Kaká zablokował transfery

Gra na wyniszczenie. Taki jest właśnie cel Realu Madryt i Milanu w sprawie przyszłości Kaki - informuje El Confidencial. Piłkarz wciąż nie ma zamiaru obniżać nawet o jedno euro olbrzymiej dziesięciomilionowej pensji, którą ma zagwarantowaną w królewskim kontrakcie. Silvio Berlusconi wielokrotnie powtarzał, że właśnie przez to Brazylijczyk ma zamknięte drzwi do San Siro. Z kolei madrycki klub, przede wszystkim w osobie José Mourinho, tłumaczy Kace, że nie odegra on większej roli w nadchodzącym sezonie.

Trener i prezes Realu Madryt publicznie wypowiadają się z rezygnacją, przyjmując za pewnik, iż Kaká zostanie w klubie. Ta "taktyka ofiary" ma wywołać zamieszanie na rynku i podnieść wartość 30-letniego gracza, co jest w tym momencie bardzo trudnym zadaniem. Florentino Pérez i Mourinho nie liczą na Brazylijczyka, podobnie jak na Lassa i Şahina, którzy są czołowymi kandydatami do opuszczenia Bernabéu. Jednak przypadek tych dwóch nie jest tak martwiący jak przyszłość Kaki, ponieważ jego pozostanie w Madrycie szkodzi transferowi Luki Modricia lub innego piłkarza o podobnej charakterystyce. Dopóki Kaká nie odejdzie, Real nie będzie czynił wielkich transferowych kroków. Co więcej, być może wówczas Królewscy nie pozyskają nikogo, bowiem osoba Modricia aż tak nie przekonuje najważniejszych person z loży honorowej Realu Madryt.

Milan byłby nawet skłonny wyłożyć za Kakę poważniejszą sumę, jednak nie jest w stanie pokryć jego kosmicznej pensji. Na San Siro trwa wielka akcja obniżania kontraktów i nie ma mowy o sprowadzaniu piłkarza z zarobkami na poziomie dziesięciu milionów euro. Z kolei Real ani myśli wypożyczać piłkarza i opłacać połowę jego zarobków. W grę wchodzi wyłącznie transfer definitywny.

Kace jasno przedstawiono jego sytuację - albo znowu będzie piłkarzem albo pozostanie pracownikiem klubu pobierającym pod koniec każdego miesiąca gigantyczną pensję. Na horyzoncie już widać Mistrzostwa Świata w Brazylii, ale Kaká ma niewielkie szanse na powrót do reprezentacji. Wydaje się, że nie motywuje go już nawet Mundial 2014.