„Całe szczęście, że Redondo nie odegrał mi piłki”
Sávio był „asystentem” Fernando Redondo w jego słynnej akcji na Old Trafford. Brazylijczyk, który grał w Realu Madryt od 1997 do 2002 roku, w tekście dla El Mundo wspomina tamten wieczór i sezon zakończony zdobyciem 8. Pucharu Europy. Przedstawiamy jego pełne tłumaczenie.
Fot. Getty Images
Potem powiedziałem Redondo po meczu: „Całe szczęście, że mnie nie posłuchałeś”. Jego słynna akcja z piętką zaczęła się od mojego podania na skrzydle. Zaskoczyło mnie, że się tam znalazł, ale prawdę mówiąc był lewonożny i chociaż grał jako defensywny pomocnik, miał skłonność do schodzenia na lewy bok w moją strefę. Zagrałem mu, ale oczekiwałem, że mi odegra, bym mógł ruszyć na bramkę i szybko wyjść spod krycia. On jednak... Cóż, wszyscy widzieliśmy, co się wydarzyło. Zaskoczył wszystkich, przede wszystkim obrońcę, ale także kolegów i całe Old Trafford.
Nagle usłyszeliśmy ten pomruk podziwu dla przeciwnika, który rzadko da się wydobyć od fanów rywala. Wydawało się, jakby czas stanął. Nagle bum, Fernando biegł już sam przy linii, zrywając się kryjącemu, któremu pozostało jedynie gonienie go.
Wszystkim nam zajęło dziesiąte części sekundy, by zareagować na zwód, który on wyciągnął z cylindra. Takie rzeczy oglądaliśmy na treningach w starym Miasteczku Sportowym, ale nigdy w meczu. Jednak gdy dobrze o tym pomyślisz, nie powinno nas to zaskoczyć aż tak bardzo, bo Redondo miał spektakularną jakość. On był jedną z najlepszych „5” w historii.
Był silny, twardy, mocny fizycznie i miał talent. Był liderem na boisku, chociaż poza nim miał spokojny charakter. Nie musiał krzyczeć, by wzbudzić szacunek. Kilka miesięcy później miałem wrażenie, że to właśnie dzięki niemu ja też nie odszedłem z Realu Madryt. Jego nieoczekiwany transfer zaskoczył kibiców i dlatego później Jorge Valdano odrzucił dobrą ofertę, jaką Chelsea złożyło za mnie.
„ASYSTA”
Mogę powiedzieć z dumą, także trochę żartując, że poza podaniem do Redondo brałem udział także w dwóch innych ważnych akcjach w tamtej Lidze Mistrzów, którą ostatecznie wygraliśmy w Paryżu: zaliczyłem asystę do Raúla, gdy wyszedł w finale sam na sam z Cañizaresem i strzelił gola na 3:0 oraz dośrodkowałem w Monachium na głowę Anelki, po strzale którego piłka trafiła do siatki, co ostatecznie dało nam awans do finału. To podanie ma swoją historię, bo dogrywałem słabszą nogą. Po czasie Elber, brazylijski napastnik Bayernu, przyznał mi się, że kryjący mnie Sagnol miał nakaz zamykania zagrań moją lewą nogą. Dlatego nie miałem też wyjścia i musiałem dośrodkowywać prawą nogą, chociaż była to moja słabsza noga.
Mieliśmy wtedy świetną szatnię. Wygrana w takim stylu w Manchesterze pomogła nam uwierzyć, że możemy znowu wygrać Ligę Mistrzów, jak zrobiliśmy to już dwa lata wcześniej przy La Séptimie. Mieliśmy świetnych zawodników i dobrą atmosferę. Redondo, McManaman, Iker Casillas, Michel Salgado, Roberto Carlos... Zabolało mnie zimowe odejście Seedorfa.
W ostatnich dniach wspominałem tamte czasy po smutnej śmierci Lorenzo Sanza. Miałem wobec niego ogromną sympatię. To on poleciał z Juanem Onievą do Brazylii, by mnie pozyskać. To jemu zawdzięczam wielką szansę mojego życia: grę w Realu Madryt.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze