Histórico viernes (3). Raymond Kopa – część pierwsza
Historyczny piątek
Historyczny piątek. Przed wami historia francuskiego piłkarza, zawodnika Realu Madryt w latach 1956-59. Zapraszam do lektury.
***
„Bez futbolu Kopa pozostałby Kopaszewskim. A bez Kopy futbol istniałby przecież równie dobrze”.
Urodził się w miasteczku Noeux-les-Mines, 13 października 1931 roku. Jego ojciec był Polakiem, który wraz ze swoim ojcem wyjechali do Francji w celu zarobkowym. Większość górników w przemysłowym departamencie Nord pochodziło z Polski. Francuzi uważali bowiem, że praca w kopalni jest za ciężka. „Nigdy nie wypierałem się swojego pochodzenia. Gdybym nie był Polakiem, nie musiałbym tak walczyć, jak walczyłem”, mówił po latach Raymond Kopaszewski.
Od najmłodszych lat piłka stała się najważniejszą rzeczą w jego życiu. Odkąd zaczął chodzić, kiedy tylko mógł – kopał piłkę z rówieśnikami. Kiwał ich bezlitośnie. Zawsze był najlepszy. Już jako sześciolatek chodził na mecze lokalnej drużyny, która rozgrywała spotkania na stadionie, znajdującym się nieopodal domu państwa Kopaszewskich. Jako mały chłopiec miał pecha, bo kiedy coś się wydarzyło, winny był jeden. Mały Kopaszewski. W szkole nie szło mu najlepiej, ale chłopiec zdawał sobie też sprawę, że bez względu na wykształcenie i tak jego przyszłość związana jest... z kopalnią.
W domu Kopaszewskich mówiło się po polsku. Język przodków był zatem podstawą porozumiewania się w życiu codziennym. Kiedy jednak po latach Raymond Kopa zagrał w Polsce, miał kłopoty z wysłowieniem się. Dziennikarze zarzucili piłkarzowi, że zapomniał o ojczyźnie. „Nie, niczego nie zapomniałem! Po prostu nigdy nie umiałem... Byłem leniuchem i tylko myślałem o tym, żeby jak najszybciej wyrwać się ze szkoły. Rodzice mnie zmuszali, abym uzyskał świadectwo. I udało się. Co było dużym wyczynem w moim środowisku”, tłumaczył Raymond.
Od momentu ukończenia szkoły, rozpoczął poszukiwania pracy. Nikt jednak nie zamierzał zatrudnić Polaka. Dawano mu to do zrozumienia, aż rozczarowany musiał podjąć pracę w kopalni. Sport pozwalał mu zapomnieć o codziennym życiu. Pewnego razu w wypadku stracił wskazującego palca w lewej ręce. Matka bardziej o stratę zdrowia w pracy, bała się o grę na boisku. Jej zdaniem podczas gry chłopak mógł narazić się na poważną kontuzję i to nie dawało jej spokoju.
Pierwszą, skórzaną, solidną piłkę zawdzięcza... Niemcom. Było to w czasie okupacji. Niemcy często grali na lokalnym boisku i zawsze mieli kilka zapasowych piłek. Pewnego razu Raymond wraz z kolegami podprowadzili „wrogom” jedną z nich. Byli dumni i uważali to za akt patriotyzmu.
Z podwórka do wielkiej piłki
Marzeniem Kopy było wydostanie się z kopalni. Oddałby wszytko, byle nie musieć tam pracować. Poświęciłby nawet futbol. Na szczęście do tego nie doszło. A wszystko za sprawą jego trenera, który namówił go na turniej młodych talentów. Raymond przeszedł kolejne etapy, aż zakwalifikował się do finału w Paryżu. Tam zajął drugie miejsce, tylko dlatego, że spudłował rzut karny. Kopaszewski czekał na swoją szansę, aż w końcu zgłosił się po niego Angers SCO. Miesięcznie zarabiał około dwudziestu tysięcy franków miesięcznie, z czego na życie wydawał ¾ tej sumy. Mimo rozwijającej się kariery, wciąż marzył, aby zostać elektrykiem. Z perspektywy czasu, mimo tak bogatej kariery, Kopa żałował, że nie wyuczył się żadnego zawodu.
Jak stwierdził - był tylko piłkarzem.
Pobyt w Angers był bardzo udany. Tam wielka kariera Raymonda Kopy nabrała tempa. Tam poznał też swoją przyszłą żonę. Z Angers trafił do Reims. Na początek jednak poleciał jedynie z drużyną na mecz towarzyski z Realem Madryt. Na Santiago Bernabéu zagrał znakomity mecz i spodobał się szefostwu Reims, ale Angers zażyczyło sobie trzy miliony franków. Jak na tamte czasy – spore pieniądze. W końcu włodarze doszli do porozumienia, a Kopa podpisał kontrakt z nowym klubem. Dzięki temu zarabiał, bagatela, pół miliona franków miesięcznie. Wtedy, w 1951 roku rozpoczęła się piękna przygoda Raymonda Kopy z poważną piłką. „Od momentu przyjścia do Reims żyłem jak we śnie. To był nowy świat”, mówił Kopaszewski. Pięć lat później trafił do Realu Madryt.
O historii Francuza polskiego pochodzenia w barwach Królewskich będziecie mogli przeczytać w kolejnej odsłonie cyklu. Zapraszam.
Histórico viernes. Raimundo Saporta
Histórico viernes (2). György Vadas
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze