Advertisement
Menu
/ theathletic.com

Sędziowie, spirala paranoi i radykalizacja: nastała era teorii spiskowych w futbolu

Rory Smith na łamach The Athletic zwraca uwagę, że choć futbol w Turcji jest pogrążony w teoriach spiskowych, to podobne zjawisko coraz bardziej przenika także inne europejskie ligi, gdzie kluby oskarżają sędziów o stronniczość bez rzeczywistych dowodów. Przykłady z Włoch, Francji i Hiszpanii pokazują, że paranoja dotycząca korupcji może osłabiać wiarę kibiców w uczciwość rozgrywek, co zagraża całemu futbolowi. Autor ostrzega, że nadużywanie takich oskarżeń przez kluby może prowadzić do destrukcyjnych konsekwencji, podważając sens rywalizacji sportowej. Przedstawiamy pełne tłumaczenie jego tekstu.

Foto: Sędziowie, spirala paranoi i radykalizacja: nastała era teorii spiskowych w futbolu
Slavko Vinčić podczas meczu Galatasaray z Fenerbahçe. (fot. Getty Images)

Siedząc w samolocie powrotnym do Lublany, z misją zakończoną sukcesem, Slavko Vinčić mógł się zastanawiać, czy to nie jest najbliższe temu, jak 45-letni słoweński sędzia piłkarski może się poczuć jak Jason Bourne, Eliot Ness, a może nawet – posuwając tę analogię do granic absurdu – Batman. Czterdzieści osiem godzin wcześniej wylądował w Stambule. Jego zadanie było jasno określone: wejść, wymierzyć sprawiedliwość i wyjść. Nie zostawiać śladów, nie popełniać błędów. Nie przyciągać uwagi. Nie zyskać wrogów, ale też nie szukać przyjaciół. Miał wykonać swoją pracę szybko i bezbłędnie.

I mniej więcej tak to wyglądało. Vinčić został wyznaczony do sędziowania Interkontynentalnych Derbów – pełnego napięcia, rozpalającego emocje starcia Galatasaray z Fenerbahçe w tureckiej Süper Lig. Tym samym stał się pierwszym zagranicznym arbitrem, który poprowadził mecz tamtejszej ligi od ponad pół wieku. Jak na panujące warunki, poszło całkiem dobrze. Poprzeczka nie była zawieszona wysoko – samo doprowadzenie spotkania do końca można było uznać za spory sukces. Bezbramkowy remis, siedem żółtych kartek i brak większych kontrowersji – to pewnie najlepszy możliwy scenariusz.

Ale to nie znaczy, że było łatwo. W pewnym momencie Vinčić musiał wstrzymać grę, gdy na trybunach kibice zaczęli rzucać w siebie racami, a policja próbowała opanować sytuację. Doszło też do ostrej sprzeczki między sztabami obu drużyn. Po meczu Galatasaray zapowiedziało złożenie oficjalnej skargi, oskarżając trenera Fenerbahçe, José Mourinho, o „rasistowskie wypowiedzi”. Klub z Kadıköy stanowczo zaprzeczył, twierdząc, że jego słowa zostały „wyrwane z kontekstu i celowo zniekształcone”, a teraz rozważają podjęcie kroków prawnych.

Według doniesień Turecka Federacja Piłkarska zapłaciła Vinčiciowi około 10 tysięcy euro, a dodatkowo przyznała mu dzienną dietę w wysokości 800 euro. Biorąc pod uwagę stres, jaki towarzyszył jego pracy, być może następnym razem poprosi o nieco wyższą stawkę. A wszystko wskazuje na to, że kolejny raz nastąpi. Epizod Vinčicia jako arbitra do wynajęcia powinien być sygnałem ostrzegawczym – nie tylko dla Turcji, ale dla całego światowego futbolu. Fakt, że uznano za konieczne powołanie sędziego z zagranicy do poprowadzenia najważniejszego meczu Süper Lig, nie jest innowacją, wzorem do naśladowania ani precedensem, który powinien inspirować inne ligi. Wręcz przeciwnie – to alarmujący sygnał, zapowiedź problemów, które mogą nadejść.

Droga, która przywiodła Vinčicia do Stambułu, jest długa, kręta i pełna niepokojących wydarzeń. Turecki futbol dawno temu wpadł w spiralę chaosu. Süper Lig od lat tonie w paranoi, podejrzeniach i – mówiąc delikatnie – skłonności do teorii spiskowych. Trzy wielkie kluby ze Stambułu – Galatasaray, Fenerbahçe i Beşiktaş – od dawna są przekonane, że tajemnicze siły działają na korzyść ich rywali. Trabzonspor, największy klub spoza stolicy, twierdzi, że jest uciskany przez tę trójkę. A reszta zespołów czuje się poszkodowana przez elitę, do której często zalicza się także Trabzonspor.

W ostatnich latach sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu. Teorie spiskowe, które dotąd tliły się w tle, osiągnęły punkt wrzenia, a ich toksyczne opary powoli dławią całą ligę.

W 2023 roku prezes Ankaragücü wbiegł na boisko i uderzył sędziego w głowę. W tym samym miesiącu prezes İstanbulsporu kazał swoim piłkarzom zejść z boiska, gdy nie przyznano im – jego zdaniem – ewidentnego rzutu karnego. Rok później Fenerbahçe było tak przekonane o swojej krzywdzie, że zagroziło wycofaniem się z ligi.

A potem, na początku tego miesiąca, Adana Demirspor została zmuszona do przerwania meczu z Galatasaray w proteście przeciwko decyzji o podyktowaniu rzutu karnego dla rywali. Klub wydał oświadczenie, w którym potępił „systematyczne, celowe błędy sędziowskie i niesprawiedliwość”, jakie miały go spotkać. Rzut karny był – jak jasno zaznaczono – kroplą, która przelała czarę goryczy. Co zaskakujące, Fenerbahçe – drużyna, która, co warto podkreślić, nie brała udziału w tym meczu – natychmiast opublikowała własne oświadczenie, oskarżając Galatasaray o „oszukiwanie” sędziów i kibiców na różne sposoby. „Dzięki wam w tureckim futbolu nie zostało już ani zaufanie, ani sprawiedliwość” – podsumowano.

To właśnie w takich okolicznościach zarówno oba kluby, jak i turecka federacja doszły do wniosku, że jedynym sposobem na rozegranie Interkontynentalnych Derbów było powierzenie ich zagranicznemu sędziemu – komuś nieskazitelnemu, poza wszelkimi podejrzeniami. Wybór padł na Vinčicia, arbitra zeszłorocznego finału Ligi Mistrzów, który został namaszczony na ostatniego sprawiedliwego w tym chaosie. W Europie często traktuje się turecki futbol jako odrębny przypadek, jako coś dzikiego, egzotycznego i zasadniczo obcego – nie tyle skrajność, co anomalię. Takie podejście może być wygodne, ale jest też mylące. Turcja nie podąża inną ścieżką – po prostu zaszła na niej dalej.

Na początku tego miesiąca Real Madryt wysłał do hiszpańskich władz piłkarskich czterostronicowy list, w którym otwarcie stwierdził, że system sędziowski w kraju jest „całkowicie wadliwy” i oskarżył go o „manipulowanie decyzjami przeciwko Realowi Madryt na poziomie, który nie może być dłużej ignorowany”. Dla jasności: to nie była grupa kibiców, sfrustrowanych porażką i wyładowujących swoje podejrzenia. To nie był trener ani zawodnik, jeszcze ociekający potem, który w emocjach twierdził bez jednoznacznych dowodów, że poziom sędziowania się obniżył. To był klub – na poziomie instytucjonalnym – przedstawiający w wyczerpujących szczegółach to, co uznaje za dowody na bycie ofiarą szeroko zakrojonego spisku.

Kilka dni później – i w znacznie mniejszym rozgłosie – Milan ogłosił zamiar podjęcia podobnych kroków, pisząc do organizacji nadzorującej sędziów w Serie A, by poskarżyć się, że arbitrzy nie okazują ich zawodnikom wystarczającego „szacunku” (co dokładnie to oznacza, nie jest do końca jasne). „Dla nas to sytuacja nie do zaakceptowania” – stwierdził Zlatan Ibrahimović, obecnie pełniący funkcję doradcy w Milanie.

Trzeba przyznać, że Ibrahimović przynajmniej dobrał słowa ostrożniej niż Pablo Longoria, prezes Olympique Marsylia. W miniony weekend Longoria został nagrany – początkowo nieświadomie, choć później w pełni zdawał sobie z tego sprawę – gdy wygłaszał płomienną tyradę na temat „korupcji” wśród francuskich sędziów po tym, jak jego drużyna przegrała 0:3 z Auxerre, kończąc mecz w dziesiątkę.

„Jeśli Marsylia dostanie ofertę dołączenia do Superligi, od razu tam idziemy” – zapowiedział Longoria. Jego zdaniem liga była „ustawiona”. Trener drużyny, Roberto De Zerbi, wyraził się tylko nieco ostrożniej, sugerując, że poziom sędziowania we Francji jest tak niski, iż nie podjąłby się kolejnej pracy w tym kraju. „Jeśli Francuzom odpowiada taki poziom decyzji, to dobrze dla nich” – dodał. Longoria później próbował złagodzić swoje słowa – z, delikatnie mówiąc, ograniczonym powodzeniem. Twierdził, że w hiszpańskim i francuskim języku słowo „korupcja” ma inne znaczenie, choć nie wyjaśnił, jakie. Zapewnił też, że nie uważa, iż francuski futbol jest faktycznie ustawiony. Jednak szkody – na wielu poziomach – już zostały wyrządzone.

Podobnie jak w Turcji, coraz bardziej widoczne jest, że teoria spiskowa przenika dużą część europejskiego futbolu. Nie są to już tylko kibice przekonani o istnieniu systemowej stronniczości – teraz to także działacze, prezesi i osoby, które powinny wiedzieć lepiej. Co gorsza, przestali już milczeć – otwarcie podsycają atmosferę, podgrzewają nastroje i zamieniają swoje podejrzenia w broń.

Kontrargumentem jest to, że Włochy i Francja nadal noszą blizny po rzeczywistych skandalach korupcyjnych, a Hiszpania zmaga się ze swoją własną, nierozwiązaną jeszcze sprawą. Jedyny triumf Olympique Marsylia w Pucharze Europy do dziś pozostaje naznaczony oskarżeniami o ustawianie meczów, które kierowano pod adresem ówczesnego prezesa klubu, Bernarda Tapie. Serie A wciąż odbudowuje się po Calciopoli, a w Hiszpanii wciąż trwa śledztwo w sprawie płatności Barcelony na rzecz wpływowego sędziowskiego działacza – choć wszyscy zaangażowani zaprzeczają, jakoby doszło do jakichkolwiek nieprawidłowości.

Czasami teorie spiskowe okazują się prawdziwe – jak powiedzieli Joseph Heller i/lub Kurt Cobain, paranoja nie oznacza, że nikt cię nie ściga. Jednak to nie usprawiedliwia lekkiego rzucania oskarżeniami o korupcję. Wręcz przeciwnie – tym bardziej należy dbać o to, by podobne zarzuty pojawiały się wyłącznie wtedy, gdy istnieją na to faktyczne dowody.

A mimo głośnych deklaracji, żadnemu z klubów narzekających na stronniczość nie udało się przedstawić niczego, co można by uznać za dowód. Dysponują jedynie argumentami w stylu „zrób własne badania” – zestawem starannie dobranych faktów, które albo wyrwano z kontekstu, albo celowo błędnie zinterpretowano. To przypadłość naszych czasów, schemat, który można w dużej mierze powiązać z mediami społecznościowymi i ich zdolnością do obalania rządów oraz przepisywania nawet najnowszej historii. Futbol również padł ofiarą tego, co w innym kontekście można by nazwać procesem radykalizacji. I choć konsekwencje dla samej piłki nożnej nie są tak dramatyczne jak, dajmy na to, dla państwowości Ukrainy, to wciąż są poważne.

Najbardziej oczywisty problem to precedens, jaki stworzył Vinčić. Jeszcze zanim opuścił szatnię po rozmowie z Mourinho po Interkontynentalnych Derbach, Trabzonspor zgłosił prośbę, by także ich mecze z Fenerbahçe i Galatasaray sędziował zagraniczny arbiter. Trudno im odmówić logiki – dlaczego tylko dwie drużyny miałyby mieć zagwarantowaną to, co Mourinho nazwał „wiarygodnością”? Można się spodziewać, że Vinčić wkrótce stanie się bardzo zajętym człowiekiem.

Ale to dopiero początek. Jeremy Stinat, sędzia, który rozwścieczył Marsylię, miał przed meczem przebite opony w swoim samochodzie oraz w aucie swojej żony – i to zanim jeszcze Longoria wygłosił swoją tyradę. We Francji pojawiły się też doniesienia o rzekomym włamaniu do jego domu po meczu. Trudno nie zastanawiać się, dokąd to wszystko może ostatecznie prowadzić.

Najbardziej szkodliwe zagrożenie jest jednak zarazem tym najmniej namacalnym. Ostatecznym skutkiem wszechobecnej podejrzliwości, która przenika turecki futbol, jest całkowite zawieszenie wiary w jego uczciwość. Tak wielu kibiców, trenerów i działaczy doszło – lub zostało doprowadzonych – do przekonania, że liga straciła swoją integralność, że jej znaczenie również zaczęło się rozmywać.

Sport przestaje funkcjonować, jeśli widzowie tracą poczucie, że to, co widzą, jest prawdziwe. Jeśli wynik meczu, turnieju czy całego sezonu można zbyć jako coś z góry przesądzonego, traci to sens. To ma nie tylko wymierne konsekwencje ekonomiczne, ale i emocjonalne. Jeśli wszystko jest ustawione, po co to oglądać? Jeśli wszystko jest zaplanowane, dlaczego miałoby cię to obchodzić?

To właśnie ten aspekt powinien skłonić Longorię, Ibrahimovicia i każdego, kto odpowiada za pisanie listów w Realu Madryt, do chwili refleksji. Ich ligi dobrze wiedzą, jak wielkie szkody może wyrządzić prawdziwa korupcja. Powinny więc wyjątkowo ostrożnie posługiwać się jej cieniem dla własnych korzyści.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!