Trenerzy nie wygrywają meczów
Felieton Simona Kupera
Simon Kuper jest pisarzem i felietonistą gazety Financial Times oraz magazynu FourFourTwo.
-----------------------
Ofiary z ludzi zwykli czynić Aztecy, lecz kluby piłkarskie postępują podobnie. W Anglii trener zachowuje pracę w klubie średnio przez dwa lata. Zwalniany jest najczęściej wraz z końcem sezonu. Tak więc dyrektorzy klubowi w Anglii i w całej Europie debatują teraz gorliwie, jakiego kolejnego Mesjasza do klubu ściągnąć. Twierdzą pewnie, że chcą kogoś, kto wygrywa mecze. A tak naprawdę istnieją obecnie trzy kategorie, według których kluby zatrudniają trenerów. I "wygrywanie spotkań" jest tylko jedną z nich.
Nawet jeśli klub bardzo pragnie specjalisty od wygrywania, to spotkać takiego jest naprawdę trudno. Dlaczego? Ponieważ wpływ trenera na postawę drużyny jest o wiele mniejszy, niż większość ludzi sądzi. Stefan Szymanski, naukowiec zajmujący się ekonomią w sporcie, zwrócił uwagę na ciekawe zjawisko. W objętych badaniami latach 1998 - 2007, tabela ligowa na koniec każdego sezonu w Premier League i w Championship, w 89% odpowiadała wydatkom ponoszonym przez kluby na pensje piłkarzy. Im większe pensje, tym wyższa pozycja w lidze. W Serie A, biorąc pod uwagę okres 14 lat, procent zgodności pomiędzy miejscem w tabeli a wydatkami na pensje piłkarzy wynosił 93%.
Mówiąc krótko, ten klub wygrywa, który zawodnikom płaci najwięcej. I żaden inny czynnik, także kwestia obsady stanowiska trenera, nie ma w tej kwestii większego znaczenia.
Kontrargument byłby następujący - klub, który płaci najwięcej piłkarzom, płaci również najwięcej trenerowi. A więc kluby z najlepszymi piłkarzami mają również najlepszych trenerów.
Tylko że nie jest to argument przekonywujący. Przede wszystkim , jeżeli są trenerzy dobrzy i źli, to dlaczego osiągane przez trenerów wyniki są tak różne przez całą ich karierę zawodową? Taki Wayne Rooney czy John Terry zawsze są uważani za dobrych zawodników. Czasami wypadną gorzej, ale nikomu nie przejdzie przez myśl ich zwolnienie i odmówienie piłkarskiej klasy. Historia zawodu trenera pełna jest natomiast ludzi nazywanych Mesjaszami, którzy zwalniani byli kilka miesięcy później.
Naprawdę niewielu trenerów - z pewnością w tym gronie znajdą się Brian Clough, Jose Mourinho i Luis van Gaal - z reguły wypada lepiej ze swoimi zespołami, niż sugerowałaby to tabelka płac w klubach. Zdecydowana większość pozostałych trenerów ma lata lepsze i gorsze. A ponadto, jak trenerzy mogą wywierać wpływ na grę swoich zespołów, skoro tak szybko są zwalniani?
Z reguły trener nie ma wielkiego wpływu na wynik drużyny. Ma natomiast wpływ na wizerunek klubu. Jego zadanie to być symbolem klubu, kimś w rodzaju brytyjskiej królowej czy szefa public relations, niż pracującego premiera. Popatrzcie na Maradonę i jego powołanie w roku 2008.
Mało kto wierzy, że dobrzy piłkarze zostają dobrymi trenerami. W roku 1995 wspomniany wcześniej Szymanski przeanalizował kariery 209 trenerów angielskich klubów w latach 1974 - 1994. "Przebadałem kariery piłkarskie, a następnie trenerskie wszystkich kandydatów. W pierwszym przypadku brałem pod uwagę liczbę rozegranych spotkań, gole, pozycję na boisku, występy w kadrze, liczbę klubów w karierze. W drugim lata pracy i liczbę klubów. I do niczego, do żadnych konstruktywnych wniosków mnie to nie doprowadziło. Zauważyłem jedynie, że bramkarze i obrońcy radzili sobie w zawodzie trenera trochę gorzej niż zawodnicy ofensywni" - pisze Szymanski.
Najlepszy piłkarzem i trenerem okazał się Kenny Dalglish. Wielkim piłkarzem był również Bobby Moore, chociaż na liście Szymanskiego zajął dopiero 193 miejsce. Sukces zawodniczy nie ma żadnego przełożenia na sukces w pracy trenera.
Lecz gdy popatrzymy na kluby i reprezentacje odniesiemy wrażenie, jakby wielu o tym zapominało. Tylu byłych piłkarzy zatrudnianych jest na stanowisko trenera. Bynajmniej nie z powodu wiary, że ikona piłki zgarnie więcej punktów niż jakiś inny facet w garniturze. Po prostu trener ma teraz drugie, oprócz wygrywania, zadanie - musi uosabiać ducha klubu lub reprezentacji, którą prowadzi. Argentyna zatrudniła Maradonę, ponieważ uosabia on ducha tego kraju. Gdy jego zespół przegrywał, wielu krytyków obwiniało za to Maradonę. Błąd i niesprawiedliwość. Wygrywanie spotkań nie było powodem, dla którego zatrudniono Maradonę.
To właśnie drugie, obok wygrywania spotkań, kryterium doboru trenera - ma uosabiać ducha, istotę, esencję klubu lub reprezentacji.
Trzecie kryterium to zatrudnienie trenera ze względu na jego talent do public relations. Trener ma wyglądać jak menadżer poważnej firmy i ma dobrze wypadać na konferencjach prasowych. Zdolności PR stały się bardziej istotne w czasach, gdy w mediach jest tyle piłki nożnej. Dawno temu trenerzy nie byli gwiazdami, nie byli celebrytami. Słynny Helenio Herrera, trener Interu Mediolan z lat sześćdziesiątych, powiedział mi kiedyś: "To zawodnicy rządzili zespołem. Trener był od noszenia sprzętu". I zaczął udawać obłożonego bagażami chłopca hotelowego.
Telewizyjne konferencje prasowe zbudowały nowoczesny mit trenera wszechmocnego. Ktoś taki, trener ze zdolnościami "pijarowca", działa kojąco na kibiców, media, zawodników, sponsorów. Daje im pewność wyniku. Niestety nie pomaga mu to podczas meczów. Czyli wtedy, gdy dzieją się rzeczy najważniejsze.
Nowi Mesjasze, zatrudnieni przed kolejnym sezonem, wkrótce staną się kolejnymi ofiarami. Gdyby tylko kluby zrozumiały, że praca trenera to tak naprawdę PR i marketing, nie podchodziłyby do kwestii angażowania nowych trenerów tak poważnie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze