Advertisement
Menu
/ elpais.com

Błądzenie po omacku w sprawie sędziowania

„W samym środku debaty o wykorzystaniu sztucznej inteligencji czy zniesieniu czynnika terytorialnego podążamy fałszywym tropem. Problemy leżą gdzie indziej: afera Negreiry, majstrowanie przy przepisach, VAR…”, zaczyna swój felieton na łamach El País Alfredo Relaño. Hiszpan to emerytowany dziennikarz i były dyrektor dziennika AS od 1996 do 2019 roku, ale ciągle udziela się w mediach.

Foto: Błądzenie po omacku w sprawie sędziowania
Kylian Mbappé i Ricardo de Burgos Bengoetxea. (fot. Getty Images)

Są plany, by wyznaczanie sędziów, a nawet raporty z ich występów, oddać w ręce sztucznej inteligencji. Rozważana jest również rezygnacja z tzw. czynnika terytorialnego. Chodzi o starą zasadę, zgodnie z którą sędziowie nie prowadzą meczów drużyn ze swojego miasta. To ma wpływ na awanse – potrzeba bowiem różnorodności geograficznej, by zapewnić dostępność arbitrów na każde spotkanie. Nowa propozycja zakłada, że awansować mają po prostu najlepsi, niezależnie od miejsca pochodzenia, a jeśli zajdzie potrzeba, powinni móc prowadzić mecze drużyn ze swojego regionu. Za wzór stawiana jest reprezentacja: nikt nie patrzy, skąd pochodzą piłkarze – jadą najlepsi, i tyle.

Wypróbowano już niemal wszystkie możliwe sposoby wyznaczania sędziów: jednego decydenta, triumwirat, losowanie, wykluczenia, znów losowanie, komputer (czyli przedsmak proponowanej teraz AI), punktację przyznawaną przez kluby i krzyżowanie ocen obu drużyn… To, co na papierze wygląda idealnie, doprowadziło w latach 60. do tego, że Ortiz de Mendíbil i Rigo robili wszystko, by przypodobać się Realowi i Barcelonie i jak najczęściej prowadzić ich mecze. W sezonie 1967/1968 Rigo sędziował Barcelonie w 11 z 30 spotkań – jedno na trzy. System się załamał, gdy w Pucharze Hiszpanii z 1968 roku poprowadził dwa ćwierćfinały Athletic – Barcelona i dwie półfinałowe potyczki Atlético – Barcelona, za każdym razem wywołując wielkie kontrowersje z powodu faworyzowania Katalończyków. Zgodnie z tym samym systemem został też wyznaczony na finał z Realem, który próbował temu zapobiec – bezskutecznie. Mecz rozegrano w bardzo napiętej atmosferze, Barcelona wygrała 1:0, a po ostatnim gwizdku doszło do masowego rzucania szklanymi butelkami, co później doprowadziło do zakazu ich sprzedaży na stadionach. Starcie przeszło do historii jako „finał butelek”. Wniosek? Żaden system wyznaczania sędziów nie wytrzyma konfrontacji z rozjuszoną i podejrzliwą publicznością.

Jeśli chodzi o czynnik terytorialny – Włosi znieśli go dwa lata temu, a teraz neapolitańscy sędziowie Marco Guida i Fabio Maresca ogłosili, że nie będą prowadzić meczów Napoli. Guida tłumaczył: „Mam trójkę dzieci, moja żona prowadzi interes w mieście. Rano odbieram dzieci i chcę to robić ze spokojem. Kiedy popełnię błąd, spacer po ulicy nie jest już taki bezpieczny”. Można powiedzieć, że Neapol to miasto zbyt impulsywne, ale… czy nie lepiej pomyśleć o naszych ultrasach – gdziekolwiek? A nawet nie schodząc do ich poziomu: czy sędzia, który zaszkodził lokalnej drużynie, mógłby spokojnie zjeść w poniedziałek śniadanie w okolicznej kawiarni? Oczywiście, byłoby idealnie, gdyby arbiter mógł prowadzić mecze zespołów ze swojego miasta bez problemu. Można się silić na wielkoduszne deklaracje, ale ten moment jeszcze nie nadszedł, a przyspieszanie zmian tylko pogorszy sytuację i pogłębi brak wiary w system.

Obawiam się, że podążamy fałszywym tropem. Problemy hiszpańskiego sędziowania leżą gdzie indziej: cuchnąca i wciąż bezkarna afera Negreiry; brak wsparcia dla arbitrów ze strony byłych piłkarzy; ciągłe majstrowanie przy przepisach, przez co już nie wiadomo, co robić z rękami i faulami; VAR, który zamiast poprawić sytuację, tylko ją zaognia. A wszystko to przyprawione jawną nieudolnością Mediny Cantalejo. Ale łatwiej i efektowniej machnąć raz czy dwa szerokim pędzlem niż wykonać precyzyjną, żmudną robotę pędzelkiem.

Hiszpańska Federacja Piłkarska wyraźnie poczuła się zaniepokojona skargami Realu – i to widać. Ale nie uciszy ich ot tak. Florentino walczy z całym systemem – uderza we wszystko… poza oczywiście brudną sprawą Barça–Negreira albo innymi przypadkami (jak ten z Olmo), które mogłyby zaszkodzić Laporcie, ostatniemu sojusznikowi w jego widmowej przygodzie z Superligą.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!