Nerwy w Cantú
Trzecia porażka koszykarzy w Eurolidze
Real Madryt nie przełamał niepomyślnej passy i po raz kolejny przegrał w Cantú. Gospodarze, wciąż walczący o awans do kolejnej fazy, postawili wszystko na jedną kartę i w świetnym stylu odnieśli zasłużone zwycięstwo (76:70). Podopiecznym Pabla Lasa zabrakło zbiórek i spokoju.
Koszykarze Mapooro już na samym początku zaprezentowali niesamowicie ambitną, upartą wręcz postawę. Nie okazali się zbyt gościnni i w ciągu czterech pierwszych minut wypracowali dwunastopunktową przewagę (13:1). Spodobała im się idea walki o czwartą pozycję do samego końca, toteż zgotowali rywalom trudne warunki do gry. Kapitalnie przenosili piłkę ze strefy podkoszowej na obwód, dezorientując tym madrycką obroną. Dochodziły do tego liczne zbiórki, zwłaszcza w defensywie. Madryt nie radził sobie na atakowanej tablicy przez pełne czterdzieści minut. Tego wieczoru to gospodarze odgrywali rolę pierwszoplanową.
Zdenerwowania nie udawało się ukryć. Każda kolejna udana akcja Cantú wytrącała Los Blancos z równowagi, uniemożliwiając im zachowanie spokoju i rozważną grę. Nerwowe gesty, nieprzemyślane ataki, w dalszej konsekwencji straty. Trudno w taki sposób odrobić straty. Co gorsza, rywale trafiali zza obwodu jak najęci, szczególnie Manuchar Markoiszwili, chwalony przez Pabla Lasa i Carlosa Suáreza.
Jeden skromny człowiek o wyjątkowych umiejętnościach podjął wyzwanie wyciągnięcia drużyny z tej niekorzystnej sytuacji. Jaycee Carroll. Jego punkty, wraz z pomocą Sergiego Llulla, pozwoliły na wygranie trzeciej kwarty i chwilowe prowadzenie (55:56). Dało się usłyszeć gwizdy miejscowych kibiców, wyrażających niezadowolenie z zaprzepaszczonej okazji do zwycięstwa. Gracze Mapooro tak nie uważali i odratowali wynik. Poddenerwowanie gości wyczuwalne było na odległość, zawodnicy motywowali się nawzajem podczas przerw na żądanie.
Pablo Laso także wychodził z siebie. Niesprzyjająca aura pogrążyła drużynę, natomiast Mapooro, choć nie grało zbyt uporządkowanie, nadal trafiało. Madryt nie byłby sobą, gdyby nie powalczył do końca i tak też też uczynił. Bez powodzenia.
76 – Mapooro Cantú (20+22+13+21): Brooks (4), Cusin (10), Leunen (11), Markoiszwili (23), Tabú (14) – Abbas (5), Tyus-Cecchini (9), Mazzarino (-).
70 – Real Madryt (18+17+21+14): Llull (17), Suárez (-), Carroll (24), Mirotić (2), Begić (3) – Reyes (11), Slaughter (-), Pocius (5), Draper (2), Rodríguez (6).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze