Advertisement
Menu

Sceny z baskijskiego miasteczka

29 października 2018. Real Madryt w oficjalnym komunikacie informuje, że tego samego dnia w sali konferencyjnej odbędzie się spotkanie prezesa z dziennikarzami. Wieść ta była mniej więcej tak samo oczywista, jak to, że zima wkrótce zaskoczy drogowców.

Foto: Sceny z baskijskiego miasteczka
Fot. Getty Images

Los Julena Lopeteguiego już od jakiegoś czasu wisiał bowiem na włosku, a porażka 1:5 z Barceloną stanowiła jedynie sygnał dla kata, że czas już spuścić ostrze gilotyny. 

Santiago Solariego na pewno nikt nie traktował jako zbawcy. Tym bardziej, że początkowo Argentyńczyk miał być jedynie trenerem tymczasowym. Jego start w roli szkoleniowca Królewskich był jednak zaskakująco dobry. Na rozgrzewkę zwycięstwo 4:0 w pucharze z Melillą, następnie wygrana z Realem Valladolid (Archiwum X do dziś bada, jakim cudem pierwsze trafienie zaliczono Viníciusowi), pogonienie piątką Viktorii Pilzno oraz zwycięstwo 4:2 po świetnym meczu z Celtą Vigo. Piłkarze mogli z czystym sumieniem udać się potem na zgrupowania reprezentacji.

Po powrocie do gry nadszedł jednak mecz, który trudno wytłumaczyć w jakiś racjonalny sposób. 24 listopada Real Madryt udał się na Ipuruę, by zmierzyć się z 13. w tabeli Eibarem. Solari nie musiał co prawda walczyć w tamtym spotkaniu o pozostanie na stanowisku, ponieważ już 10 dni wcześniej wiadomo było, że przynajmniej na razie działacze nie będą szukać nikogo na jego miejsce. Tak czy inaczej, nadarzała się świetna okazja, by pokazać wszystkim, iż decyzja działaczy nie była podyktowana wyłącznie brakiem poważnych kandydatów do prowadzenia zespołu. 

Tamtego sobotniego popołudnia Królewscy zostali jednak dosłownie upokorzeni. Baskowie wygrali 3:0 i to wcale nie dlatego, że – jak to się ładnie teraz mówi – „Podeszli trzy razy i strzelili trzy gole”. Nie, Eibar najzwyczajniej w świecie nas zlał i gdyby był nieco bardziej skuteczny, mógł zrobić nam jeszcze większą krzywdę. Bramki zdobywali wówczas Gonzalo Escalante, następnie bohater pewnego skandalu obyczajowego, Sergi Enrich, oraz Kike. Kibicom Królewskim po ostatnim gwizdku pozostało jedynie zastanawiać się, czy cokolwiek mogło się potoczyć inaczej, gdyby przy stanie 0:0 obrońca Eibaru nie wybił piłki z linii bramkowej po strzale Benzemy... 

Kiedy tak sobie teraz myślimy, od tamtej pory nie udało nam się chyba jeszcze powtórzyć aż tak słabego meczu. Realną konkurencję stanowić może prawdopodobnie tylko ten z Paryża. Tam jednak mimo wszystko nie dostaliśmy lania od zespołu z miasteczka, które musiałoby być trzy razy większe, by wszyscy jego mieszkańcy byli w stanie wypełnić Santiago Bernabéu.

***

Choć była dopiero sobota, a zegar nie zdążył jeszcze wybić godziny 15:00, po tamtym spotkaniu niejeden mieszkaniec Eibaru w poniedziałek  był zmuszony skorzystać z urlopu na żądanie. Nie ma się jednak czemu zbytnio dziwić. Mowa przecież o historycznym triumfie, o którym niejeden będzie jeszcze opowiadał dzieciom, a następnie wnukom. Ci zaś będą przekazywali tę opowieść jeszcze kolejnym pokoleniom.

Fani Rusznikarzy (taki wymyślny przydomek Eibaru widnieje na nieomylnej Wikipedii) czuli się niczym zdobywcy świata, choć po paru głębszych zastanawiali się też w zakamarkach duszy, czy ten dzień byłby tak piękny, gdyby nie cudze nieszczęście w przeszłości. Wszyscy dokładnie pamiętają tam, jak wyczerpujące emocjonalnie były wydarzenia sprzed mniej więcej 4-5 lat.

Powiedzieć, że awans Eibaru do najwyższej klasy rozgrywkowej w sezonie 2013/14 był sensacją, to nic nie powiedzieć. Baskowie nie dość, że awansowali do Primera División po raz pierwszy w swojej wówczas 74-letniej historii, to jeszcze dokonali tej sztuki jako beniaminek na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy. Niejeden obywatel baskijskiego miasteczka był w stanie uwierzyć w to, co się stało dopiero, gdy na 7-tysięczną Ipuruę po raz pierwszy przyjeżdżały Barcelona z Realem Madryt. O podobnych rzeczach do tamtej pory czytano tam przecież jedynie w książkach Stanisława Lema. Pierwszy gol Eibaru w La Lidze, zwycięski zresztą, również nie pozwalał w pełni zorientować się, czy to wszystko dzieje się naprawdę. 

Piękny był to miesiąc miodowy. A w zasadzie cała runda. Eibar w żaden sposób nie dawał po sobie poznać, że jeszcze dwa lata wcześniej wykuwał swój los na trzecioligowych boiskach. Po pierwszej rundzie dzielni Baskowie zajmowali w lidze 8. miejsce, a gdzieniegdzie oczami wyobraźni widziano już jak ta piękna opowieść kończy się (zaczyna jeszcze bardziej?) w Lidze Europy. 

No i mniej więcej wtedy ekipa Gaizki Garitano najzwyczajniej w świecie zapomniała, jak się gra w piłkę. Tak spektakularnego zjazdu, tak fatalnej rundy nie zaliczyło nawet w zeszłym sezonie Zagłębie Sosnowiec. W rundzie rewanżowej Eibar doznał 15 porażek w 19 meczach, dostając po łbie praktycznie od każdego. Pierwszy w historii sezon z pięknej baśni powoli zaczynał zmieniać się w koszmar. Koniec końców zespół zajął 18. miejsce w lidze, a żeby było jeszcze bardziej absurdalnie, na miejscu w strefie spadkowej wylądował dopiero po... zwycięstwie w ostatniej kolejce z Córdobą. 

Kiedy w miasteczku powoli zaczęto godzić się z bolesnym rozczarowaniem, życie znów pokazało, jak przewrotnym potrafi nieraz być. Albo też jak cudze nieszczęście może spowodować, że z serca spada ci kamień. Eibar mimo sportowego spadku pozostał bowiem w elicie kosztem Elche, które zostało administracyjnie zdegradowane za zaległości finansowe. Na wschodzie płacz, na północy radość. Ktoś życie traci, ktoś je zyskuje.

Eibar z daru od losu skorzystał na tyle, że do dziś występuje w Primera División. Nie jest to może drużyna, która w jakikolwiek sposób rewolucjonizuje hiszpański futbol, jednak trzeba pamiętać, że wciąż mówimy o klubie z 27-tysięcznej miejscowości, gdzie drzwiami i oknami wcale nie pchają się miliarderzy zafiksowani na punkcie robienia czegoś z niczego.

Baskowie jako twardzi i charakterni ludzie po prostu starają się jak najlepiej stawiać czoła przeciwnościom i pokazywać, że strach przed kimkolwiek znajduje się poza ich naturą. I czasami doczekują się za to tak bezcennych nagród, jak tamto zwycięstwo sprzed niespełna roku. 

***

Tylko Pedro León chodził tamtego dnia jakiś taki zamyślony. Z jednej strony jego zespół odniósł historyczne zwycięstwo, co na pewno go cieszyło. Z drugiej szkoda mu było, że nie mógł mieć w nim udziału z powodu kontuzji. A i gdzieś z tyłu głowy zaczął zastanawiać się, co poszło nie tak, że to nie on dziś przegrał 0:3... 

*** 

Elche natomiast powoli stara się odbudowywać. Dziś zajmuje 12. miejsce na zapleczu, a w międzyczasie zdążyło także zlecieć do 3 ligi. Jeśli wierzyć Transfermarktowi, dziś cały ich zespół jest wart niecałe 10 milionów euro, czyli o 4 mniej niż kwota, za którą Eibar sprzedał przed sezonem Joana Jordána i o 2 więcej niż Baskowie dostali za Rubéna Peñę.

*** 

Początek meczu o 18:30. Transmisję w Polsce przeprowadzi CANAL+ na platformie Player.pl.

Bilans Eibaru w ostatnich sześciu domowych meczach Realem Madryt to zwycięstwo, remis i cztery porażki. Bilans bramkowy to 6:13. Wygrana Eibaru to 3:0 z ostatniego sezonu. Najlepsi strzelcy obu drużyn to Fabián Orellana (4 gole) i Karim Benzema (7 goli). Poniżej możecie zobaczyć ciekawe kursy od naszego partnera, legalnego bukmachera eTOTO:

  • Gol Karima Benzemy: 2,00
  • Gol Fabiána Orellany: 4,00
  • Wygrana Realu i więcej niż 1,5 gola: 1,86

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!