Odpowiedź dla redaktora Pola
Kontynuujemy i równocześnie kończymy wczorajszą polemikę
Ku naszemu zaskoczeniu, opublikowany przez nas wczoraj list otwarty do redaktora naczelnego "Przeglądu Sportowego" Michała Pola wywołał dość spore zamieszanie i lawinę dyskusji w wielu miejscach w Internecie. Pan redaktor odpowiedział nam na swoim blogu oraz mailowo, za co bardzo dziękujemy. Nasza wczorajsza publikacja spotkała się zarówno z pozytywnym odzewem, jak i krytyką. Dziękujemy za słowa uznania dla tej pierwszej grupy, a tę drugą pragniemy przekonać, co do zasadności naszego listu poniżej. Spieszymy z wyjaśnieniami, aby zakończyć całą tę polemikę.
Szanowny Panie Redaktorze, zacznijmy od tego, że nie jest prawdą, tak jak Pan pisze, iż użyty przez Pana epitet „nie jest obraźliwy". Otóż tak się składa, że w świecie internetowych dyskusji kibiców Realu Madryt, Barcelony i nie tylko jest to jak najbardziej pejoratywne określenie wobec fanów Królewskich, którzy, mówiąc eufemistycznie, wypowiadają się w mało merytoryczny sposób. Nie byłoby żadnej afery, gdyby nie fakt, że w słynnym już Tweecie wobec swojego interlokutora użył Pan liczby mnogiej.
Abstrahując już od poziomu Tweeta, na który Pan odpowiedział (a którego nie aprobujemy i nie jest on autorstwa żadnego członka naszej redakcji, jak już zdążyliśmy gdzieś przeczytać), można było odnieść mylne (jak się okazuje) wrażenie, że nie zwracając się bezpośredniego do rozmówcy adresuje Pan internetową inwektywę do ogółu kibiców Realu Madryt. Nie precyzując grupy, do której skierowany był wpis, dosyć logicznym wnioskiem było to, że zwraca się Pan do wszystkich sympatyków naszego klubu. Tylko i wyłącznie dlatego zareagowaliśmy.
Czy zbyt gwałtownie? Może i tak. Może zwyczajnie wystarczyło już tam na miejscu z konta RealMadrid.pl zwrócić uwagę na niezbyt przyjemne określenie, którego Pan użył. Wówczas Pan by w swoim stylu odpowiedział i sprawa rozeszłaby się po kościach. Jednak my postanowiliśmy napisać list, a mleko się rozlało. Skoro tak, to nie będziemy umywać rąk, tylko zabrniemy troszeczkę dalej z naszymi argumentami.
Panie Redaktorze, pisze Pan w komentarzach na swoim blogu, że owa wymiana zdań na Twitterze była „życzliwa", ale wydaje się, że znamy inną definicje życzliwej dyskusji, skoro na prowokacyjne pytanie o Neymara traktuje pan rozmówcę z internetowym uśmiechem na ustach określeniem „haladziecko". Tego epitetu może jeszcze nie ma w słownikach internetowego slangu, ale proszę uwierzyć, że żaden kibic Realu Madryt nie życzy sobie być tak nazwanym. Tak jak i Pan zapewne nie życzyłby sobie wszelkich argumentów ad personam dotyczących fryzury czy krawatów.
Wskazuje Pan, iż była to rozmowa prywatna, ale w Internecie nic nie jest prywatne, jeśli może to przeczytać każdy. Prywatna może być wymiana korespondencji na mejlu tudzież usługa wysyłania wiadomości między użytkownikami właśnie na Twitterze, ale nie wymiany zdań na twitterowej tablicy. I czy tego Pan chce, czy nie, jako redaktor naczelny największego w Polsce dziennika sportowego, czyli osoba publiczna, znajduje się Pan pod szczególną obserwacją ludzi – w tym wypadku kibiców piłkarskich obdarzonych gorącą głową. Przecież zdaje Pan sobie z tego doskonale sprawę. Popularność Twittera niesie za sobą pewne konsekwencje, z którymi musi się Pan liczyć.
Pan, jako Michał Pol, jest instytucją samą w sobie – rozpoznawalną, opiniotwórczą i bywającą na sportowych salonach. W naszej opinii, nie wypada Panu zniżać się do poziomu internetowej nowomowy nienawiści.
Zgadzamy się z Panem co do faktu, że istnieją ludzie, którzy nie potrafią na poziomie dyskutować w Internecie. Zdajemy sobie z tego doskonale sprawę, albowiem sami borykamy się z problemem poziomu komentarzy na naszej stronie. Jest to skutek ogromnej popularności serwisu. Trudno jest zapanować nad tysiącami wpisów autorstwa ludzi w różnym wieku, o różnym wykształceniu, o różnej dojrzałości itp. Im większa strona, tym trudniej przypilnować merytorycznej dyskusji. Im mniejsza, tym łatwiej.
Widać to jak na dłoni, porównując dwa największe polskie portale naszych kolegów z Barcelony – na tym większym panuje podobny „miszmasz" do tego u nas, a na tym mniejszym – w miarę niezła organizacja użytkowników i hierarchia. My, mówiąc nieskromnie, nie mamy konkurencji i z tego powodu napotykamy na spory problem. Z tego miejsca pragniemy wykorzystać okazję i pogratulować obu bordowo-granatowym portalom niedawno przeprowadzonych znakomitych zmian i równocześnie zapowiedzieć, że w najbliższych miesiącach nowej odsłony można będzie spodziewać się również na RealMadrid.pl. Liczymy na to, że wraz ze zmianą szaty graficznej uda nam się przywrócić w komentarzach ład i porządek. My też chcielibyśmy, żeby dyskusje kibiców, niezależnie od barw klubowych, zawsze stały na dobrym poziomie, opartym na wzajemnym szacunku, ale nie jest to łatwe także z powodu zatargów pomiędzy klubami. W końcu to jest sport, a ze sportem nierozerwalnie związane są emocje.
Przejdźmy jednak do ważniejszej kwestii. Meritum naszego wczorajszego listu otwartego nie leżał wcale w jego pierwszej części, gdy broniliśmy kibiców, lecz w drugiej, gdy zarzucaliśmy polskim mediom brak obiektywizmu. Dla Pana to uderzenie z grubej rury, dla kibica Realu Madryt – oczywista oczywistość. I nie jest to spisek kolejnego szalonego Jarosława, tylko fakt. Czy czujemy się w Polsce sekowani, wykluczeni? Nie. Czy polski czytelnik jest w kwestii Realu dezinformowany? Tak. Czy Real jest w środkach masowego przekazu niesprawiedliwie oceniany? Jest.
Pan nie jest kibicem Realu Madryt, więc nie ma Pan z tym do czynienia na co dzień, ale myślę, że większość polskich sympatyków Królewskich zgodzi się, że polityka informacyjna nie jest wobec naszego klubu fair. I to jest najwyższy czas, żeby o tym napisać. Nie wiem, z czego to wynika, ale generalnie Real Madryt nie jest klubem zbyt lubianym. Mówiąc wprost, bardzo łatwo jest nas nienawidzić. Bo Real wydaje na transfery dziesiątki milionów euro, bo w Realu grają „gwiazdorzy", bo Real to klub rządowy. Z różnych powodów, czasem prawdziwych, a czasem idiotycznych. Przed epoką drużyn należących do rosyjskich oligarchów i arabskich szejków Królewskim życzyć porażki było najłatwiej. Bo prawie każdy lubi patrzeć jak bogaty ponosi klęskę. Zwłaszcza w Polsce.
Ta tendencja przypisywania Realowi wszystkiego, co najgorsze, utrzymuje się w mediach do dziś. Jeśli ktoś regularnie śledzi portale typu Onet czy Sport.pl (dla którego sam Pan do niedawna pisał) i porówna je z tym, co na co dzień tłumaczymy z hiszpańskiej prasy, to można łatwo zauważyć zwyczaj publikowania tego, co w Real uderza. Rozdmuchiwanie najprostszych spraw, informacje z (o zgrozo!) katalońskiej prasy, przeróżne insynuacje i niesprawdzone plotki na temat Madrytu to chleb powszedni polskich mediów. Przykładów jest wiele i można by na ten temat napisać całą pracę.
Być może argument, który zaraz przytoczę, jest „oklepany", ale uważam, że całkiem dobrze obrazuje, to co chcę przedstawić. Otóż do dziś powtarza się jak mantrę krzywdzącą dla Realu wersję, że Gareth Bale kosztował 100 milionów i jest najdroższym zawodnikiem w historii futbolu, mimo że klubowa telewizja oraz sam Florentino Pérez wyjawili, że kwota wyniosła milionów 91. Wersja angielskich mediów brzmi 100 milionów, natomiast prezesa Realu Madryt 91, ale wygodniej jest pozostać przy tej pierwszej. Nawet jeśli kiedyś ujrzy światło dzienne oficjalny dokument klubu, w którym wyjdzie na jaw, że Walijczyk z ukrytymi prowizjami kosztował bagatela 140 milionów czy 150, to obecnie manipulacją jest przyjmowanie za pewnik liczby wyższej niż 91.
Polskie media jednak z lubością znęcały się nad Realem, informując o „kosmicznych pieniądzach wyrzuconych w błoto", natomiast kiedy w Barcelonie wyszła na jaw wielka afera z Neymarem za 85 milionów (albo i więcej), która doprowadziła do upadku prezesa Katalończyków i skompromitowała zarząd klubu, to media przyjęły te informacje bez większego echa. Może i informowały, ale nie zarzuciły portali morzem nagłówków, którymi z pewnością dostałoby się w identycznej sytuacji Realowi. Co więcej, w dniu dymisji Rosella tematem dnia na Sport.pl były wyssane z palca brednie El Mundo Deportivo sprzed pół roku na temat ceny Bale'a. A za polskim Sportem już poszła lawina - artykuły w „Gazecie Wyborczej", doniesienia TVN24 itp. Nikt nie chciał słyszeć, że to bujda katalońskiej gazety i tuszowanie „Neymargate". Ten temat pokazuje pewną tendencję i właśnie dlatego ktoś zwrócił Panu na to uwagę na Twitterze. Chcielibyśmy uniknąć porównań do Barcelony, ale jest to nieuniknione.
Nie dość, że kibic Realu Madryt musi na co dzień zmagać się z dyrdymałami madryckiej prasy (które namiętnie tłumaczymy, bo co innego mamy tłumaczyć?), to jeszcze na dokładkę dostaje w polskich mediach czerstwy kotlet ze zmielonych newsów prosto z Katalonii. A jak wiadomo, te wyjątkowo „starannie" przygotowują odpowiedni kontent dla swoich czytelników w większości kibicujących Barcelonie. Naszym celem nie jest wypominanie czegokolwiek obozowi culés. Tak samo działa to bowiem w drugą stronę, bo Marca i As grają na tę samą nutę, tyle że antykatalońską. Tylko dlaczego w Polsce na temat Realu cytuje się wybiórczo prawie zawsze te negatywne treści?
W weekend kibica Realu czeka bonus – transmisja meczów Królewskich w Canal+ najczęściej z komentarzem eksperta, który, sądząc po jego wypowiedziach, wydaje się mieć w domu pokój wyklejony plakatami Messiego. Zaś przed, w trakcie i po meczu na wszelkiej maści portalach społecznościowych fan Los Blancos poczyta sobie szyderstwa dziennikarzy na temat fryzury Cristiano Ronaldo czy też przytyki do jego nieślubnego dziecka (na podstawie nieistniejących źródeł), które naruszają wizerunek zarówno piłkarza, jak i całego klubu.
I tak w kółko. Nic dziwnego, że komuś gdzieś w Internecie w końcu puszczają nerwy. I wówczas kto, jak nie my, powinien takiego osobnika, jak tego z Pana Twittera, bronić?
Dziękujemy za tę polemikę i nazwanie nas najlepszą stroną klubową w Polsce. Bardzo byśmy sobie życzyli, żeby poziom informacji w mediach oraz szacunku między kibicami w komentarzach stał na wyższym poziomie. My, jako amatorzy, parający się głównie tłumaczeniem newsów, sami mamy wiele za skórą, ale od profesjonalistów, takich jak Pan, wymagamy jeszcze więcej. Oby ta dyskusja dobrze przysłużyła się sprawie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze