Ten sam mecz
Teorie spiskowe mają to do siebie, że są albo absurdalne, albo bardzo absurdalne. Oczywiście z wyłączeniem tych, które potem okazują się prawdą.

Arda Güler i Antonio Rüdiger. (fot. Getty Images)
Real Madryt – Valencia: Przewidywane składy
Wyobraźmy sobie, że Ziemia zgodnie z pradawnymi wierzeniami faktycznie jest płaska. „No dobrze, a w takim razie jak wytłumaczyć to, że teoretycznie, idąc cały czas przed siebie, możemy dotrzeć do tego samego miejsca, z którego wyruszyliśmy?”, zapyta z oddali ktoś dociekliwy. Cóż, to całkiem proste. Na krawędziach płaszczyzny umieszczono teleportery przenoszące nas na jej przeciwległy biegun. Ot cała tajemnica. A że ktoś podobno kiedyś był w kosmosie i mógł faktycznie zweryfikować kulistość planety z góry? My nikogo takiego osobiście nie znamy…
A teraz wyobraźcie sobie, że nagrodzony w 1997 roku 11 Oscarami Titanic wcale nie powinien być pięknie fabularyzowanym melodramatem katastroficznym, lecz de facto filmem szpiegowskim lub thrillerem. Zatonięcie statku wcale nie było bowiem owocem przypadku, lecz misterną intrygą uknutą przez jezuitów oraz rodzinę Rotszyldów, którzy mieli interes w śmierci sprzeciwiających się powstaniu amerykańskiego banku centralnego Benjamina Guggenheima, Isidora Straussa, czy Jacoba Astora. Jakim cudem sfingowano zatem zderzenie z górą lodową? A kto powiedział, że było to ukartowane? Ktoś tę górę lodową tam zwyczajnie postawił. Skoro już w starożytności udało się wznieść piramidy, to i skonstruowanie góry lodowej kilka tysięcy lat później nie powinno stanowić problemu.
A co jeśli w rzeczywistości nie zdajemy sobie sprawy z tego, że Real Madryt od sierpnia rozgrywa z przeważnie trzydniowymi przerwami de facto ciągle ten sam mecz z tym samym rywalem? Co jeśli jesteśmy nieświadomi tego, że za naszymi i Królewskich plecami zmiennokształtni jaszczuroludzie dogadują się z prawdziwymi Sociedadadami, Leganesami, Mallorcami, Villarrealami, Osasunami i innymi zespołami, iż tymczasowo przybiorą ich postać? Moglibyśmy się zastanawiać w tym momencie, jaki mieliby mieć w tym interes. W gruncie rzeczy trudno powiedzieć, w końcu to zmiennokształtni jaszczuroludzie, rasa wciąż nie do końca zbadana. Jakiś biznes jednak z pewnością w tym mają.
Jeśli, Drogi Czytelniku, dotrwałeś do tego momentu tekstu, oznacza, że udało ci się przekroczyć Rubikon, dobiłeś do punktu bez odwrotu. Takiego steku bzdur i kumulacji idiotyzmów, jak powyżej, do tej pory na naszym portalu jeszcze nie dopuszczono do publikacji i już pewnie nigdy więcej do podobnej sytuacji nie dojdzie. Jeśli jednak skupić się wyłącznie na przekazie płynącym z trzeciego akapitu, to pomimo towarzyszącej mu kretyńskiej narracji… tak to bardzo często w rzeczywistości wygląda.
Gdyby wszystkie mecze Królewskich w tym sezonie puścić sobie ciągiem, z dużym prawdopodobieństwem zaczęłoby nam się wydawać, że jedynymi rzeczami ulegającymi od czasu do czasu zmianie są sceneria i kolory koszulek. Jeśli jednak wyciągniemy poza nawias te dwie czysto estetyczne kwestie, to poza kilkoma punktowymi momentami moglibyśmy odnieść wrażenie, że oglądamy cały czas spotkanie Realu Madryt z jednym i tym samym przeciwnikiem.
Od połowy sierpnia nieustannie śledzimy relację z przepychania rury, ugniatania stopą odpadów w koszu na śmieci, mocowania obrazu na ścianę przy pomocy taśmy dwustronnej, czy blokowania drzwi miotłą. Rzeczą, która najbardziej zwraca w tym wszystkim uwagę, jest jednak fakt, że metody te pomimo swej skrajnej prostoty i upływu czasu jak na złość pozostają skuteczne. Wkrótce minie osiem miesięcy, odkąd woda z umywalki nie zalewa łazienki, śmieci nie wypadają z kosza, obraz nie spada na podłogę, a drzwi nikt nie zdołał otworzyć od zewnątrz.
Każda z konstrukcji trzyma się na styku, ale jednak jak dotąd wciąż spełnia swoją główną funkcję. Królewscy w zdecydowanej większości przypadków są w stanie wymęczyć zwycięstwo, a kiedy okoliczności na to pozwalają, korzystają z możliwości osiągnięcia celu przy ewentualnej porażce (rewanż z Atlético w Lidze Mistrzów) czy remisie (rewanż z Realem Sociedad w Pucharze Króla). Styl? Nie stwierdzono. Tak samo jednak jak nie stwierdzono zgonu pacjenta. Choć mamy już kwiecień a w poczynaniach podopiecznych Carlo Ancelottiego trudno doszukać się jakiegokolwiek postępu, to jednak Real Madryt cały czas pozostaje przy życiu we wręcz cyniczny sposób. Oglądając ostatnie spotkania z Leganés i Realem Sociedad, w pewnym momencie pomyśleliśmy sobie, że oni robią to chyba specjalnie. Że celowo grają nam na nosie, by na koniec bezczelnie spytać się jeszcze, kto koniec końców miał rację.
W niemal każdym kolejnym tygodniu zdarza nam się zastanawiać, kiedy to wszystko spektakularnie się wysypie, by za chwilę przekonać się, że jeszcze nie teraz. Taki stan rzeczy utrzymuje się od bez mała ośmiu miesięcy. Być może więc najwyższy czas ostatecznie dopuścić do siebie myśl, że tak już pozostanie do końca. Trwa to chyba zbyt długo, by mówić o zwykłym przypadku. Być może faktycznie cały ten sezon to jeden i ten sam mecz. Mecz, w którym niebywale się męczymy, ale który mimo to jesteśmy w stanie wygrać.
* * *
Mecz z Valencią rozpocznie się dzisiaj o godzinie 16:15, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze