RealMadryt.pl w Lizbonie: Gdzie w Portugalii sprzedają gazety?
Przegląd prasy, miłość do piłki i wszechobecny Cristiano
Kupowanie prasy w Portugalii nie należy do najłatwiejszych. Zdążyłam obejść trzy wcześniej wytypowane miejsca, w których zgodnie z logiką powinien znajdować się kiosk. Dwóch w ogóle nie było, trzecie – mimo że było już po 9:30 – zamknięte na głucho. W myślach godziłam się już z ochrzanem od naczelnego, kiedy na szczęście z pomocą przyszedł mi stały bywalec pobliskiego skwerku. Na moje pytanie, gdzie można zaopatrzyć się w dzisiejszą prasę, odpowiedział, nie dowierzając za bardzo w to, że umiem porozumieć się z nim w jego ojczystym języku. „Gazety? Tam…”, powtórzył trzy razy, wskazując spracowaną ręką w stronę pobliskiej kawiarni. Spojrzałam na niego badawczo. „W kawiarni?”, dopytałam. „Tak, tam”. Gest ręki stał się bardziej intensywny, a wybałuszone oczy zdawały się wwiercać mi w mózg. „Dziękuję panu”, odpowiedziałam i pełna wątpliwości poszłam we wskazaną stronę.
Zdaję sobie sprawę, że miejscowa kawiarnia (w obrębie dwóch przecznic od mojego bloku zdołałam naliczyć aż sześć!) to dla Portugalczyków miejsce świętsze niż Fatima, ale żeby w kawiarni sprzedawali prasę to jeszcze nie słyszałam. Po wejściu przywitał mnie typowy poranny widok w takich miejscach. Tłum ludzi – jedni żywo rozmawiają, inni w pośpiechu piją kawę, jeszcze kolejni delektują się dopiero co podanym śniadaniem, raz po raz spoglądając w ekran telewizora wiszącego w rogu. Na pierwszy rzut oka bałagan i uwijanie się jak w ukropie. Przesympatyczny kelner João pomiędzy jednym powitalnym pocałunkiem ze znajomą a drugim (tutaj na dzień dobry całuje się w oba policzki) zdążył nastawić kawę dla jednego klienta i zamówić w kuchni tosty dla kolejnego. Rozejrzałam się z powątpiewaniem, mijając wzrokiem wypieki, ekspres do kawy, lodówkę i… Stojak z gazetami?! Hurra! Pozostało tylko zapłacić i najtrudniejsza część misji wykonana.
Ale gdzie tam, nie tak prosto, na pewno nie w tym kraju. Chociaż całe miejsce z pozoru wygląda na takie, w którym wszystko dzieje się szybko, prawda jest zupełnie inna. Żaden szanujący się Portugalczyk nie zacznie dnia bez kawy w ulubionym miejscu i rozmowy z zaprzyjaźnionym kelnerem. Brzmi pięknie i sielankowo, ale gdy miejscowych jest ponad dwudziestu i tylko jeden biedny kelner João na nich wszystkich, nie ma się co dziwić, że chłopina nie za bardzo wyrabia się z robotą. Każdego trzeba czule pocałować na przywitanie, zapytać o zdrowie, rodzinę i dzisiejszą pogodę. Mogłam się tego spodziewać, więc grzecznie przeczekałam kolejną falę uprzejmości, kątem ucha sprawdzając, czy przypadkiem w tematach rozmów nie przewinie się Real Madryt. Nie przewinął się, ale gdybyście chcieli mnie zapytać o zdrowie ciotki Marii, służę.
Po paru tygodniach pobytu tutaj w ogóle odnoszę wrażenie, że stereotyp Portugalczyka kochającego na zabój piłkę nożną raczej mija się z prawdą. To fakt, że wieczorami osiedlowe kawiarnie zapełniają się ludźmi, a na telewizorach wyświetlane są mecze, ale wydaje mi się, że to raczej sposób na zapełnienie tła i punkt wyjścia do pogawędki. Padnie gol? Fajnie, chwilę się pocieszymy (lub pozłościmy), ale za kilkanaście sekund emocje opadają i czas wrócić do rozmów na tematy dalekie od futbolowych. Nawet u mnie w mieszkaniu sytuacja przeczy wszelkim ogólnym przekonaniom. Jest nas czworo: trzech młodych Portugalczyków i ja, Polka. Zgadnijcie, kto z tego zestawu jest na bieżąco z wynikami i nowinkami, ustawia swój dzień pod godzinę rozgrywania meczów i ma w pokoju szalik ukochanego zespołu? Tak, ja. Koledzy na przywitanie powiedzieli mi, że piłka to nie ich świat, ale po usłyszeniu, komu kibicuję, oczywiście przepytali mnie na temat wiedzy o Cristiano Ronaldo.
Jeżeli Portugalczycy kochają coś poza poranną kawą i miejscowym kelnerem, to z pewnością jest to gwiazdor Królewskich. Praktycznie nie ma tygodnia, żeby jego sylwetka nie pojawiała się na co najmniej trzech okładkach kolorowej prasy. Reklamy w telewizji, billboardy na ulicach, a nawet wielka fototapeta na lotnisku – żadna z tych rzeczy nie może obyć się bez wizerunku CR7. Moi współlokatorzy, chociaż zapewniali, że futbol ich nie interesuje, byli bardzo zdziwieni (prawie oburzeni), jak im powiedziałam, że moim ulubionym zawodnikiem Realu wcale nie jest Cristiano. Trzeba było ratować sytuację i nie przechlapać sobie atmosfery w mieszkaniu już pierwszego wieczoru, więc wytłumaczyłam im, że oczywiście podziwiam Króla, jest niesamowity i najlepszy na świecie, ale moje miękkie, dziewczęce serduszko po prostu ukochało sobie Lukę Modricia i nic nie mogę na to poradzić. Chyba zrozumieli, bo udało nam się dojść do porozumienia i przeżyć bez napięć te ostatnie tygodnie.
Skoro już mowa o Cristiano, może wróćmy do meritum i przeglądu prasy. Sylwetka Ronaldo zdobi dzisiejsze wydanie gazety Record z podpisem „Złamane serce”. Dodatkowe informacje z okładki na jego temat to hasła: „Wracając na Alvalade, może zapisać się w historii”; „Brakuje mu 2 goli do 500 trafień w klubach i 100 na boiskach Europy”; „Zawsze, gdy strzela Sportingowi, odmawia świętowania bramki”. Pierwsza strona krzyczy też, że zwycięstwo Królewskich „zabije marzenie Lwów” oraz że odbędzie się uroczystość na cześć mistrzów Europy. Jest też informacja na temat Gelsona Martinsa, którego jutro będzie śledzić „inwazja szpiegów”.
W środku spore rozczarowanie. Meczowi z Realem poświęcono dosłownie pięć stron. Dwie zajmuje spora grafika z Ronaldo oraz informacje o wszystkich jego pobitych rekordach i tych, które może pobić jutro. Są też cytaty z ostatnich wywiadów, garść statystyk z okresu gry w Sportingu oraz krótki artykuł o „powrocie do opuszczonego domu”. Po przewróceniu kartki więcej szczegółów o szpiegowaniu Gelsona – młodego piłkarza przyjadą obserwować przedstawiciele Realu, Barcelony, Manchesteru United, PSG i Atlético. Wygląda więc na to, że w jutrzejszym meczu zagra dwóch piłkarzy, po jednym z każdej drużyny… Ostatnia strona dodaje więcej informacji meczowych: na Estádio José Alvalade może paść rekord pod względem wypełnienia trybun – około 50 tysięcy kibiców powinno stawić się na jutrzejszym spotkaniu. W dodatku Sporting należy do grupy 16 drużyn, które grały z Realem u siebie dwa lub więcej razy i jeszcze nigdy nie przegrały. Zobaczymy, czy pojutrze będzie można napisać to samo.
Jeszcze mniej miejsca starciu z Lidze Mistrzów poświęciła A BOLA. Główną część swojej okładki oddała Guedesowi, który zyskuje zaufanie trenera Benfiki. Mecz z Realem zajął mniejsze okienko, a w nim bohaterem i tak jest Gelson oraz informacja o skierowaniu na niego reflektorów. Całość dopełnia malutkie zdjęcie Cristiano opatrzone notką, że na Alvalade może pobić kolejny rekord. Trochę lepiej jest w środku, bo przynajmniej pojawiają się nazwiska innych piłkarzy niż wymieniona już dwójka. Dowiedzieć się można na przykład, że Benzema i Ramos są gotowi do gry, a Casemiro, Pepe, Morata i Kroos nadal nie. Dziennik przypomina również o serii Realu bez porażki z portugalskimi drużynami w XXI wieku. Nie ma tego za dużo, ale pozostaje mieć nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Na razie to tyle. Do przeczytania w następnej relacji, w której przybliżę kulisy naszej walki ze Sportingiem o akredytację. Mam nadzieję, że zakończy się ona sukcesem, bo szczerze mówiąc, smutno mi będzie oglądać ten mecz samotnie w jakimś pubie, gdy moi znajomi pójdą na trybuny… Trzymajcie kciuki!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze