Advertisement
Menu

Niby u siebie, ale co to za dom?

Cisza, spokój, dookoła piękna natura, a na miejscu wszelkie niezbędne udogodnienia.

Foto: Niby u siebie, ale co to za dom?
Fot. Getty Images

Porządny wywczas wśród wspaniałej mazurskiej scenerii jeszcze nikomu nie zaszkodził. Człowiek może wreszcie nieco zdystansować się od stresującej codzienności, nacieszyć się tym, że choć przez jakiś czas nikt od ciebie nic nie chce oraz dotrzeć do sedna własnych myśli. Po tygodniu osiągnięcie nirwany jest już blisko. „Najchętniej w ogóle bym stąd nie wyjeżdżał”, można by w pewnym momencie dojść do wniosku. Czy jednak nasze rozumowanie wyglądałoby w ten sposób, gdyby okazało się, że na czas nieokreślony nie mamy opcji powrotu do prawdziwego domu?

Praktycznie każdy piłkarz pytany o ośrodek treningowy w Valdebebas, rozpływa się w zachwytach. Nie ma się zresztą czemu przesadnie dziwić. Nikomu bowiem nie brakuje tam ptasiego mleczka i gryczanego miodu. Gdy tylko sobie czegoś zażyczysz, niewytłumaczalnym zbiegiem okoliczności masz to już podane pod nosem na złotej tacy. Co jednak jest fajne w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek i piątek, niekoniecznie musi być fajne także w sobotę i niedzielę, gdy zazwyczaj przychodziło prezentować owoce codziennej pracy w zbiorniku adrenaliny. Dobrze jest mieć domek letniskowy czy działkę na obrzeżach miasta. Gorzej, gdy z niezależnych od ciebie przyczyn miejsce to staje się twoim jedynym lokum. Albo – w przypadku innych – gdy w twoim domu z pięknie urządzonych wnętrz pozostają jedynie bijące surowością białe ściany, od których echem odbija się nawet bzyczenie muchy.

Mecze rozgrywane na Estadio Alfredo Di Stéfano z początku miały w sobie coś, ujmijmy to, pociągającego. Podobnie jednak dzieje się w przypadku całej masy zupełnie nowych życiowych doświadczeń. Ludzka ciekawość od zawsze stanowi przecież główny bodziec wszelkiej maści ekscytacji. Obecny stan siłą rzeczy musi stawać się już jednak męczący zarówno dla kibiców, działaczy, jak i piłkarzy. Nas realizatorzy nieustannie starają się mamić pikselowymi nakładkami na trybunach i imitacją dźwięku trybun, zawodnicy zaś nawet nie mogą sobie głośniej przekląć, tkwiąc w jakimś dziwnym przeświadczeniu, że zaraz ktoś może ich za to wyprosić z biblioteki. Gdybyśmy byli wulgarni, napisalibyśmy, że to jak słuchanie filmu dla dorosłych w radiu. O kwestiach ekonomicznych związanych z brakiem kibiców nie będziemy już nawet wspominać.

Wywód ten może i jest smutny, a już na pewno niezwiązany z kopaniem piłki jako takim, ale nie doczeka się on lepszej okazji niż dzisiejszy mecz z Realem Valladolid. Pierwszy w tym sezonie rozgrywany w roli gospodarza, ale nie w domu w całym znaczeniu tego słowa. Miesiące mijają, a my wciąż tak naprawdę nie mamy pojęcia, kiedy w ogóle przyjdzie nam zobaczyć zapełnione w jakimkolwiek stopniu Santiago Bernabéu. Najgorsze w tym wszystkim jest zaś to, że niezależnie od upływu czasu do tego smutnego krajobrazu spotkań toczonych w Valdebebas nie idzie się na dobre przyzwyczaić. Ludzie przychodzący na Bernabéu są, jacy są. Często lubią nawpychać się słonecznikiem, posiedzieć w złowrogiej ciszy, powymądrzać się czy nawet zagwizdać na swojego. Mimo to jesteśmy przekonani, że piłkarze nawet za tego typu przyzwyczajeniami fanów na swój sposób tęsknią. Choć akurat dziś jednak już na samym starcie madridismo pewnie chętnie przywitałoby owacją wracającego do Madrytu Ronaldo.

Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że w tym samym położeniu znajduje się każdy zespół w Hiszpanii i zatrzęsienie innych w całej Europie. Tak czy inaczej, naturalną koleją rzeczy problem odczuwa się mocniej, gdy zaczyna on dotyczyć bezpośrednio ciebie. A właśnie dziś na puste Estadio Alfredo Di Stéfano zawita Real Valladolid (14. miejsce w zeszłym sezonie, 2 punkty w 3 meczach w obecnym). Co ciekawe, gościć będziemy ekipę, która na co dzień rozgrywa swoje mecze na obiekcie wybranym przez Królewskich jako swój stadion awaryjny, na wypadek, gdyby w Madrycie ogłoszono zupełny zakaz gry w piłkę.

No cóż, taką mamy sytuację i wygląda na to, że prędko się ona nie zmieni. Życie, jakkolwiek banalny będzie wydźwięk tych słów, trzeba brać, jakim jest i w miarę możliwości takim je kochać. Dobrze, że w ogóle gramy, że mamy okazję bronić mistrzowskiego tytułu i że przed telewizorami nie obowiązuje nakaz zasłaniania oczu (choć niewykluczone, że ktoś w końcu na podobny kretynizm wpadnie), czego – miejmy nadzieję – nie będziemy chcieli dziś robić dobrowolnie.

Mecz z Realem Valladolid rozpocznie się o 21:30, a jego transmisję przeprowadzi CANAL+ Sport na platformie Player.pl.

Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Warto zagrać na wygraną i czyste konto Realu Madryt, ponieważ kurs wynosi 1,93.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!