Advertisement
Menu

Dziś nie będzie karnych

Kto wie, czy gdyby kiedyś spotkali się prywatnie na kawie, w jakiś sposób nie przypadliby sobie do gustu. Być może okazałoby się, że lubią ten sam kolor, podobają im się nasturcje, zarywali noce przy GTA San Andreas, wolą Marsa niż Snickersa, nie przepadają za półwytrawnym czy też z niecierpliwością czekają na nowy sezon tego samego serialu.

Foto: Dziś nie będzie karnych
Fot. Getty Images

Już na pierwszy rzut oka są jednak tak różni, że raczej trudno przypuszczać, by któryś z nich kiedykolwiek mógł samodzielnie wpaść na pomysł o zainicjowaniu takiego spotkania. Zinédine Yazid Zidane i Diego Pablo Simeone są bowiem niczym ogień i woda. Niczym dzień i noc. Niczym niebo i ziemia, Artur Rubinstein i Włodzimierz Horowitz, Austria i Australia, Inuita i Murzyn czy co tam jeszcze człowiek może wymyślić za porównanie.

Pierwszy przypomina bardziej dobrego wujka, który na pocieszenie zawsze da ci dziesięć złotych. Drugi zbudował sobie natomiast wizerunek groźnego, lecz sprawiedliwego ojca, którego samo spojrzenie sprawia, że nie masz już ochoty popełniać drugi raz tego samego błędu. Zidane jako piłkarz był uosobieniem elegancji, klasy, boiskowej inteligencji i techniki użytkowej prowadzącej do osiągania wyższych celów. Simeone zaś na boisku gryzł, szarpał, walczył, a do sukcesów wiodło go w największej mierze lwie serce. Od lat, już jako trenerzy, jedynie przekazują dalej wartości, którymi sami kierowali się na murawie.

Tak jak Michael Jordan był (jest?) synonimem koszykówki, tak dziś Zidane i Simeone są synonimami Realu Madryt i Atlético. By dojść do wniosku, że w podobnym stwierdzeniu nie ma cienia przesady, wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której to Francuz miałby trenować naszych rywali, a Argentyńczyk Królewskich. No po prostu się nie da. Ludzki umysł nie jest w stanie sobie tego zwizualizować.

Czasami aż trudno przestać się dziwić, że w zdecydowanej większości przypadków o pięknie rywalizacji jednostek wybitnych stanowi tak błahe zjawisko, jak zwykły kontrast. Kontrast, który najpierw za jednostką ciągnie kolejne jednostki, a po chwili już całe tłumy. Dziś na Santiago Bernabéu dojdzie do kolejnej bezpośredniej konfrontacji tych dwóch, jakże skrajnych filozofii.

W tym sezonie derby stolicy Hiszpanii odbyły się już dwukrotnie. W obu przypadkach były to jednak mecze, które poziomem – delikatnie rzecz ujmując – nie przystawały do ogólnego wyobrażenia o potędze Realu i Atlético. Zarówno pod koniec września na Wanda Metropolitano, jak i ostatnio w Arabii Saudyjskiej otrzymaliśmy produkt przypominający raczej typową dla polskiej ekstraklasy młóckę. Z tą jedną różnicą, że poza toną walki i krzykami chociaż momentami można było zauważyć, że biegający po boisku zawodnicy jakąś piłkarską jakość jednak mają. Tym niemniej, było jej zdecydowanie zbyt mało, by w jakikolwiek sposób się zachwycać.

Wystarczy w tym momencie wspomnieć, że łącznie przez 3,5 godziny nie dane nam było zobaczyć choćby jednego gola (nie licząc oczywiście serii rzutów karnych). I nie jest to wcale zasługą jakieś nieziemskiej formy obu bramkarzy... Znacznie więcej niż przedstawiania własnych racji było w tym zagłuszania słów rywala. Koniec końców, zdecydowanie bardziej skorzystali na tym Królewscy, którzy w finale Superpucharu Hiszpanii dzięki akcji z udziałem Fede Valverde – bodaj jedynej godnej zapamiętania w ciągu tych 210 minut – najpierw przetrzymali do serii jedenastek, a następnie zachowali w niej stuprocentową skuteczność.

Real Madryt wydaje się dziś jednak znajdować w bardziej komfortowym położeniu nie tylko dzięki faulowi Urugwajczyka na Moracie. Wskazuje na to w zasadzie całokształt twórczości obu zespołów w tym sezonie. Choć wciąż trudno powiedzieć, by Królewscy wspięli się na nieosiągalny dla zwykłych śmiertelników poziom, to też zwyczajnie nie da się zaprzeczyć, że znajdujemy się na fali wznoszącej. Jasne, często brakuje nam widowiskowości czy też po prostu się męczymy, jak chociażby w potyczce z Valladolidem. Mimo wszystko, kiedy przychodzi do rozliczenia, rachunki jak dotąd się zgadzają. Pierwsze trofeum w tym roku? Jest. Lider? Jest. Ćwierćfinał Pucharu Króla? Jest. Większe walory wizualne zostałaby oczywiście należycie docenione, ale jeśli tylko obecny styl gry ma poprowadzić nas do dalszych sukcesów... to w sumie nie mamy nic przeciwko.

Zupełnie inaczej sprawy mają się w obozie naszych sąsiadów. Już dawno wokół Atlético nie było aż tyle negatywnego szumu. Z krytyką spotykają się praktycznie wszyscy: od zawodników, przez zarząd, po samego Diego Simeone. Rozpoczęty latem proces przebudowy zespołu jak na razie przechodzi bowiem chyba w nieco bardziej bolesny sposób, niż zakładano. Los Colchoneros zajmują dopiero 5. miejsce w La Lidze, a na dodatek ostatnio zostali wyrzuceni z krajowego pucharu przez trzecioligowy Cultural Leonesa. Praktycznie żaden z nowych zawodników nie wniósł do zespołu oczekiwanej jakości. Najbardziej obrywa się, co nie może zaskakiwać, João Félixowi. Kupiony za 127 milionów euro Portugalczyk do tej pory choćby w niewielkim stopniu nie zdołał załatać dziury po Griezmannie. 4 gole i 2 asysty jak na 4. najdroższy transfer to faktycznie wynik mocno rozczarowujący. Patrząc na to jednak z innej strony, ktoś w którymś momencie musiał zdecydować się, by takie pieniądze za niego wyłożyć. Nad graczami takimi, jak Marcos Llorente, który po transferze na Wanda Metropolitano gra jeszcze mniej niż w Realu znęcać się już nie chcemy ani my, ani pewnie nawet sami kibice Atleti.

Jakkolwiek jednak toczy się życie w obu klubach, i tak wiecie, że musimy to napisać: derby rządzą się swoimi prawami. W odróżnieniu od poprzednich dwóch okazji dziś jednak prześlizgiwanie się kolejnym remisem raczej nie przejdzie. Po pierwsze, tym razem nie ma fizycznej możliwości udowodnienia swojej wyższości w rzutach karnych, po drugie zaś zbyt ciężko pracowaliśmy na to, by wreszcie wspiąć się na pozycję lidera. Takie konfrontacje jak ta powinny w naszej sytuacji stanowić pokaz siły, a nie napełniać nas obawami przed potknięciem. Wygrajmy i pokażmy, kto rozdaje karty. Nie wiemy, czy podzielacie nasze zdanie, ale coraz częściej myślimy sobie, że brak mistrzostwa w tym sezonie byłby o wiele bardziej bolesny niż w poprzednich latach.

Początek meczu dzisiaj o 16:00. W Polsce na żywo będzie można obejrzeć go na CANAL+ na platformie Player.pl.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!