Refleksje po finale Pucharu
Felieton Phila Balla
Phil Ball jest dziennikarzem i pisarzem, autorem książek poświęconych hiszpańskiej piłce I Realowi Madryt, felietonistą ESPN.
---------------------------
Ilekroć podróżuję po Hiszpanii, zawsze mam ochotę wstąpić do pobliskiego baru, aby posłuchać, co w futbolu piszczy. O czym mówią zwykli kibice, czym żyje ulica. To jest najbardziej istotne, o wiele bardziej niż wiadomości, o których huczy w mediach.
Na dalekim południu Hiszpanii, w kadyksyjskim barze o symbolicznej dla madridistas nazwie „Juanito”, kibice zastanawiali się nad szansami na utrzymanie Betisu w pierwszej lidze. W przyszłym sezonie. O ile w tym sezonie do pierwszej ligi Betis w ogóle awansuje.
W podobnym przybytku na innym placu tego gorącego miasta natknąłem się na dyskusję o ostatnim golu Cristiano Ronaldo. Sączyłem sobie właśnie zimną manzanillę, rodzaj hiszpańskiego wina, wcinałem pyszne boquerones, czyli marynowane anchois, gdy usłyszałem, jak jeden z trzech siedzących obok panów rozprawia się z kwestią gry Cristiano Ronaldo w finale Copa del Rey.
- Ach ten gol Ronaldo głową.... Tak, jakbym widział legendarnego Santillanę w barwach Madrytu - mówił najstarszy z trójki kibiców. - A jednak Cristiano zagrał słaby mecz. Tylko biegał po całym boisku, rzadko kiedy coś mu się udało.
Dwójka towarzyszy szybko skwitowała. - Udało mu się wtedy, gdy miało to największe znaczenie.
I taka właśnie jest prawda w kwestii środowego występu Cristiano Ronaldo.
Być może gol Portugalczyka zakończy pewien etap w historii hiszpańskiej piłki nożnej. Być może zakończy okres dominacji Barcelony i kontroli nad największym rywalem, kontroli niemal z pogranicza czarnej magii. Obali mit o nieomylności drużyny z Camp Nou. Równie dobrze może być jedynie zarysowaniem na szkle błyszczącego obrazu. Zadecyduje Liga Mistrzów.
Zwycięstwa nad Barceloną nie skomentował honorowy el presidente klubu Alfredo di Stéfano. A przecież był tak krytyczny wobec drużyny i trenera Mourinho po remisowym spotkaniu ligowym. Jorge Valdano, zapytany po meczu o zwycięskie odczucia, wyglądał dość nieswojo. Argentyński dyrektor generalny nie podziela, ujmując to delikatnie, metod Mourinho. „Gratuluję zawodnikom i cuerpo tecnico”, wykrztusił Valdano. Cuerpo tecnico to sztab techniczny drużyny. Argentyńczykowi nie przeszło przez gardło nazwisko trenera, użył za to wcześniej przygotowanych słów.
Valdano wyglądał zresztą na zbitego z tropu, ponieważ tryumf na Mestalla storpedował jego plany na osłabienie pozycji Mourinho w klubie. Zresztą wspomniane wcześniej oświadczenie Di Stéfano było częścią owej strategii. Ciekawie będzie obserwować, co stanie się się trójkątem Valdano - Butragueńo - Pardeza, jeżeli Real wygra dwumecz z Barceloną i awansuje do finału Ligi Mistrzów. Zresztą Mourinho i tak będzie miał to gdzieś.
Interwencja Di Stéfano skierowana przeciwko Mourinho była zresztą na tyle interesująca, że warto poświęcić jej osobny akapit. Gdy tylko informacja poszła w świat, piłkarskie fora i gazety sportowe ogarnął nagły paraliż, jakby nie było najmniejszych szans na dyskusję z legendą.
Przemówił Największy. Pochylcie głowy nikczemni, On przemówił!
Alfredo Di Stéfano był legendarnym piłkarzem, trenerem jednak średnim, ze wskazaniem na stany średnie niskie. Mourinho był średnim piłkarzem, za to trenerem jest wybitnym. Wiem u kogo w zespole wolałbym grać. Di Stéfano przekalkulował, podobnie jak ktoś, kto go do takiej wypowiedzi nakłonił.
Mecz ligowy obu zespołów pozwolił Mourinho na zastosowanie bardziej ofensywnej taktyki w finale krajowego Pucharu. I wszystko jest tu zamierzone, nic nie dzieje się przez przypadek. Barcelona nie poradziła sobie ani z ligową, ani z pucharową wersją Madrytu. Guardiola każdą z gier traktuje jak oddzielny, zamknięty mecz. Dla Mourinho to naturalna seria, gdzie każdy odcinek jest ze sobą powiązany. A to wymaga szczególnego planowania.
W międzyczasie Real rozbił na wyjazdach Athletic 3:0 i Valencię 6:3, grając atrakcyjnie i ofensywnie. Uproszczona teoria mówiąca o Realu grającym pragmatyczny, defensywny futbol tyczy się ledwie jednego meczu na przestrzeni dotychczasowego sezonu - jeden do jednego z Barceloną. Tak więc, jak mawiał w takich sytuacjach Andy Gray ze SkySports, „chłopie, wyświadcz mi tę przysługę i spadaj.”
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze