Minuta „dziewięćdziesiąta i dramat”
Sześć horrorów Królewskich
Ostatnie minuty meczu przeciwko Levante odsłoniły wiele problemów, z którymi boryka się w tym sezonie Real Madryt. Kolejna bramka stracona w ostatnich minutach przyczyniła się do kolejnego powinięcia nogi, w kolejnym meczu, w którym zabrakło dobicia rywala. Reakcja ze strony Sergio Ramosa pokazała wyraźnie, że wiara we własne umiejętności zaczyna łamać się na kilka dni przed pojedynkiem z Paris Saint-Germain, zauważa MARCA i prezentuje swoiste muzeum horrorów ekipy Zidane'a.
Krzyk Ramosa do Marcelo: „To jest burdel, nikt nie wkłada nogi”, był dowodem na to, że kapitan czuje, iż nie wszyscy dają z siebie wszystko. Ramos, który również nie pozostaje bez usprawiedliwienia, przyznał później, że nie rozumie, jak taka drużyna może pozwolić dać sobie wyrwać z rąk praktycznie wygrany mecz w 89. minucie. To sytuacja, która w tym sezonie zdarzyła się już szósty raz.
Nikt nie pamięta już o minucie „dziewięćdziesiątej ramosowej”, która w cudzysłowie ratowała Królewskim skórę w ubiegłym sezonie. Teraz minuta „dziewięćdziesiąta ramosowa” przerodziła się w „dziewięćdziesiątą i dramat”. Przemiana, która po części tłumaczy, czemu Królewscy są 19 punktów za liderem. Wszystko zaczęło się w pierwszym meczu z Betisem, gdy Rubén Castro zdobył bramkę w 89. minucie i dał wygraną gościom. Niektórym wydawało się początkowo, że była to jedynie wpadka przy pracy, ale z czasem okazało się, iż był to początek zmiany kursu.
Na Balaídos było podobnie. Królewscy stracili ważne punkty, ponieważ Maxi Gómez strzelił gola w 82. minucie, a samo trafienie doskonale obrazowało już wtedy, jak kiepsko drużyna Zizou prezentuje się po przerwie, gdy wszystko się zawaliło. Nie inaczej było też w Klasyku. Real przegrał spotkanie w drugiej połowie, a na dodatek Los Blancos na sam koniec dobił jeszcze Aleix Vidal, który w 90. minucie ustalił wynik meczu na 3:0 dla Barcelony.
Na kolejną stratę punktów nie trzeba było czekać zbyt długo. Na Santiago Bernabéu przyjechał Villarreal i wrócił do domu z trzema oczkami, a wszystko po fatalnie wykonanym rzucie rożnym i kontrze przeprowadzonej przez gości, którzy zdobyli jedyną bramkę w 86. minucie. Gol Fornalsa oznaczał, że nikt nie mógł już napisać niczego innego, jak to, że Real jest pogrążony w głębokim kryzysie.
Przeciwko Levante historia była niemal identyczna i Królewscy ponownie stracili punkty w samej końcówce, gdy Keylora pokonał w 89. minucie Pazzini. Ta bramka pokazała doskonale, jaki chaos panuje w szeregach Los Blancos, którzy od początku sezonu nie potrafią wyjść z opresji i znaleźć rozwiązana dla nawarstwiających się problemów. Wystarczy popatrzeć, jak byli ustawieni poszczególni piłkarze Realu w kluczowej akcji gospodarze. To przykre i smutne, ale wszystko wyglądało niczym burdel, jak mówi sam Ramos.
Bramki tracone w ostatnich minutach były dotychczas nie tylko bolączką tak zwanego Realu A. W Pucharze Króla zmiennicy przeżywali identyczną gehennę. Fuenlabrada strzeliła gola w 89. minucie, a Numancia w 82. W obu tych meczach padł remis, który pozwolił przejść dalej. Wyjątkiem od reguły było starcie z Leganés, gdy Królewscy stracili bramkę na 1:2 już w 52. minucie, ale kolejny etap spotkania uwydatnił inny problem, czyli skuteczność, a raczej jej brak.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze