Advertisement
Menu

Żegnajcie, Galacticos...

Ileż nadziei pokładaliśmy w tym meczu, ileż nadziei pokładał w...

Ileż nadziei pokładaliśmy w tym meczu, ileż nadziei pokładał w nim każdy, dla kogo słowa „Real Madryt" są czymś więcej, niż tylko nazwą jednego z tysięcy piłkarskich klubów. Copa del Rey już nie do zdobycia, w Primera División strata do liderującej Barcelony wynosi aż dziesięć punktów, co na chwilę obecną wydaje się przepaścią nie do zniwelowania. Walka z takimi potęgami jak Milan, Juventus, czy właśnie Duma Katalonii o Puchar Mistrzów nie mogła być łatwiejsza, ale utrzymanie się w rozgrywkach stanowiło dla Królewskich sprawę honoru. Bo nawet najbardziej zmanierowana gwiazda musi w końcu zacząć czuć wstyd, patrząc w oczy kibicom, którzy od trzech lat nie mogli oglądać w klubowym muzeum nowego trofeum.

Skład wybrany przez Juana Ramona Lopeza Caro na mecz na Highbury mógł zaskakiwać. Do drużyny wrócił od dawna nie mogący wrócić do dawnej formy Ronaldo, który nie zagrał w Derbach Madrytu. W ataku partnerował mu Raúl González Blanco, dla którego był to pierwszy mecz w podstawowej jedenastce od czasu odniesienia poważnej kontuzji kolana w meczu z Barceloną. Trzecim odstępstwem od przedmeczowych przewidywań było zastąpienie świetnie grającego w ofensywie Cicinho Michelem Salgado. Szkoleniowiec Arsenalu zdecydował się na ustawienie 4-5-1 z samotnym Henrym w ataku, takie samo, jakie na Bernabéu dało jego drużynie bezcenne zwycięstwo.

Od początku Królewscy rzucili się do ataku, pragnąc jak najszybciej pozbawić Arsenal przewagi ze spotkania w Madrycie. I choć Kanonierzy próbowali przycisnąć, widać było, że nie są przygotowani na aż taką determinację przeciwników, którym już w czwartej minucie mogło się udać zdobyć gola – niestety, precyzyjną główkę Ronaldo świetnie wyłapał Jens Lehmann. Udana interwencja wyraźnie natchnęła Niemca, który później jeszcze przynajmniej trzykrotnie ratował swój zespół przed utratą gola. Dla odmiany, dla Thomasa Gravesena, autora podania, po którym uderzał Ronaldo, było to chyba jedyne udane zagranie w pierwszej połowie.

Dla otrząśnięcia się Arsenal potrzebował jakiegoś kwadransa. W siedemnastej minucie, po rzucie wolnym wykonywanym przez Henry`ego, świetną okazję zmarnował Senderos. Rozochoceni Kanonierzy coraz częściej wybierali się pod bramkę Ikera Casillasa i chociaż Real Madryt nie odpuszczał (w 26. minucie dobrym uderzeniem z wolnego popisał się Becks; niestety, Lehmann znów na posterunku), to przewagę powoli zaczynali zdobywać gospodarze. Szczególnie aktywni byli Hiszpanie, Fabregas i Reyes, a ten drugi zasłużył na tytuł Pechowca Meczu, kiedy to po pięknej, kombinacyjnej akcji w 42. minucie – rozpoczętej zresztą błędem Sergio Ramosa – piłka trafiła od Henry`ego przez Fabregasa właśnie do Reyesa, a ten z jedenastu metrów trafił w poprzeczkę. To się zresztą błyskawicznie zemścić, ale na szczęście dla Arsenalu kontrę Królewskich powstrzymał Touré.

Po pasjonującej pierwszej odsłonie można było się spodziewać, że drugie czterdzieści pięć minut piłkarze obu stron zaczną spokojnie, czekając na błąd rywala, ale nic z tego – Real Madryt wciąż z wielką pasją walczył o bramkę, Arsenal zaś szukał okazji na zdobycie gola, po którym szanse Królewskich na awans zmalałyby do ułamka procenta. Po kilku minutach takiej wymiany ciosów blisko zdobycia gola był Beckham, któremu prawie udało się przelobować Lehmanna z ponad czterdziestu metrów, ale najlepszą w ogóle sytuację dla Królewskich zmarnował Raúl, który po podaniu Becksa najpierw trafił w słupek, następnie zaś kilkanaście centymetrów za nisko posłał dobitkę. Na tyle nisko, że leżący Lehmann zdołał wytrącić piłkę na rzut rożny.

Im bliżej było końcowego gwizdka, tym bardziej nerwowo grali piłkarze obu drużyn. Żółtej kartki nie uniknął nawet kapitan Arsenalu, Thierry Henry, za niebezpieczne zagranie na Casillasie, którego pięć minut wcześniej o mało nie pokonał strzałem z siedemnastu metrów (piękna interwencja madryckiego portero), ale i Królewscy nie wzdragali się przed brutalnością, czego najjaskrawszym przykładem był Raúl Bravo, który – ostro sfaulowawszy Hleba – po chamsku szarpał go jeszcze, by podniósł się z murawy.

W samej końcówce o mało nie straciliśmy gola, gdy w pole karne Arsenalu udał się Iker Casillas. Przegrał tam pojedynek główkowy z Senderosem i w konsekwencji Pirès z 60 metrów mógł uderzyc na pustą bramkę. Tylko dzięki Roberto Carlosowi nie straciliśmy w tym momencie gola. W ostatnich sekundach Lehmanna z dystansu próbował zaskoczyć Robinho, ale Niemiec do ostatnich sekund pozostał niezwykle czujny.

Trudno się dziwić, że tak wielu piłkarzy Kanonierów znajduje się na liście życzeń Realu Madryt. Henry, jeden z najlepszych piłkarzy w dzisiejszym meczu, Fabregas, najlepszy dziś pomocnik Arsenalu, Reyes, który może i nie zachwycił, ale też ciężko mieć zastrzeżenia do jego gry… no i nie występujący (jeszcze) w doniesieniach medialnych 22-letni obrońca z Wybrzeża Kości Słoniowej, Emmanuel Eboué. Każdy z osobna zawodnik z tego kwartetu zagrał dziś lepiej od swojego odpowiednika w drużynie gości.

Pochwalić można jedynie Ikera Casillasa, może też Zidane`a i Roberto Carlosa. Pierwszy zagrał na poziomie, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, a wspomniana sytuacja z opuszczeniem własnego pola karnego nie może służyć jako pretekst do krytyki pod adresem naszego bramkarza. W końcu w tamtym okresie wszelkimi środkami trzeba było walczyć o bramkę. Brazylijski obrońca również zaprezentował się z bardzo dobrej strony – biegał, walczył, mobilizował kolegów chyba nawet aktywniej niż pierwszy i drugi kapitan razem wzięci. Wreszcie Zidane, tak bardzo wiekowy, tak fizycznie słaby, a jednak wciąż chętny do walki, wciąż głodny sukcesów i wciąż niezwykle błyskotliwy jako rozgrywający. Był to dla niego chyba ostatni mecz w Champions League. Szkoda, że tak smutne było jego zakończenie, bo być może właśnie z europejskimi pucharami pożegnał się jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii tej dyscypliny.

Na tym niestety kończy się lista piłkarzy mogących oczekiwać ciepłych słów od trenera i kibiców. Potrzeba głębokiej przebudowy jest aż nadto widoczna. Wielki niegdyś Ronaldo, cztery lata temu bezdyskusyjnie najlepszy napastnik świata, teraz jest już tylko cieniem dawnego siebie, wypalonym, ospałym piłkarzem, który nie pamięta chyba, co to „wola walki". Także Raúl rozczarował – w drugiej połowie miał dwie wyśmienite okazje i obie w tragiczny sposób zmarnował. Starał się, walczył, podawał, szukał piłki, to trzeba mu przyznać, ale cóż z tego? Nieuważny, bezmyślnie zagrywający Gravesen i zupełnie niewidoczny w pierwszej połowie Guti dopełniają obrazu nędzy i rozpaczy namalowanego przez nie kogo innego, jak Juana Ramona Lopeza Caro, który albo naprawdę jest zakulisowo sterowany przez jakiś tajemniczy „wielki kapitał", albo po prostu nie jest jeszcze gotów do prowadzenia drużyny na takim poziomie jak Real Madryt, czego dowodem może być choćby tak długie trzymanie na ławce Robinho i pozostawianie na murawie Ronaldo. Panie Caro, Ronaldo to już nie junior! Jemu nie trzeba aż tak bardzo okazywać „zaufania"!

W ćwierćfinale Champions League zagra Arsenal FC, a Madryt żegna już perezowskich Galacticos, gwiazdy, które przestały świecić w najlepszym razie kilka miesięcy temu.

Składy
Arsenal FC:
Lehmann; Eboué, Touré, Senderos, Flamini; Fábregas, Gilberto, Hleb (Bergkamp 87´), Reyes (Pires 67´); Ljunberg; Henry
Real Madryt: Casillas; Salgado (Robinho 84´), Sergio Ramos, Raúl Bravo; Gravesen (Baptista 67´), Beckham, Zidane, Guti; Raúl (Cassano 73´), Ronaldo

: Henry (83´) - Guti (14´), Roberto Carlos (43´), Gravesen (61´), Raúl Bravo (85´)

Statystyki:
Strzały (celne): 15 - 14 (3 - 3)
Spalone: 2 - 1
Rzuty rożne: 5 - 4
Faule: 22 - 18
Interwencje bramkarzy: 10 - 9
Posiadanie piłki: 45% - 55%

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!