Przed meczem z Zenitem
Debiut Juande Ramosa
Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu można było snuć dywagacje, po kiego czorta nam ten dzisiejszy mecz z Zenitem? Po kiego mamy grać mecz, który nic dobrego nam nie da, a jedynie może odebrać i skomplikować ostatnie dni przed Gran Derbi w Barcelonie?
Awans z grupy Ligi Mistrzów mamy zapewniony. Żaden kataklizm nam go nie odbierze, tym bardziej zespół z Petersburga, który miał być rewelacją tegorocznych rozgrywek, a okazał się rozczarowaniem. (Co nas akurat jakoś specjalnie nie smuci). Owszem, awans z kategorii tych gorszych, bo z drugiego miejsca. Juventus dwukrotnie wskazał nam miejsce w szeregu. Wprawdzie jakaś tam iluzoryczna szansa na pierwsze miejsce jest, bo gdyby Juve przegrało u siebie z BATE, a my pokonalibyśmy nowobogackich z Rosji…. Wierzy ktoś w spełnienie tego pierwszego warunku?
Pierwsze miejsce w grupie to przewaga własnego boiska w 1/8 finału Ligi Mistrzów, czyli rewanż grany u siebie, oraz teoretycznie łatwiejszy (bo awansujący z drugiego miejsca) przeciwnik. Teoretycznie. Po wczorajszych meczach pucharowych wiemy, że w przypadku Realu awans z drugiego miejsca to możliwość gry z Romą, Liverpoolem, Panathinaikosem lub Manchesterem United. Dziś do tej grupy dołączą Lyon lub Bayern Monachium i Porto lub Arsenal. Ewentualny awans z pierwszego miejsca to następujący rywale: Chelsea, Inter Mediolan, Sporting i Lyon/Bayern oraz Porto/Arsenal.Hmmm, chyba możemy pójść z losem na ugodę. Różnicy w klasie przeciwników praktycznie nie ma, różnicy pomiędzy miejscem pierwszym i drugim także nie widać.
Cóż takiego jeszcze mógłby nam, w sytuacji sprzed kilkudziesięciu godzin oczywiście, ten mecz dać? Zapewne zmęczenie zawodników, którzy za trzy dni staną na murawie Camp Nou, aby sprostać najtrudniejszemu i najbardziej prestiżowemu zadaniu w tej rundzie. Warto zauważyć, że nasz sobotni przeciwnik swój mecz w Lidze Mistrzów rozgrywał wczoraj (2:3 z Szachtiarem Donieck)
Co mógłby dać jeszcze? Bardzo możliwe, że kolejne osłabienia i tak już mocno rozbitej kadry. Jesienią tego roku praktycznie każde spotkanie Królewskich oznacza stratę kolejnego zawodnika, kolejny uraz, następną kontuzję. W ten sposób wypadli nam ostatnio Pepe, Heinze czy Sneijder. A jeśli jakimś cudem to urazowe pandemonium nikogo nie zmoże i nie zabierze, to piłkarze, przy pomocy sędziów, wykluczą się sami, jak ostatnio Marcelo i Robben.
Efekt tych wszystkich klęsk jest taki, że w meczu Barceloną, Real Madryt będzie miał do dyspozycji jednego lewego obrońcę, dwóch prawych obrońców i jednego skrzydłowego w ogóle (czytaj: jednego skrzydłowego na oba skrzydła). Lecz to nic tak naprawdę. Prawdziwy dramat zaczyna się, gdy popatrzymy na nazwiska wymienionych. Jedyny lewy obrońca to młodzian Chema Anton, który nigdy jeszcze nie zagrał oficjalnego spotkania z pierwszą drużyną. Z dwójki prawych obrońców (dwójki, toż to prawdziwy kłopot bogactwa) jeden będzie musiał zagrać na środku obrony (Ramos), a lata świetności drugiego (Salgado) minęły już tak dawno, że ho ho ho. Jedynym naszym skrzydłowym w ogóle (czytaj: jedynym skrzydłowym na oba skrzydła) będzie Royston Drenthe. I tu w zasadzie nic komentarza nie wymaga.
Po kiego czorta więc ten dzisiejszy mecz z Zenitem miałby być? Po prestiż? Zaspokojenie apetytu kibiców? Swoja drogą, wczoraj dziennik As informował, że rozeszło się 12 tysięcy biletów, a dziś, że kolejne 10 tysięcy wejściówek. Punkty rankingowe? 630 tysięcy euro od UEFA za zwycięstwo? O, to już jakiś powód.:)
I nagle sytuacja zmienia się o 180 stopni, naturalny (nie)porządek madryckiego świata zostaje wywrócony do góry nogami, niespodziewanie nadchodzi błyskawiczny koniec niemieckiego Ordnungu w Madrycie, Bernd Schuster staje się historią, niech żyje Juande Ramos.
I już nic nie jest takie jak było. (Choć to złudzenie, wszystko jest jak było, tylko trener inny).
Jak wypadnie debiut nowego trenera Realu Madryt? Jak przyjmie go Bernabéu? Czy kibice podziękują Schusterowi? Czy Mijatović zostanie wygwizdany? A może odwrotnie?
A przede wszystkim...
Jak zagra Ramos? Jak ustawi zespół, czy schusterowym 4-3-3, czy ulubionym 4-4-2, czy 4-5-1, jak ostatnio w Totenhamie? Na kogo postawi od pierwszej minuty? Czy skorzysta z Robbena i Marcelo, skoro nie będzie mógł z nich skorzystać w spotkaniu z Barceloną? Czy od razu wystawi skład, który wybiegnie na Camp Nou? A może te 90 minut będzie czasem eksperymentów i szukania rozwiązań i dopiero po meczu z Rosjanami urodzi nam się zespół na najbliższą ligową arcy konfrontację? Czy zespół zagra na maksimum obecnych możliwości, czy zawodnicy ze wszelkich sił będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony nowemu trenerowi? A może dostaną prikaz, aby się oszczędzać i uważać, bo prawdziwe starcie przed nimi. A ile jeszcze pytań w głowie, na które jeszcze nie ma odpowiedzi?
I to właśnie da nam ten mecz i właśnie dlatego cholernie warto go zagrać i dlatego cholernie ciekawie się zapowiada. Choć jeszcze wczoraj wydawało się to nie do pomyślenia.
Dziennik As przewiduje, że powinni wystąpić dziś dostępni, czyli zdrowi, zmiennicy: Garcia, Metzelder, Saviola i Bueno. U rywali zobaczymy z pewnością Andrieja Arszawina. I powinno zależeć mu jak nigdy na dobrym, efektownym występie. Kto wie, czy na wiosnę nie zatrzyma się w Madrycie na dłużej?
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze