po sobie dobre wrażenie.
Już bez Keylora i wypożyczonego Areoli został w Madrycie i zajął miejsce zmiennika Courtois. „Wyuczony, pracowity i cierpliwy”, określają go w Valdebebas. Wie, że walka z Belgiem nie jest możliwa, ale nigdy nie wierzył w to, że w tym wieku stanie między słupkami największego klubu na świecie. „Dla niego to wyścig długodystansowy. Nie spieszy mu się”, wyjaśniają w stolicy i są przekonani, że mają u siebie świetnego bramkarza.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze