Advertisement
Menu
/ elmundo.es

Real Madryt i Atlético – derby skrajności: „Przemoc narasta, atmosfera jest coraz bardziej zatruta”

Drużyny Ancelottiego i Simeone rozstrzygną dwumecz, który zadecyduje o reszcie ich sezonu. Tekst na ten temat na łamach El Mundo przygotował Miguel A. Herguedas. Przedstawiamy jego pełne tłumaczenie.

Foto: Real Madryt i Atlético – derby skrajności: „Przemoc narasta, atmosfera jest coraz bardziej zatruta”
Jaime Sánchez i Raúl opuszczają Santiago Bernabéu podczas derbów Madrytu w 1997 roku. (fot. Getty Images)

Kilka miesięcy temu Jota, wokalista Los Planetas, zapytał Álvaro Rivasa, dlaczego został kibicem Realu Madryt, skoro jego ojciec wspierał Atlético. – Do tamtej chwili nigdy tego nie wypowiedziałem na głos – przyznaje piosenkarz z Alcalá Norte, po czym wyjaśnia swoją decyzję. – Kiedy się urodziłem, moja mama zmarła przy porodzie. Kibicowanie Realowi było ukłonem w stronę mojego dziadka ze strony matki, który był wielkim fanem Los Blancos i mieszkał w Chamartín. Podjąłem tę decyzję podświadomie, by w pewien sposób okazać wsparcie rodzinie mamy – tłumaczy Rivas w rozmowie z El Mundo.

W lutym 2007 roku, na kilka dni przed swoimi dwunastymi urodzinami, Álvaro po raz pierwszy zobaczył na Vicente Calderón gola Fernando Torresa w derbach, siedząc obok swojego ojca. Jednak jutro, gdy przyjdzie czas na pierwszy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów, nie będzie chciał towarzystwa. – Nie ma mowy, żebym oglądał to z nim. W takich momentach wolimy to robić osobno – mówi autor La vida cañón, jednego z największych hitów 2024 roku.

W czasach, gdy relacje między klubami są napięte, a Florentino Pérez i Miguel Ángel Gil pozostają w konflikcie na tle arbitrów, historia Rivasa doskonale ilustruje madrycką rywalizację. Derby Madrytu to konfrontacja naznaczona historycznymi wzlotami i upadkami oraz nieustannymi skrajnościami.

„Każdy ze swoimi decyzjami i błędami”
W siedzibie Partii Ludowej w Madrycie w ostatnich dniach można zaobserwować sportowe przekomarzanki. – Ze względu na moje stanowisko, wszyscy traktują mnie z szacunkiem. Faktem jest, że w PP jest wielu madridistas, ale jako zagorzały liberał uważam, że każdy może podejmować własne decyzje i popełniać własne błędy – żartuje Alfonso Serrano, sekretarz generalny madryckiego oddziału partii.

Jeszcze jako rzecznik partii Serrano zapoczątkował tradycję, którą podtrzymuje do dziś. – Po większych zwycięstwach nasze spotkania parlamentarnego zespołu zaczynają się od hymnu Atlético – zdradza Serrano, wspierany przez burmistrza Madrytu, José Luisa Martíneza-Almeidę, i napotykający zdecydowany sprzeciw Carlosa Díaza-Pache, rzecznika w Zgromadzeniu.

Podziały wewnątrz PP przeczą stereotypom dotyczącym warstwy społecznej kibiców. – Dziś mamy do czynienia z całkowicie ponadklasowym zjawiskiem, które wykracza poza dzielnicę, miasto, status społeczny czy poziom dochodów. Mimo to uważam, że madridistas są bardziej wyniośli, a kibice Atlético potrafią lepiej smakować zwycięstwa. Atmosfera na Metropolitano nie ma nic wspólnego z tą na Bernabéu, gdzie oprócz wspierania i cieszenia się grą, ludzie przede wszystkim wymagają od swojej drużyny – podkreśla Serrano.

„Przesadna romantyzacja”
Kontrast między Realem, rzekomo faworyzowanym przez instytucje od czasów frankizmu, a Atlético, przedstawianym jako klub walczący, buntowniczy i romantyczny, również jest dziś podważany. – Mit obrońców straconych spraw to nic innego jak przesadna romantyzacja. Lubimy snuć różne opowieści, ale nie sądzę, żeby to miało aż tak głęboki sens. Dlaczego kibicujemy Atlético? Bo to drużyna, która nas porusza. Nie ma to nic wspólnego z liczbą zwycięstw czy porażek. Jak mówił Luis Aragonés: „Jeśli Atlético to El Pupas, to kim są inni? El Costras?”. Wielkość nie zależy od liczby pucharów na wystawie – mówi Juanan Cantelar, współzałożyciel stowarzyszenia Los 50, które walczy o przywrócenie prawdziwej historii klubu.

Cantelar podważa również mit dotyczący rzekomych związków Realu Madryt z frankizmem. – Franco nie interesował się piłką, ale kiedy Real zaczął wygrywać Puchary Europy, ten sukces idealnie nadawał się do celów propagandowych reżimu. Dlatego nie ukrywał pewnej sympatii wobec klubu, bo jego triumfy oznaczały otwarcie się na świat w czasach międzynarodowej izolacji. Czy to jednak oznacza, że Real był klubem frankistowskim? Wystarczy spojrzeć na historię z perspektywy tamtych czasów – wyjaśnia.

Warto też przypomnieć, że sam Santiago Bernabéu, jeszcze jako piłkarz, zdradził Real Madryt, by w sezonie 1920/21 zagrać dla Atlético. I choć przez lata łączyła go szczera przyjaźń z Javierem Barriosem, prezesem Atlético, to do sąsiadów z Madrytu czuł większą niechęć niż do Barcelony, której wrogość wobec Realu miała charakter późniejszy i bardziej polityczny. – Oczywiście istniała rywalizacja, ale były też inne wartości – dodaje Cantelar. – W 1964 roku, gdy Atlético grało w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów przeciwko Norymberdze na Bernabéu, większość kibiców Realu życzyła sąsiadom zwycięstwa. Tak samo jak fani Atlético nie patrzyli z nienawiścią na triumfy Realu w Pucharze Europy – podkreśla autor książki 95-96: El año del doblete.

Do tych przykładów wzajemnego szacunku Cantelar dodaje gola Rubéna Cano w Belgradzie, który dał Hiszpanii awans na mundial w 1978 roku – wtedy Juanito „rzucił się jak szalony, aby uściskać piłkarza, którego na boisku nienawidził z całego serca”. Wspomina także wypożyczenie Ramóna Grosso w 1963 roku, kiedy Atlético balansowało na krawędzi spadku, oraz zdjęcie Alfredo Di Stéfano w koszulce Los Rojiblancos z 1955 roku, wykonane podczas meczu poświęconego Adriánowi Escudero. W tamtych czasach wielu madrytczyków miało karnety na oba kluby, by w każdą niedzielę oglądać jedno z ich spotkań. – Nie było wtedy atmosfery antimadridismo ani odwrotnie – podsumowuje Cantelar, podkreślając, że dziś żyjemy „w spirali przemocy”, a klimat jest „coraz bardziej zatruty”.

„Przemoc się zmieniła”
Mimo ponurego obrazu, Miguel Aguilar, dyrektor literacki wydawnictw Debate, Taurus i Random House, dostrzega pewne różnice w charakterze tej rywalizacji. – Nadal pamiętam derby z lat 90., gdy po wyjściu ze stadionu zobaczyłem, jak jakiś facet obrywał łańcuchem. Nawet nie pamiętam, czy bili go Ultras Sur, a przyjmującym ciosy był ktoś z Frente Atlético, czy odwrotnie. Na szczęście dziś taka skrajna przemoc zdarza się dużo rzadziej. Teraz mamy do czynienia raczej z agresją symboliczną, jak ta nowa moda na wieszanie kukieł na mostach nad M-30 – zauważa Aguilar, oddany kibic Realu, który do dziś ma w pamięci dublet Raúla na Calderón w 1997 roku, słynne uderzenie głową Sergio Ramosa w finale w Lizbonie oraz legendarną akcję Karima Benzemy w półfinale Ligi Mistrzów w 2017 roku – podczas ostatnich derbów rozegranych na Calderón.

Zdaniem uznanego wydawcy zarówno Diego Simeone, jak i Carlo Ancelotti odgrywają „bardzo reprezentatywne” role w historii swoich klubów. Pasja Argentyńczyka idealnie współgra z atmosferą Metropolitano, podczas gdy opanowanie Carletto od lat zachwyca Chamartín. – Podziwiam to, jak Atlético identyfikuje się ze swoimi kibicami. Zdobycie mistrzostwa w erze Realu Cristiano Ronaldo i Barcelony Leo Messiego było niesamowitym wyczynem. Dwie finały Ligi Mistrzów również. Utrzymanie się na takim poziomie przez tyle lat to coś, czego dokonało naprawdę niewielu. Ale nie chciałbym przejmować zbyt wielu cech Simeone. Mam nawet taką anegdotę, którą często powtarzam moim znajomym kibicującym Atlético: Cholo powinien objąć Real tylko po to, żebyśmy mogli go zwolnić po drugiej kolejce – żartuje Aguilar.

Spór o sędziów
Ostatnie słowa Simeone na temat arbitrów, sugerujące, że Real cieszy się przywilejami od ponad wieku, również nie przeszły bez echa wśród jego zwolenników. – Jeśli ktoś nie ma prawa narzekać na sędziów, to jest to Real. W derbach znajdziemy mnóstwo przykładów na to, jak to wyglądało – twierdzi Serrano. – Jestem zdecydowanym zwolennikiem VAR-u, bo minimalizuje błędy i sprawia, że każda wygrana czy porażka są bardziej zasłużone – dodaje.

Z kolei Rivas do wszelkich kontrowersji podchodzi „z dużym dystansem”. – Sprawa Negreiry wygląda bardzo źle, ale trzeba też przyznać, że wszystko wyszło na jaw dopiero wtedy, gdy nie miało już żadnych konsekwencji sportowych. Bez względu na to, jak bardzo ktoś próbowałby manipulować wynikami czy przechylać szalę na swoją stronę, sport zawsze się obroni – mówi muzyk, który niedawno przeszedł cztery operacje w związku z rzadką infekcją jelit.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!