Valverde: W drużynie w ogóle nie rozmawialiśmy o sytuacji Messiego
Fede Valverde udzielił wywiadu dziennikowi El Mundo. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tej rozmowy z pomocnikiem Realu Madryt.
Fot. Getty Images
Jak na posiadanie w domu 6-miesięcznego niemowlaka, nie masz za dużych worków pod oczami...
Jest dobry i daje mi odpocząć. Jako ojciec wstaję w nocy 2-3 razy. To jednak przyjemność móc pomagać mojej kobiecie.
Jakie masz wspomnienie Realu Madryt z dzieciństwa?
Byliśmy rodziną walczącą o byt i nie mieliśmy środków, by oglądać mecze w Europie. By je oglądać, potrzebowałeś kablówki od Movistaru. Trzeba mieć na to pieniądze, a tych czasami u nas brakowało. Wiele kosztowało, byśmy mogli oglądać mecze. Gdy raz znalazły się pieniądze, pamiętam, że cały dzień oglądałem mecze ze wszystkich krajów i lig. O Realu w Urugwaju mówiono jedynie w dobrym kontekście i rozmawiano o tytułach. Byłem dzieckiem cieszącym się piłką i patrzyłem na Real Madryt jak na coś nieosiągalnego. Jako dziecko, jak mówię, mało śledziłem futbol międzynarodowy. Zacząłem to robić, gdy byłem starszy. Wtedy już oglądałem wielu z moich obecnych kolegów wygrywających Ligi Mistrzów jak gdyby były letnimi pucharami sparingowymi. Bycie z nimi tutaj to dla mnie ogromna radość.
Twoi rodzice ciężko walczyli, by iść przez życie.
Tak i dlatego tak mocno doceniam to, gdzie jestem teraz. Wartości wpojone przez rodziców są dla mnie motywacją. Zawsze powtarzali, że muszę pozostawać na ziemi. Dodawali, bym nie uważał się za lepszego od jakiejkolwiek drugiej osoby. Jednak także mówili, bym nie uważał się za kogoś gorszego.
Twoja mama łatała ci buty.
A tata taśmy. To piękne wspomnienia.
Wychowywałeś się w bardzo skromnej dzielnicy La Unión w Montevideo. Czasami tam wracasz?
Tak. W tym samym domu mieszka teraz mój brat. Sąsiada, któremu przeszkadzała gra w piłkę, gdy byliśmy mniejsi, już nie ma. Przeprowadził się, ale nie z mojej winy [śmiech].
Jak możesz opisać urugwajski charakter?
Całe życie mówi się o pazurze ludu Charrúa. Wydaje się, że zawsze jesteśmy słabsi i ciągle musimy pokazywać tego ducha z nastawieniem, że niemożliwe nie istnieje. To mały kraj i osiąganie rzeczy wiele nas kosztuje. Walczymy dla ludzi, by opłacali bilety, które pomagają przeżyć nam codzienność. Urugwajski piłkarz zostawi wszystko na murawie, bo wiele kosztowało go dojście na ten poziom.
Co poczułeś przy pierwszej wizycie na Bernabéu i w Valdebebas?
Niestety dzień poznania stadionu nie skończył się dobrze dla Realu [odpadł w Lidze Mistrzów z Juventusem w 2015 roku], ale moje szczęście było maksymalne z powodu bycia na tych trybunach i oglądania tych piłkarzy. Pomyślałem sobie: „Muszę walczyć, by tam być”. A Valdebebas było podsumowaniem tego, czego chce dziecko. To infrastruktura, jakiej w Urugwaju nigdy nie widziałem. Wszystko tam jest tak komfortowe dla młodego gracza, by mógł dobrze trenować i dobrze żyć. Pierwsze trzy miesiące spędziłem właśnie tam w rezydencji wychowanków.
Rok wcześniej Juni Calafat [szef skautów klubu] praktycznie żył z twoją rodziną w Montevideo, by kontrolować twój rozwój.
Juni to doskonała osoba. Jestem mu wdzięczny za jego pracę ze mną i wsparcie, jakie mi okazał. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Wychodzimy z rodzinami na kolacje. On koryguje moje błędy, ale ja znoszę dobrze krytykę. Ostatni rok w Urugwaju był ciężki. Z jednej strony widziałem blisko odejście do najlepszego klubu na świecie, ale z drugiej wiedziałem, że będę musiał opuścić rodzinę.
Jak wyglądał twój przyjazd tutaj?
Sportowo szło wolno, bo aklimatyzacja wiele mnie kosztowała. Praktycznie cały dzień siedziałem w rezydencji. Tęskniłem za rodziną... Wiele mnie to kosztowała. Koledzy próbowali mi pomóc i zapraszali do robienia wspólnych rzeczy, ale jestem rodzinnym gościem i nie lubię wychodzić z domu. Po trzech miesiącach przylecieli rodzice, mogliśmy wynająć mieszkanie i wtedy zaczęło iść mi lepiej. Razem chodziliśmy na spacery po Madrycie. To wszystko było dla mnie luksusem.
Co przykuwało twoją uwagę w Hiszpanii?
Wszystko. Wszystko jest piękne. To pierwszy świat. Wy tu uznajecie to wszystko za coś normalnego, ale dla mnie to były same wspaniałe rzeczy, to był spektakl. Ludzie są bardzo dobrze wychowani i przyjmują cię w odpowiedni sposób. Na ulicach jest bezpiecznie, co bardzo doceniam, ponieważ w moim kraju bezpieczeństwo nie było za dobre. Wychodzisz na spacer i nie wiesz, co się wydarzy. Musisz kontrolować cały czas czy nie jesteś akurat potencjalną ofiarą kradzieży.
Miałeś tam takie sytuacje?
Tak, tak. To praktycznie coś normalnego, że one się dzieją... chociaż nie powinno tak być. U mnie nie było to nic poważnego, ale tak, doszło do tego przy wyjściu ze szkoły. Szliśmy na trening z torbami sportowymi i co chwilę ktoś nas zaczepiał. Nic jednak się nie stało, skończyło się na strachu.
Co podarowałeś rodzicom za pierwsze pieniądze?
Poszliśmy zjeść razem. Gdy zacząłem zarabiać więcej, poprosiłem, by już nie pracowali. To była zasłużona nagroda po całej tej walce. Już się napracowali, tata jako ochroniarz w kasynie, a mama jako sprzątaczka czy sprzedawczyni.
Idol z dzieciństwa?
Forlán. Pamiętam mundial w Republice Południowej Afryki. Potem gdy zacząłem oglądać futbol w Europie, zacząłem skupiać się na Kroosie, z którym teraz szczęśliwie dzielę szatnię. Jego kontrola nerwów jest godna podziwu.
Nigdy ich nie traci?
Nigdy. To szaleństwo. Denerwuje się, ale radzi sobie z tym w inny sposób.
W Castilli grałeś nawet jako stoper. Jaka jest twoja ulubiona pozycja?
Środkowy pomocnik. Wtedy z Solarim zabrakło nam obrońców. Spróbowałem i poszło nawet dobrze.
Jaki jest Zidane?
Bliski. Gdy rozmawiamy, zawsze pyta o mojego synka i rodziców. Jako człowiek jest wspaniały, a jako trener nie muszę nawet mówić, bo tłumaczą to jego trofea.
To prawda, że prosi cię o większą odwagę w ataku?
Tak. Prosi, bym się rozluźnił w ofensywie, bym pokazał cały potencjał, bym grał z pewnością siebie, bym wykonywał swoje sprinty z piłką i bez niej, bym ścierał się z rywalami... I żebym uderzał na bramkę.
Faul na Moracie w Superpucharze. Zrobiłbyś to drugi raz?
Zrobiłem to dla drużyny. Przykro mi z powodu tego, jak to wyglądało, bo gdyby była szansa na coś innego, na przykład złapanie go za koszulkę czy przewrócenie w inny sposób, zrobiłbym właśnie to, by nie kopnąć go w taki sposób. Jednak nie miałem już więcej mocy i podjąłem taką decyzję. To futbol. Walczę dla mojego zespołu i zrobię dla tego herbu, co tylko będzie potrzebne. Zdecydowałem o tym w ułamku sekundy. Próbowałem go dogonić, ale Morata jest szybki i zaczął uciekać... Nie chciałem też doprowadzić do karnego.
Masz dobre stosunki ze swoim rodakiem Luisem Suárezem?
Jestem bardzo wdzięczny za jego gesty wobec mnie, mojej kobiety i synka. A co do piłkarza, uważam, że jeśli ktoś nie chce go w swoim zespole, popełnia poważny błąd. Cieszę się nim w kadrze, oby mógł być z nami przez długi czas.
W szatni wierzyliście, że Messi odchodzi?
Byliśmy na wakacjach i na drużynowym chacie nie rozmawiano o tym. Jesteśmy drużyną z jasnymi celami i nie zajmujemy się problemami innych.
Naprawdę nie mieliśmy w swojej drużynowej rozmowie ani wzmianki o tej sytuacji?
Szczerze, nie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze