Najgorsi kibice na świecie
Tekst o fanach z Bernabéu
Autorem poniższego tekstu jest Miguel z hiszpańskiego blogu "Na spalonym".
"W futbolu najczęściej jest tak, że jakość kibiców jest odwrotnie proporcjonalna do jakości ich drużyn. Jak zawsze, są wyjątki, są wielkie kluby z wielkimi widowniami, jak w Liverpoolu (chociaż wiadomo, że angielska kultura jest inna niż pozostałe), są też małe kluby, których stadiony są w weekendy w połowie puste, jak w przypadku Getafe. Pewne jest także to, że w stosunku kibice-wielkość drużyny nie jestem w stanie znaleźć widowni gorszej od tej na Realu Madryt.
Przed całym tekstem chcę zaznaczyć, że nie lubię generalizować i że jestem świadomy tego, że wielu madridistas - na szczęście z każdym razem coraz więcej - nie identyfikuje się z tym, o czym teraz napiszę. Kiedy mówię o "najgorszych kibicach na świecie", odnoszę się do dosyć dużego sektora fanów (tak dużego, że można zastanawiać się czy to większość, sądzę, że tak) zarówno na stadionie, jak i poza nim, który ma zachowania niegodne wielkości drużyny, którą rzekomo wspierają.
Typowy obrazek na Bernabéu na każdym meczu. Pikniki opuszczają stadion 5-10 minut przed końcem niezależnie od wyniku.
Ten sektor złożony jest głównie z garstki słabych umysłów łatwo manipulowanych przez Asa i Markę, które są dla tych ludzi jak Biblia. Są jak owieczki. Na Bernabéu gwiżdże się na tych, na których chce As i Marca, oklaskuje się tych, którzy ich interesują. Każdy kibic każdej drużyny na świecie chciałby mieć w składzie swojej ekipy Cristiano Ronaldo i jeśli już by grał gdzieś indziej, to nie słyszałby na stadionie gwizdów za każdym razem, kiedy broszurki stwierdzą, że nie pokazuje odpowiedniego poziomu czy nie reprezentuje "walorów Realu". Jednak czego można oczekiwać po kibicach, którzy w swojej najnowszej historii wygwizdali takich graczy, jak Zidane czy Ronaldo Nazario? Zidane i Ronaldo! A gdyby Di Stéfano grał dzisiaj, to też byłby wygwizdywany.
Nie trzeba wracać daleko, żeby znaleźć świeższy przykład. W tym sezonie w meczu z Manchesterem City kibice, o których piszę, przedstawili samych siebie, pokazali cały repertuar. Wygwizdano Cristiano Ronaldo z powodu wypowiedzi o smutku po poprzednim meczu na Bernabéu (nie wszyscy, ale jednak) i nagrodzono owacją Silvę, kiedy nie zagrał nawet dobrego meczu, prawdopodobnie tylko za to, że jest Hiszpanem. A żeby ich dobić, to kiedy City strzeliło w 85. minucie na 1:2, niektórzy zaczęli kierować się do domów. Rację przyznaje mi z łatwością wynik końcowy, ale wyjście w tamtym momencie było nie do wybaczenia, nawet jeśli mecz zakończyłby się porażką. Na murawie 11 gości daje z siebie wszystko, niezasłużenie przegrywa i wiadomo, że będą walczyć do samego końca, a ty wychodzisz? O nich się nie mówi, ale przy najmniejszej pomyłce zawodnika (tego, którego na celowniku ma prasa, oczywiście) zaczynają się gwizdy. Kiedy drużyna przegrywa, to wsparcie jest przez 5 minut, ale jeśli po 10 minutach nie ma remisu, to zaczyna się nerwowość i słychać tylko wiatr. Przepraszam, ale mam inne założenie kibica drużyny piłkarskiej. Jestem nikim, żeby rozdawać karnety madridismo, ale takie zachowania nie są na wysokości najlepszej drużyny w historii. Przy tym jest to brak szacunku dla milionów madridistas, którym musi wystarczyć oglądanie meczów w domu, a oddaliby bez zawahania ręce do oklasków i gardło do okrzyków.
W poprzednim sezonie po dwóch przegranych Klasykach z rzędu na Bernabéu gwizdano na Mourinho i Cristiano (ten ostatni był bohaterem okładek Asa i Marki, które podkreślały, że nigdy nie pojawia się w meczach z Barceloną; od tamtego momentu strzelał we wszystkich meczach obu drużyny, taki przypadek). Szeroki sektor prosi też o wyrzucenie z klubu Pepego za nadepnięcie na rękę Messiego (warto przypomnieć, że Juanito, idol madridismo, nadepnął na kark rywala, a nie ma madridisty, który mu tego nie wybaczył). Ci sami ludzie w maju, kiedy wygrano Ligę, byli na Cibeles, jak gdyby nigdy nic. Byli bardzo zadowoleni.
"Pepe, mój syn NIE chce twojej koszulki".
Nie mam nic przeciwko temu, że oklaskuje się wychowanka, który wychodzi na rozgrzewkę czy skanduje się jego nazwisko, kiedy wbiega na murawę. Perfekcyjnie. Ale dlaczego robi się tak wobec jednych, a wobec innych nie? Co takiego zrobili Morata czy Nacho, czego nie zrobili Modrić czy Coentrão? W ostatnich miesiącach Bernabéu częściej skandowało nazwisko Moraty niż Cristiano. Nie mówiąc o tych, którzy gwiżdżą, kiedy z trybuny południowej słychać przyśpiewki o Mourinho, który wyciągnął nas z przeciętności, o której wielu już zapomniało. Dlaczego tak jest? Bo w prasie można przeczytać, że to Hiszpanie są najlepsi, że Mourinho powinien był kupić "Cazorlitę", a nie Modricia, że Coentrão to leszcz, a Mou niszczy walory Realu Madryt. W konsekwencji kibice zachowują się jak marionetki.
I nie chodzi tu tylko o tych, którzy zachowują się tak na stadionie (czy dają się manipulować). Na ulicy czy Twitterze też można wiele usłyszeć i przeczytać, jak hasła, że "zapłaciłbym, żeby Mourinho i wszyscy ci portugalscy najemnicy odeszli, bo niszczą walory Realu", "Real Mourinho to drużyna defensywna, która nic nie gra", "jak słaby jest Coentrão, niezły sposób na wydanie 30 milionów", "trochę szczęścia i przegramy kilka meczów więcej, zwolnią Mourinho i wrócimy tam, gdzie byliśmy" (wrócimy do przegrywania w Pucharze z Segundą B i przegrywania w 1/8 finału Ligi Mistrzów?), "wolałem, kiedy wizerunek klubu tworzył Del Bosque, jeśli Cristiano i Mourinho odejdą, Real będzie perfekcyjny", itd. Przypadkowo takie same hasła można przeczytać i usłyszeć w mediach.
"Z trzema punktami dzisiaj i tymi nad okiem Cristiano [w Hiszpanii szew i punkt nazywają się tak samo] łykamy Barcelonę. 'Pozdrowienia dla Los Manolos'". Transparenty z pozdrowieniami dla "Los Manolos" z Cuatro - jednego z najbardziej antymadryckich programów - to już klasyka na trybunach Bernabéu.
Patrzę na inne widownie, jak ta w Barcelonie, i widzę mniej rys w aspekcie wspierania drużyny. Może mentalnie ludzie tam są tacy sami, jak w Madrycie, ale oni czytają Sport i Mundo Deportivo, a przesłania z tych dzienników różnią się od tych, które madridista może wyciągnąć z Asa i Marki.
To wszystko, jak mówiłem na początku, jest generalizowaniem. Są wyjątki, wiele wyjątków, zarówno na Bernabéu, jak i poza nim. Jednak to oczywiste, że widownia Realu Madryt, która dziedziczyła swoje złe nawyki z pokolenia na pokolenie, nie znajduje się na wysokości drużyny. Smutne jest to, że klub w ogóle nie działa, żeby tego uniknąć. Sukcesy tej drużyny mają jeszcze większy wymiar, mając w pamięci kibiców, których ma za sobą. Na dzisiaj niewyobrażalny jest kocioł na Bernabéu, który był jeszcze kilka lat temu. Niewyobrażalne jest to, żeby kibice ponieśli ekipę do wygranej. To boli, ale jeszcze bardziej boli wiedza, że wielu socios i kibiców opiera swoje zachowania na tym, co przeczytają w Asie i Marce, a nie na tym, co jest najlepsze dla ich drużyny.".
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze