Porzucona tożsamość
To, co wydawało się przez długi czas niespełnionym proroctwem, wreszcie stało się faktem. Real Madryt przez długi czas walczył z własnymi słabościami, próbując je przezwyciężyć siłą herbu. Dla wielu piłkarzy Arsenalu wtorkowe starcie było jednak meczem życia. Kanonierzy nie zawahali się przed obnażeniem wszystkich mankamentów ekipy Ancelottiego.

Carlo Ancelotti. (fot. Getty Images)
Plan Mikela Artety na spotkanie z Królewskimi był bardzo konkretny – wykorzystać słabość środka pola rywala, a bez piłki pozwolić gościom, by zjadł ich brak wiary w samych siebie. W ataku Real zanotował niewątpliwie najgorszy występ w tym sezonie. W ofensywie nie działało kompletnie nic. Jak podkreśla Relevo, Los Blancos oddali zaledwie 9 strzałów na bramkę, w bieżącym sezonie tylko w potyczce z Atalantą było ich mniej (8). Do tego współczynnik spodziewanych goli wyniósł 0,44, co jest najsłabszym wynikiem w tej kampanii.
Czy jednak powinno być to aż tak szokujące? Zaawansowane statystyki wskazują, że Arsenal to najlepiej broniąca drużyna tej edycji Ligi Mistrzów. Do tego dochodzi bardzo nieregularny w minionych miesiącach Vinícius, ograniczany pozycją Rodrygo oraz Mbappé, którego usposobienie zdaje się sprawiać mu problemy, kiedy sytuacja staje się niekomfortowa. Real nie pokazał nic ani jako zespół, ani na płaszczyźnie indywidualnej.
W tym momencie moglibyśmy przyjrzeć się ławce. Ancelotti postanowił zostawić za sobą wszystko, co do tej pory przynosiło mu korzyści, by przybrać minimalistyczną postawę. W przypadku tak klasowej kadry tego rodzaju zabieg przynosi jednak niszczycielskie skutki. Piłkarzom stworzonym do atakowania trener każe studzić zapędy. Wszystko z powodu strachu, który zdążył zakorzenić się w mózgach niektórych graczy. Wydają się oni sztywni i ograniczeni przez surowy schemat taktyczny, który na dodatek pozostawia duże odległości między formacjami.
Camavinga i Modrić wyraźnie nie nadążali i niemal za każdym razem znajdowali się za linią piłki. Fede w osamotnieniu miał kontrolować przestrzenie, a Asencio praktycznie nie zagrywał za połowę boiska. W tej sytuacji Rodrygo był w zasadzie odcięty od podań. Brazylijczyk zanotował słaby występ, ale tak naprawdę żaden czynnik nie umożliwił mu rozegrania dobrego meczu. Jedyne okazje Real mógł tworzyć sobie co najwyżej po niewymuszonych błędach, które Arsenalowi się jednak praktycznie nie zdarzały, analizuje Relevo.
Fatalne zawody ma za sobą również Vinícius. Skrzydłowy zaliczył trzeci najgorszy występ w tym sezonie pod względem prób dryblingów (3). Do tego nie miał żadnego kluczowego podania oraz oddał jeden niecelny strzał zza szesnastki. Nawet jeśli drużyna mu nie pomagała, to jednak on sam także nie potrafił dać impulsu. Trudno nie wspomnieć w tym momencie, że już dwumecz z Atlético był bardzo kiepski w jego wykonaniu. Królewscy cały czas nie mogą pochwalić się spotkaniem, w którym tercet atakujących pokazałby pełnię potencjału. Czasami błyśnie jeden, innym razem dwóch, z Arsenalem zaś fatalnie wypadła cała trójka.
Ancelotti porzucił to, co stanowiło o jego tożsamości. Zaczął ograniczać swoich najlepszych piłkarzy w imię wyższego celu. Tak naprawdę jest to jednak strach pod przykrywką równowagi. Równowagi, która swoją drogą jest coraz mniej widoczna. Real wyszedł pełen bojaźni na mecz z rywalem pozbawionym jednego ze swoich najlepszych defensorów oraz bez środkowego napastnika. W efekcie zaliczył występ, który praktycznie eliminuje obrońcę trofeum z rozgrywek.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze