Mourinho: Po półfinale z Bayernem jedyny raz w karierze płakałem po porażce
José Mourinho udzielił wywiadu dziennikowi MARCA z powodu 8. rocznicy wygrania mistrzostwa Hiszpanii w sezonie 2011/12. Przedstawiamy pełne tłumaczenie artykułu zamieszczonego w dzienniku i rozmowy z Portugalczykiem.
Fot. Getty Images
Tego dnia 8 lat temu Real Madryt zdecydowanie pokonał Athletic 3:0 na San Mamés i został mistrzem Hiszpanii po raz 32. w swojej historii. Tamten tytuł Królewskich znany jest jako Liga Rekordów z wielu powodów. Głównie przez rekord punktów (100) i rekord strzelonych goli (121), chociaż także ustanowiono najlepsze wyniki punktów (50), goli (51) i zwycięstw (16) na wyjazdach w rozgrywkach regularności, w których Real pokazał niezrównaną dominację.
Poza tymi dominującymi cyframi powodem, przez który ta liga 2011/12 jest tak wyjątkowo ceniona przez fanów, było to, że po trzech latach klarownej dominacji Barcelony w końcu Królewscy okazali się od niej lepsi. Lepsi w tym już legendarnym i niepowtarzalnym pojedynku bezdyskusyjnie najlepszych ekip na świecie z dwoma najlepszymi zawodnikami na świecie [Cristiano i Messim] i dwoma najlepszymi trenerami na świecie [Mourinho i Guardiolą], w którym brało udział 20 mistrzów świata.
Dzisiaj, 8 lat później, rozmawiamy o tamtej historycznej Lidze Rekordów z José Mourinho, którego większość fanów uznaje za wielkiego architekta tamtego sukcesu.
Jak żyje pan w Londynie w czasie pandemii koronawirusa?
W tych dniach oglądam w domu więcej piłki niż kiedykolwiek, analizując i ucząc się wiele od innych zespołów i trenerów. Tęsknię za piłką, tęsknię za naszym światem, to jest jasne, ale teraz musimy być cierpliwi i rozważni. To jest walka, która dotyczy nas wszystkich i wszyscy powinniśmy wziąć w niej udział.
Jakie ma pan spojrzenie na powrót rozgrywek?
Jeśli dogramy 9 meczów ligowych, które nam pozostają, będzie to dobre dla każdego z nas, dobre dla futbolu i dobre dla Premier League. To będzie dobry sygnał.
Nawet jeśli odbędzie się to bez kibiców na zamkniętych stadionach?
Lubię myśleć, że futbol nigdy nie jest rozgrywany na zamkniętym stadionie, bo są tam kamery telewizyjne i dzięki temu będą oglądać to miliony osób. Jeśli któregoś dnia dojdziemy do rozgrywania meczów na pustym obiekcie, to w rzeczywistości nie będzie on taki pusty.
Pański klub, Tottenham, dołączył do globalnej walki z koronawirusem poprzez udostępnienie swojego nowego stadionu dla pacjentów pobliskiego szpitala, by mogli tam wracać do zdrowia.
Tak, to coś fantastycznego. Wyobrażasz sobie normalny dzień, odprawę przed meczem, samo spotkanie... a gdy tam przyjeżdżasz i widzisz, do czego służy teraz ta niesamowita infrastruktura, to myślisz, iż jest to coś świetnego.
Porozmawiajmy o pańskim etapie w Realu Madryt. Dzisiaj mija 8 lat od zdobycia mistrzostwa Hiszpanii w sezonie 2011/12, które było hitowe, bo pobiliście rekord punktów i goli. Czy to szczyt pańskiej kariery?
Trudno mi stwierdzić, czy to szczyt mojej kariery. Jednak jestem pewny, że to był bardzo ważny moment, bo miał miejsce w wyjątkowym okresie dominacji Barcelony. Skończenie z tą dominacją i zrobienie tego w dodatku poprzez rekord punktów i goli jak tamten sprawia, że to jeszcze coś bardziej interesującego i ważniejszego, bo osiągnęliśmy to w najlepszy możliwy sposób. Nie tylko wygraliśmy La Ligę, ale zrobiliśmy to w sposób, który napisał historię.
Pozostało wam jednak też rozczarowanie, bo nie mogliście dołączyć do tego triumfu w Europie przez serię karnych z Bayernem w półfinale Ligi Mistrzów.
Zgadza się. W tamtym sezonie Real był najlepszą ekipą w Hiszpanii i także w Europie. Dlatego było nam tak ciężko przyjąć odpadnięcie z Bayernem.
W Hiszpanii mierzyliście się z najlepszą Barceloną w jej historii z Messim, Iniestą i Xavim na boisku oraz Pepem Guardiolą na ławce. Jaki był klucz do tego tytułu?
Uważam, że kluczowe było to, że byliśmy zdolni do znalezienia sposobu gry, w którym byliśmy najlepsi. Stworzyliśmy tożsamość gry bardzo dostosowaną do warunków i jakości naszych zawodników. Oczywiście, kluczem był także ogromny talent tych wszystkich wielkich piłkarzy i zrozumienie między nimi w każdym meczu, co uważam za coś najważniejszego. Wszyscy byli bardzo zjednoczeni i połączeni wielką ambicją zostania mistrzami.
Nie wiem, czy pan pamięta, ale we wrześniu mieliście dosyć delikatny okres. Przegraliście z Levante i zremisowaliście z Racingiem. Jak przetrwaliście tak trudny czas na początku sezonu?
Dzięki sile grupy. Czuliśmy, że jesteśmy najlepsi, że jesteśmy najlepszą drużyną i z tą mentalnością pojechaliśmy grać z Valencią, Sevillą, na Calderón, San Mamés czy Camp Nou. Ta ogromna motywacja sprawiała, że tamte mecze na tych stadionach nie oznaczały dla nas dodatkowej presji.
Często twierdzono o tamtej kadrze, że ponad każdym innym określeniem była zespołem i solidnym blokiem bez pęknięć.
Tak. Sumą grupy z wielką jakością piłkarską i doprowadzeniem jej motywacji do maksymalnego poziomu mogła być tylko wielką drużyną. I my nią byliśmy.
Klasyk rozegrany na Camp Nou w 26. kolejce i wygrany z Barceloną 2:1 ostatecznie rozstrzygnął tamtą ligę. Jak wspomina pan tamten mecz?
Dobrze. Graliśmy z Barceloną w poszukiwaniu dwóch wyników, bo dobre było dla nas zwycięstwo, ale także remis. Dobrze przygotowaliśmy tamten mecz na Camp Nou. Ciągle też powtarzałem moim graczom: „Wygramy to spotkanie, wygramy. Emocje i szczególnie presja ciążą na nich, grają w domu, a my zabijemy ich w kontrach”. Gdy doprowadzili do remisu, stało się właśnie to. Na końcu emocje przegrały z rozumem.
Mówiono, że tamten Real był „rock and rollem” z powodu swojego wysokiego rytmu gry i kontr, które były zabójcze dla rywali. Taktycznie jaki był klucz do zdobycia tamtego mistrzostwa?
Tak, dobrze pamiętam tamto określenie. Mieliśmy bardzo określoną tożsamość gry. Defensywnie zawsze byliśmy wszyscy bardzo dobrze ustawieni i każdy doskonale wiedział, co ma robić. Mieliśmy dużą dyscyplinę i wielką organizację gry. Byliśmy również zdolni do bardzo wybuchowych przejść do ataku, bardzo szybkich i bezpośrednio nakierowanych na cel. Zawsze patrzyliśmy na bramkę poprzez połączenia, które były praktycznie nie do zatrzymania. To byli wielcy zawodnicy, którzy grali jak prawdziwa drużyna, co na końcu było kluczem do wszystkiego.
Wszyscy wspominają Cristiano Ronaldo jako najbardziej decydującego zawodnika dla tamtego Realu. Z punktu widzenia trenera, który zawodnik wyznaczał styl tamtego zespołu?
Nie lubię indywidualizować i skupiać się na jednym graczu, ani Cristiano, ani nikim innym. Każdy piłkarz był bardzo ważny, bo każdy z nich miał jasną rolę w drużynie. Wszyscy chcieli wygrywać mecze i tytuły. Wszyscy wiedzieli, że byli ważni, bo widzieli, że dokładają swoje do zrealizowania celu. Na przykład, w tym względzie pamiętam Callejóna i Granero, którzy nie grali w pierwszym składzie, ale byli dla nas ważni. Prawda jest taka, że tamta ekipa zasługiwała na wygranie La Ligi i Ligi Mistrzów.
Wygrywał pan mistrzostwa w każdym kraju, w jakim pracował. W czwartek minęło też 15 lat od pierwszej ligi, jaką wygrał pan z Chelsea w 2005 roku. Czy mistrzostwo Hiszpanii ma wyjątkową wartość wśród tych tytułów?
To był mój wyjątkowy hat-trick, do którego doszła oczywiście liga portugalska. Chciałem odnieść triumf we Włoszech, Anglii i Hiszpanii. Pozostaję jedynym trenerem, któremu się to udało. Prawda jest taka, że bardzo chciałem wejść do historii futbolu w ten sposób, ale także bardzo chciałem Realu Madryt i wygrywać z Realem Madryt.
Kibice „oskarżali” pana o bycie trenerem defensywnym. Powiedziałby pan im coś na swoją obronę po zdobyciu tych 121 bramek, które do dzisiaj pozostają rekordem La Ligi?
Nie, posłuchaj, nie mówię niczego... Historia jest napisana i nie ma niczego lepszego, co mógłbym powiedzieć na ten temat. Na końcu wszystko ogranicza się do tego, co zostaje w historii. Cóż, tego i dzieciaków, którym w trakcie kariery trenerskiej mogłem pomóc w rozwoju i dojściu do bycia kimś w świecie piłki.
W tamtym sezonie 2011/12 wygraliście La Ligę i pozostaliście o krok od wygrania Pucharu Europy, który byłby dla Realu Madryt tym dziesiątym. Jak wspomina pan tamte nieszczęsne karne z Bayernem Monachium, przez które nie awansowaliście do finału Ligi Mistrzów?
Niestety to również jest futbol... Cristiano, Kaká, Sergio Ramos... To trzy prawdziwe potwory piłkarskie, nie ma co do tego wątpliwości, ale to także ludzie. Tamtej nocy jedyny raz w karierze jako trener płakałem po porażce. Dobrze to pamiętam... Aitor [Karanka] i ja staliśmy przed moim domem w samochodzie, płacząc... To było coś bardzo trudnego, bo w tamtym sezonie 2011/12 byliśmy najlepsi.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze