Bananowy poniedziałek: Chopin futbolu, nagroda pocieszenia i smutne fakty
Parę słów o wczorajszej gali
Dziś co prawda we wtorek, ale, jak już chyba kiedyś wspominałem, po prostu przywiązałem się do nazwy.
* * *
Luka najlepszym piłkarzem świata według FIFA. Czy można było się tego spodziewać? Raczej tak. Czy budzi to jakieś wielkie kontrowersje? Z tego, co można wyczytać w źródłach innych niż katalońskie (tam Messi będzie zasługiwał na wszelkie laury nawet na emeryturze) – raczej nie.
Gdyby jednak parę lat temu przeprowadzić wywiad środowiskowy, i zadać przypadkowo napotkanym kibicom pytanie „kto po Messim i Cristiano Ronaldo?”, naturalną reakcją na początku byłaby cisza. Potem z biegiem czasu co poniektórzy z większym przekonaniem stawialiby na Neymara czy też – choć to już w przypływie silenia się na większą oryginalność – Antoine'a Griezmanna.
Tymczasem dziś nikt nie doznaje większego szoku w momencie, gdy nagrodę zgarnia 33-latek, który wśród nas był przez cały ten czas i który tak naprawdę wcale nie wystrzelił z dnia na dzień, lecz zachwycał nas od wielu sezonów. Można mówić, że Luka dostał nagrodę poniekąd za całokształt kariery, w jakimś niewielkim stopniu pewnie nawet się z tym zgodzę. Tak czy inaczej, cały czas nie widzę nic złego w tym, że wreszcie należycie doceniony został piłkarz, który podobny poziom – nieosiągalny dla 99 procent graczy – prezentuje od lat i który jednocześnie bywał regularnie spychany na margines w podobnych zestawieniach.
Nie da się też zaprzeczyć, że w ostatnich miesiącach zapanowała swego rodzaju „moda na Modricia”, która na pewno w takich plebiscytach musi mieć jakiś wpływ na wyniki. Moda na Modrcia to jednak nie tylko owoc tego, że po latach dominacji dwóch kosmitów idealnym kandydatem na przerwanie hegemonii był niski, niezbyt urodziwy zawodnik z niewielkiego kraju. To przede wszystkim owoc konsekwentnego budowania marki i czekania, aż jej ponadczasowość trafi do wszystkich.
Często słyszy się tu i ówdzie, że Modrić doświadczył sprawiedliwości, której nie doświadczyli Xavi, Wesley Sneijder, Andrés Iniesta czy Andrea Pirlo. W moim odczuciu z tego grona artystą podobnej klasy był jednak jedynie Iniesta. Choć przez lata oczywiście również emocjonowałem się rywalizacją Cristiano i Messiego, to jednak przez cały ten czas właśnie Iniestę i Modricia postrzegałem jako tych, którzy potrafili stworzyć coś absolutnie niepodrabialnego.
Teraz już tylko pozostaje czekać na Złotą Piłkę. Gdybym miał porównywać piłkarzy do najsłynniejszych kompozytorów, Cristiano Ronaldo byłby Beethovenem, Messi Mozartem, a Luka Modrić Chopinem. Jeden ma niesamowite brzmienie i moc, drugi jest cudownym dzieckiem, a trzeci po prostu trafia prosto do duszy.
* * *
Nie zdradzę niczego z zakresu wiedzy tajemnej, jeśli stwierdzę, że w zasadzie każdy wybór na tego typu gali da się podważyć. Ten miał za słabe liczby, tamten nie zdobył niczego ważnego, a jeszcze inny zamiast szwendać się po galach najlepiej powinien zawodowo zająć się tarciem chrzanu. Nie urodził się (i pewnie już nigdy się nie urodzi) taki, który byłby w stanie przekonać wszystkich że gol na pustą bramkę jest wart więcej niż trzymanie przez 90 minut w ryzach środka pola, ani że Liga Mistrzów jest warta mniej lub więcej niż mistrzostwo świata.
Inną kwestią pozostaje jednak to, w jaki sposób najlepsi z najlepszych są wybierani. W jednej kategorii decydują selekcjonerzy, kapitanowie i dziennikarze, w innej sami piłkarze, a w jeszcze innej szwagier z teściową. Nic dziwnego, że potem w jedenastce sezonu nie znajduje się miejsce ani dla żadnego z trójki kandydatów na bramkarza roku, ani dla piłkarza wybranego trzecim najlepszym zawodnikiem świata. Już podczas gali UEFA moją uwagę zwróciło to, że ogłoszony najlepszym obrońcą Sergio Ramos w klasyfikacji na najlepszego piłkarza znalazł się za... Varane'em.
Z jednej strony można dojść do wniosku, że kryteria wyboru być może należałoby jakoś ujednolicić. Z drugiej jednak obecne procedury pokazują, jak trudno w sporcie drużynowym ocenić kogoś pod względem indywidualnym. Może tak jak jest jest nawet bardziej sprawiedliwie? Zawsze przecież będzie mniejsza szansa, że czyjeś osiągnięcia zostaną zupełnie pominięte.
Tak naprawdę zrozumieć nie mogę tylko wyboru najładniejszej bramki. Gol Salaha, owszem, był bardzo ładny, ale wydaje mi się, że trafienia podobnej klasy są czymś normalnym praktycznie każdego tygodnia. O ile miałbym problem ze stwierdzeniem, czy ładniejsza była przewrotka Cristiano czy Bale'a, o tyle tutaj nie mam wątpliwości, że napastnik Liverpoolu zgarnął najzwyczajniej w świecie nagrodę pocieszenia.
* * *
TVP Sport swoją drogą nie zawiodło moich oczekiwań. Nie wiem, jak dziennikarze poważnej stacji telewizyjnej – zresztą, powiedzmy sobie szczerze, nie tylko oni – mogą z aż takim uporem na każdym kroku dorabiać ideologię do pojedynczego boiskowego starcia, jakie widujemy praktycznie w każdym meczu piłki nożnej. Pech, że akurat trafiło na finał Ligi Mistrzów i skończyło się kontuzją Egipcjanina.
Cóż, może jestem stronniczy i naiwny, ale mimo wszystko obstawiam, że gdyby nie ten paskudny Ramos, w alternatywnej rzeczywistości Real Madryt i tak wygrałby Ligę Mistrzów, Karius popełniłby dwa błędy z własnej winy (po finale mu współczułem, ale on chyba naprawdę zaczął uważać, że nie ponosi odpowiedzialności za pierwszego i ostatniego gola dla Realu), a Egipt wciąż nie zdobyłby mistrzostwa świata, bo do tego potrzeba jednak więcej niż jednego bardzo dobrego gracza.
Niestety wciąż nie mam tego jednak jak udowodnić. Chcąc nie chcąc, muszę więc cały czas trzymać się smutnych faktów. Może zamiast nieustannie zastanawiać się, co by było gdyby nie brutalny zabójca marzeń Sergio Ramos, warto by częściej podkreślać po prostu to, jak dobrym piłkarzem jest Mohamed Salah?
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze