Advertisement
Menu

Akcja ratunkowa

Halo? Straż Pożarna? Pali się, proszę przyjechać, w środku są ludzie!

Foto: Akcja ratunkowa
Antonio Rüdiger i Aurélien Tchouaméni. (fot. Getty Images)

Życzenia świąteczne

Real Madryt – Athletic: Przewidywane składy

29 listopada 2010 roku byliśmy świadkami jednej z najczarniejszych nocy w XXI-wiecznej historii Realu Madryt. Wówczas to Królewscy przegrali na Camp Nou z Barceloną 0:5. O skali kompromitacji tamtego wieczoru świadczyć może fakt, że na listę strzelców wpisał się niejaki Jeffren Suárez, czyli zawodnik, w przypadku którego tak naprawdę do dziś nie wiemy, kim w sumie był i co się z nim dalej działo. Moglibyśmy co prawda łatwo to sprawdzić, ale szczerze mówiąc, brakuje nam nastawienia. 

Dobór na wstęp akurat tamtej sromotnej klęski Królewskich po odpadnięciu z Arsenalem nie jest przypadkowy. Po gwizdku wieńczącym wspomnianą katastrofę José Mourinho wypowiedział bowiem na konferencji prasowej zdanie, które na pierwszy rzut oka mogło szokować, ale które w gruncie rzeczy po chwili zastanowienia wydawało się mimo wszystko całkiem sensowne. „Ta porażka jest bardzo łatwa do przetrawienia”, stwierdził portugalski szkoleniowiec. 

Słowa te z początku wydawać się mogły niedorzeczne, ale tak naprawdę u ich podstawy znajdowała się po prostu czysta logika. Ta zaś dzięki swej przejrzystości przynajmniej w teorii powinna być lekkostrawna. Klucz, jakim kierował się Mourinho, można bez problemu przyłożyć w skali jeden do jednego w kontekście odpadnięcia Realu z Arsenalem. Futbol w tym przypadku okazał się bowiem do bólu logiczny. Lepsza drużyna wygrała z gorszą drużyną, ani przez chwilę nie pozostawiając miejsca na wątpliwość, że mogłoby być inaczej. Jakkolwiek niewiarygodne historie potrafi pisać futbol, wciąż są one nieporównywanie rzadsze od sytuacji, w których lepszy wygrywa z gorszym. Zwłaszcza jeśli jedni grają dobrze przez cały sezon, a drudzy przez cały sezon grają źle. Stąd, nawiasem mówiąc, 15 Pucharów Europy i 36 mistrzostw Hiszpanii. Gdybyśmy jednak chcieli sporządzić listę rzeczy, które Królewscy zrobili w kierunku awansu do półfinału Ligi Mistrzów w jej bieżącej edycji, w swoim jedynym słusznym kształcie prezentowałaby się ona następująco i, uprzedzając pytania oraz domysły, nie została ona podstępnie napisana atramentem sympatycznym:




„Nie”, jakie rzucił Carlo Ancelotti tuż przed opuszczeniem sali pełnej dziennikarzy w odpowiedzi na pytanie, czy zmieniłby coś,  gdyby drużyna mogła podejść do dwumeczu raz jeszcze, można postrzegać jako objawy twardogłowia, arogancji, czy w pewnej mierze chamstwa. Cóż jednak, jeśli Włoch wzorem Mariusza Pudzianowskiego po prostu wiedział, że niezależnie od tego, co by zmienił, to i tak nic by to nie dało, nawet gdyby wygrał w kulach. 

Rzucanie na kilka chwil po odpadnięciu w takim stylu wyświechtanymi frazesami, że „wrócimy silniejsi” brzmi naszym zdaniem dość groteskowo. Pewnie wrócimy, bo zawsze wracamy, ale w tym momencie zdaje się to mieć na celu niewiele więcej niż zwyczajne mydlenie oczu i zagadywanie rzeczywistego problemu. Z drugiej strony jednak najgłupszą rzeczą, jaką moglibyśmy teraz zrobić, jest położenie się na glebie i czekanie na koniec. To jasne, że w Realu Madryt wybuchł pożar. Nawet jeśli finalnie okaże się on nie do ugaszenia, a dom trzeba będzie zbudować od zera, to jednak wciąż znajduje się on w stadium, w którym nie rozprzestrzenił się na tyle, by nie podjąć próby uratowania części znajdujących się w budynku domowników. 

Bez względu na to, czy zgadzamy się z tokiem rozumowania José Mourinho, Real wciąż jeszcze pozostaje w grze w La Lidze i Pucharze Króla. W pierwszych z wymienionych rozgrywek sytuacja jest oczywiście bardzo trudna, ale wciąż pozostawia na oko ze sto razy większy margines na wiarę w ostateczny sukces, niż odrobienie trzybramkowej straty z lepszym pod każdym względem przeciwnikiem w Champions League. A nawet jeśli już założymy w sercach ten bardziej pesymistyczny wariant, ku któremu istnieją przecież konkretne argumenty, czysta przyzwoitość, zwłaszcza teraz, nakazuje – jakkolwiek krzywo to zabrzmi – nie przegrać tej ligi jeszcze bardziej. Jeśli nie jesteśmy w stanie uratować wszystkiego, to postarajmy się chociaż uratować jak najwięcej. Zróbmy to tak, by później przez brak podjęcia choćby próby działania nie musieć słuchać panicznych okrzyków „ratuj się, kto może!”.

Jeśli rzeczywiście mamy wrócić silniejsi, zacznijmy wracać już dziś. Akurat Athletic Bilbao wydaje się bardzo dobrym przeciwnikiem do przeprowadzenia testu na niezłomność i zweryfikowanie, w jakim stopniu podniosłe hasła mają pokrycie w rzeczywistości, a w jakim są zwyczajnym pustosłowiem nieudolnie zaklinającym rzeczywistość. O ile przed ostatnim meczem zabawiliśmy się w Zakład Pascala, o tyle dziś w odniesieniu do powyżej poruszonej kwestii pozostaniemy futbolowymi agnostykami. Przed starciem z Baskami na pytanie, czego się spodziewać zarówno dziś, jak i w kolejnych tygodniach, odpowiemy po prostu, że nie wiemy. Co prawda możemy się domyślać, ale wciąż nie jesteśmy w stanie rzucić na stół dowodów z serii tych „ponad wszelką wątpliwość”. Dość przypomnieć, że po wspomnianej na początku klęsce 0:5, w tym samym sezonie, z tym samym rywalem wygraliśmy finał Copa del Rey.

* * *

Mecz z Athletikiem rozpocznie się w niedzielę o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport 3 w serwisie CANAL+ Online.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!