RealMadryt.pl w Madrycie: Zauroczenia ciąg dalszy
Nasze wrażenia po meczu z Espanyolem
Idę przy południowej trybunie Bernabéu. Mijam zamknięte bramki i okienka sprzedaży biletów, otwartą chińską restaurację. Dalej skręcam w lewo, w bramę numer 44, chcę odebrać akredytację na trening i konferencję w Valdebebas. Zanim dostanę się do biura prasowego, muszę zeskanować palec wskazujący w pomieszczeniu dla ochrony – po to, żebym mógł sam przedostać się przez bramki. I tak wiem, że system znowu nie zadziała, a mi po raz kolejny będzie głupio, że przez mój dziwny palec muszę szukać kogoś, kto wypuści mnie ze stadionu. Słyszę rozmowę ochroniarzy w czarno-żółtych kurtkach, jednego z nich czasem widuję w Valdebebas. Opowiada: – No i oni, jak im mówię, gdzie pracuję, zawsze reagują tak samo. „Co? Wpuszczasz na treningi wszystkich piłkarzy Realu? Otwierasz bramkę dla Ronaldo?”. A ja na to „Pff, no tak” – i wzrusza ramionami. Ochroniarze nie mogą być kibicami.
Tak to jest, jak się chwilę spóźnisz.
W sobotę pod bramami ośrodka treningowego Królewskich na północy Madrytu widzę ludzi, którzy za taką pracę oddaliby wszystko. I właśnie dlatego nigdy jej nie dostaną. W rękach trzymają koszulki, zdjęcia piłkarzy, flamastry. Co jakiś czas coś wypada im z rąk, bo tak naprawdę nie wiedzą, czy gdy podjedzie zawodnik, to sięgać najpierw po telefon i robić sobie selfie, czy zbierać autografy. Koszulki są jeszcze czyste, bez śladu podpisów. Piłkarze zatrzymują się zwykle po skończonym treningu. Ja przyśpieszam kroku, bo na trening i tak już jestem spóźniony. Z otwartych piętnastu minut zostało mi dziesięć. Gdy docieram na taras, widzę sylwetki piłkarzy zza pleców operatorów kamer.
Piłkarze są szczęśliwi, to widać. Co jakiś czas o madryckim szczęściu rozpisują się gazety sportowe. Trwającego już prawie miesiąc ogromnego zauroczenia nowym trenerem ani trochę nie naruszył remis w Sewilli. Piłkarze, dziennikarze i kibice są zapatrzeni w Zidane’a jak w obrazek. Ja, choć też nie mogę oderwać wzroku od idola z dzieciństwa, zastanawiam się, ile to jeszcze potrwa. Do meczu z Bilbao? Czy z Romą lub Atlético? Sam Zidane jak zwykle żartuje i ma dobry kontakt z dziennikarzami. – Nie wiem, czy Isco ma taki poziom jak ja, ale i tak jest dobry – mówi z uśmiechem na ustach. Wychodzę z ośrodka treningowego. Koszulki trzymane przez kibiców w blasku słońca wydają się jeszcze bielsze. Nie widzę podpisów. Albo zdecydowali się zrobić zdjęcie, albo jeszcze żaden piłkarz się nie zatrzymał. Być może to ja przynoszę pecha. Chodzę tu od września, a zatrzymujących się przy fanach piłkarzy widziałem tylko na filmikach w internecie.
Do skutku.
W niedzielę wieczorem z tłumem kibiców wychodzę ze stacji metra pod stadion. Mijamy stragany z gadżetami. Setki rodzajów szalików, w różnych kolorach, z różnymi napisami. Figurki piłkarzy, miniaturki stadionu, flagi. Podrabiane koszulki, kilka oryginalnych z poprzednich sezonów. Jednak rzadko ktoś przy tych stoiskach się zatrzymuje. Za to przez oficjalny sklep w dniu meczu przewijają się tłumy. Większe wzięcie ma tylko fast food pod stadionem. Czasem mijają mnie hiszpańscy handlarze, tacy bez swojego stoiska, ale z meczowymi szalikami. – Amigos, skarf for tudej! Skarf for de macz! – krzyczy jeden z nich do turystów.
Mecz zaczyna się jak wiele poprzednich. Szybko strzelone gole ustawiają spotkanie i sprawiają, że kibice czują niedosyt, gdy od dłuższego czasu nie widzieli piłki w siatce. Jednak po trzeciej bramce część fanów nie spoglądała na boisko, tylko za siebie. Od kilku minut było czuć swąd spalenizny, a chmura dymu nad boiskiem robiła się coraz większa. Zaniepokojeni byli też dziennikarze. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy i na szczęście udało się uniknąć paniki. Na Twitterze czytałem później, że podobno ktoś podpalił pojemnik na śmieci na jednej z przystadionowych ulic.
Zadowolony Varane.
Ramos mówił między innymi o dobrych relacjach z trenerem.
W strefie mieszanej po meczu jako pierwszy z piłkarzy Królewskich zjawił się… Kiko Casilla. Rezerwowy bramkarz Realu chciał tylko porozmawiać ze znajomymi dziennikarzami z Barcelony, w której spędził pewnie najlepsze lata swojego życia. Obok dziennikarz Radia MARCA rozmawiał z Mamadou Syllą, napastnikiem Espanyolu. Nie ma mikrofonu i dyktafonu, gąbkę z logiem swojej stacji nałożył na srebrnego iPhone’a. Później pojawia się Varane, pół godziny po nim Ramos. Hiszpańscy dziennikarze naprowadzają ich na krytykę poprzedniego trenera. „Cristiano mówił ostatnio o nienajlepszym okresie przygotowawczym, co o tym sądzisz?”, „Byliście słabo przygotowani fizycznie, prawda?”. No cóż, prawda. Ale to wydaje się nie mieć znaczenia dla obu piłkarzy. Najważniejsze jest to, co przed nimi. I uśmiech na ich twarzach po kolejnej goleadzie. Zauroczenia Zidane’em ciąg dalszy.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze