Euroliga: Dobry występ w Rzymie
Real Madryt z łatwością ogrywa Virtus
Ettore Messina i jego podopieczni potrzebowali tego zwycięstwa. Gdyby spotkanie w Rzymie zakończyło się na ich niekorzyść, krytyka spadłaby na wspomnianych ze zdwojoną siłą. Oni jednak wygrali (56:74), prezentując dobrą, rozsądną koszykówkę.
Koszykarze Realu Madryt nastawili się na dogrywanie piłek do wysokich, co, przy dobrze zagęszczonej strefie podkoszowej przez rywali, było niezwykle utrudnione i nie przynosiło tylu punktów, ile byśmy chcieli. Goście odgrywali się bardzo poprawną postawą w obronie, lecz jeden z graczy pozbywał się ich asysty bez większego problemu. Nihad Djedović, motor napędowy Virtusu w pierwszych minutach.
Już w pierwszej kwarcie na parkiecie pojawił się Vladimir Dašić, bez wątpienia mający coś do udowodnienia Ettoremu Messinie (ten pół roku temu uznał go za nieprzydatnego). Pozostając w temacie, należy także wyróżnić Charlesa Smitha, którego do dyspozycji miał swego czasu Joan Plaza.
Rzymska ekipa wygrała pierwsze dziesięć minut (15:13), będąc dla Królewskich wymagającym przeciwnikiem. Wszystko uległo zmianie, kiedy uaktywnił się Clay Tucker, świetnie rzucający z półdystansu, oraz Sergio Rodríguez, szukający nie tylko kolegów, ale i indywidualnych akcji. Oni dali drużynie impuls, który przerodził się w jedenastopunktową przewagę (17:28).
Real Madryt znacznie poprawił defensywę, zmuszał rywali do długiego rozgrywania – ci tracili na to nie raz całe dwadzieściacztery sekundy –, co powodowało liczne straty. Dzięki temu, schodzili do szatni z siedemnastoma punktami na plusie (21:38).
Virtus gubiło to, że za wszelką cenę chcieli zniszczyć Madryt rzutami zza obwodu. Przez pewien okres czasu nie widzieli, tudzież nie chcieli widzieć innej możliwości na posłanie piłki do kosza. Później, kiedy już im się to odwidziało, musieli zmagać się z intensywną obroną hiszpańskich gości. Doszło do tego, że przez niemal całą drugą część trzeciej kwarty, czyli blisko pięć minut, nie zdobyli ani jednego punktu! „Niemal”, bowiem równo z końcową syreną trójkę zaliczył Josh Heytvelt (33:60).
Mając tak znaczącą przewagę, Messina pozwolił sobie na rotację składu, a zawodnicy na więcej finezji w grze. Podobnie postąpili rywale, wygrywając ostatnią kwartę. Końcowe zwycięstwo należało jednak do Realu Madryt (56:74).
Mieliśmy okazję zobaczyć znakomicie liderującego Sergio Rodrígueza, trafiającego, kiedy trzeba, Claya Tuckera, walczącego na „deskach” Antego Tomicia oraz dobrą współpracę całej drużyny w obronie. Uda się powtórzyć taki obraz gry w kolejnych meczach?
56 – Virtus Rzym (15+6+12+23): Giacheti (-), Charles Smith (3), Crosariol (5), Djedović (13), Heytvelt (5) – Washington (-), Traoré (12), Dašić (9), Toure (2), Vitalli (7).
74 – Real Madryt (13+26+21+14): Rodríguez (9), Suárez (9), Llull (2), Reyes (8), Tomić (12) – Garbajosa (4), Veličković (8), Tucker (12), Fischer (6), Vidal (4), Fisher (-), Mirotić (-).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze