Benito Floro: Najważniejszy jest sukces sportowy
Wywiad z byłym trenerem i działaczem Realu Madryt
Benito Floro był trenerem Realu Madryt w latach 1992 - 1994. W roku 2005 pełnił funkcję dyrektora sportowego klubu z Concha Espina. Ciekawostką jest, że za jego pracy trenerskiej Real po raz ostatni zdobył Puchar Króla. Walkę o mistrzostwo zespół Benito Floro przegrał w wyjazdowym meczu z Tenerife, w dramatycznych okolicznościach, w ostatniej kolejce ligowej.
Pracował Pan w Realu również w schyłkowej fazie pierwszych rządów Florentino Péreza. Czy tym razem nie proponował Panu współpracy?
Nie, nie było takiej propozycji. Florentino zrobił to, co miał zrobić, oparł się na grupie zaufanych ludzi.
Na cztery kolejki przed końcem dwa zespoły na czele tabeli dzieli różnica jednego punktu. Czy liga hiszpańska jest najlepsza na świecie?
To dobra liga, ale nie najlepsza. Jest wiele dobrych lig na świecie, choćby w Meksyku, Brazylii, Argentynie.
Jak to jest, że wyłączając bezpośrednie mecze, Real zdobył w lidze więcej punktów od Barcelony, ale uległ jej w tych właśnie spotkaniach między sobą?
Po prostu akurat w tych dwóch spotkaniach Barcelona wygrała, ale wcale nie była lepsza z obrazu gry.
Nie grała lepiej od Realu?
Nie. O wynikach tych spotkań zadecydowały trzy zagrania bramkowe. Ani na Camp Nou, ani na Bernabéu nie było zespołu naprawdę lepszego, nie było zespołu dominującego.
Barcelona zasługuje na te wszystkie komplementy po tak udanym ubiegłym roku?
Bez wątpienia gra naprawdę dobrze. Ma odpowiednią strukturę z wieloma zawodnikami na poziomie średnim wyższym i trzema, czterema na poziomie najwyższym, o takim właśnie przygotowaniu fizycznym, mentalnym i taktycznym.
Czy Inter pokazał, że Barcelona nie jest jednak nietykalna?
Nie, Inter pokazał na czym polega gra, że trzeba podejmować mądre decyzje i mieć szczęście.
Można zespół Guardioli rozbroić?
Tak, jak najbardziej. Zespół obecny i inne wcześniejsze, również bardzo dobre. Z taktycznego punktu widzenia trzeba kontratakować, nie mam wątpliwości.
W jesiennym meczu Barcelony z Almeríą Hugo Sánchez przydzielił Xaviemu opiekuna i został za to skrytykowany.
Został skrytykowany, ponieważ do części piłkarskich twardogłowych analityków pewne prawdy oczywiste nie docierają. Przede wszystkim plastra miał nie tylko Xavi, ale także Iniesta. Ponadto Almería stworzyła Barcelonie trochę kłopotów nie tylko broniąc, ale także atakując. Mogła to wygrać.
Innymi słowy, gdyby prowadził Pan zespół pokroju Almeríi i stanął przeciwko Barçy, nie miałby Pan wątpliwości, jak grać?
Wiedziałem to już wcześniej, za czasów pierwszej wielkiej Barcelony, gdy prowadziłem Albacete i Real Madryt. Raz przegrałem 0:5, ale we wszystkich pozostałych meczach moje drużyny zawsze rzucały Barcelonie wyzwanie. Jak choćby w Superpucharze Hiszpanii w 1993 roku, gdy Real wygrał 3:1, a powinien strzelić i siedem goli. Albo gdy prowadziłem Albacete i pokonaliśmy Blaugranę 1:0 w przedostatniej kolejce ligowej na Camp Nou, chociaż rywal walczył wtedy o mistrzostwo.
Mimo wszystko takie indywidualne krycie nie jest dobrze postrzegane...
Tak właśnie uważają ci "fundamentaliści", o których mówiłem już wcześniej.
Trudno jest wymyślić coś nowego w piłce nożnej?
Ależ piłka jest jeszcze w powijakach. Mówi się, że wszystko zostało już wymyślone, ale tak naprawdę to, co dzieje się na boisku czeka jeszcze na wielkie odkrycia. Dla takiej koszykówki czy piłki ręcznej stan panujący w futbolu byłby prehistorią. Nie chodzi o samą grę, ale wszystko, co jej bezwzględnie towarzyszy - zachowania, gesty, odgłosy, rozmowy, obraźliwe słowa, taktyczne plany trenerów, zbliżenia... To tworzy piłkę, to pozwala ją lepiej zrozumieć, tę piękną walkę. Od takiego pojmowania futbolu dzielą nas lata świetlne. Może za piętnaście czy dwadzieścia lat zaczniemy się tym interesować.
Czy stwierdzenie, że futbol jest w powijakach, odnosi się do ewolucji taktycznej, do roli trenerów?
Mecz piłkarski to walka strategiczna. Jej piękno widzimy w tym, jak wielkie indywidualności wpływają na rozwój owej walki. Tym właśnie powinniśmy się zajmować.
Nie znamy się na piłce?
Nie, tego nie powiedziałem. Uważam jedynie, że gra kombinacyjna z wysoko postawionym pressingiem jest zadaniem trenerów, a zadaniem dziennikarzy jest rozumieć, kiedy ta gra prowadzona jest właściwie, a kiedy nie. Dlatego Hugo Sanchez jest krytykowany za spotkanie Barça - Almería, ponieważ mało kogo interesuje analiza, a część "fachowców" już dawno orzekła, co jest dobre, a co nie.
Co myśli Pan o innowacjach wprowadzanych przez Guardiolę. O podróżach na mecze wyjazdowe w dniu rozgrywania spotkania, o zakazie wypowiedzi o rywalu, i tym podobne?
Skoro te metody pomagają, to w porządku. Ważniejsza jest jednak strategia na boisku, gra podstawowego zespołu i rezerwowych, zadania, jakie każdy musi wypełnić na boisku. To się liczy.
Gdzie w Pana zespole grałby Kaká?
Niewygodne pytanie. Kaká, dzięki naturalnym predyspozycjom, przystosowany jest do gry na lewej stronie boiska lub jako jeden z napastników, schodzący do środka boiska. Przede wszystkim uważam, że jeżeli gra za dwoma napastnikami, staje się niewidoczny. I nie dotyczy to tylko jego. Ten sam problem miał Michael Laudrup, Zinedine Zidane, to samo dzieje się z Messim, gdy jest ustawiany na tej pozycji. Miejsce za dwoma napastnikami to strefa, gdzie nie ma wolnej przestrzeni dla takich zawodników, gdzie nie mogą rozpostrzeć skrzydeł i duszą się. To właśnie dzieje się z Kaką.
Czy Real płaci za to, że Cristiano, Benzema, Kaká i Higuaín operują na tej samej przestrzeni?
Możliwe. To zawodnicy żyjący z kontrataku, a nie mają zarazem wyjątkowych predyspozycji do kreowania gry w ofensywie. We współczesnym, profesjonalnym futbolu dwie rzeczy nie mogą być przeciwstawne - indywidualny rozwój zawodnika i rozwój drużyny. Innymi słowy, każdy piłkarz powinien rozwijać się do maksimum swych możliwości, ale w ramach struktury taktycznej zbudowanej po to, aby wygrywać mecze. Tą strukturą taktyczną jest drużyna.
Villa czy Benzema? Na kogo Pan stawia?
Nie można ich porównywać. Villa to fachowiec pola karnego. Benzema jeszcze takim nie jest. Villa wie, gdzie ma przebywać, Benzema z kolei lubi schodzić na skrzydła.
Dużo mówi się o odejściu Raúla, któremu został jeszcze jeden rok kontraktu.
To urodzony walczak, więc przede wszystkim trzeba by spytać go, czy chce wypełnić kontrakt. Jeżeli powie "tak", to znaczy, że nadal ma wielkie marzenia. Rok temu przybyło tylu nowych piłkarzy, a i tak Raúl pomagał zawsze wtedy, gdy zespół go potrzebował. Jeżeli to samo będzie chciał robić w przyszłym sezonie, należy uszanować jego decyzję, ponieważ na to zasługuje i jest wyjątkowym piłkarzem. A jeżeli zdecyduje się odejść przed upływem kontraktu, należy przygotować mu godne pożegnanie.
Jest Pan ostatnim trenerem, z którym Real zdobył Puchar Króla.
Pamiętam, że byliśmy bardzo wymagającym rywalem dla każdego. Wygraliśmy półfinał Pucharu z Barceloną i trzy dni później powinniśmy świętować mistrzostwo kraju. Przegraliśmy je po serii niebywałych, niekorzystnych splotów okoliczności, które, mam nadzieję, już nigdy, nigdy się nie powtórzą. Tyle pamiętam.
Wydaje się, że po tylu inwestycjach nawet wygranie ligi nie uratuje sezonu Realowi.
To, co zespół robi w lidze jest bardzo ważne. Nie da się jednak ukryć, że postawa w Pucharze Króla i w Lidze Mistrzów była daleka od oczekiwanej. Zawodnicy nie prezentowali takiego poziomu kompetencji, jaki trzeba oczekiwać po ich umiejętnościach. To oczywiste.
Co przepowiada Pan Pérezowi?
Biorąc pod uwagę zarządzanie, jego sukces jest niewątpliwy. Z czasem zlikwidował dług, odbudował prestiż klubu, zdecydowanie rozwinął marketing. Wizerunek klubu jest świetny. Najważniejszy jest jednak sukces sportowy, który wpływa ponadto na inne kryteria oceny.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze