Neymar: Real Madryt dał mi… właściwie czek in blanco, powiedzieli: „Wpisz kwotę, jaką chcesz, a my zapłacimy”
Neymar był gościem znanych brazylijskich podcasterów, których kanał nazywa się Podpah i obserwuje go kilka milionów ludzi. Rozmowa trwała prawie dwie godziny, ale najciekawszy jej moment dotyczył tego, gdy Brazylijczyk opowiadał o niedoszłym transferze do Realu Madryt,

Neymar. (fot. YouTube)
Neymar, jest jedna rzecz, o której chcę z tobą porozmawiać. Przechodzisz przez Santos i ludzie od razu chcą cię kupić. Myślę, że od pierwszej chwili, gdy dostrzegają, jak dobry jesteś w piłce, zaczynają się naciski. Ale twój sztab zawsze mówił: „Nie, nie, to jeszcze nie czas”. Jak ważne było dla ciebie to podejście? Bo to trochę łączy się też z twoim powrotem teraz. Wydaje mi się, że gdybyś nie stworzył tej historii w Santosie, gdybyś odszedł trochę wcześniej, bez zdobycia tytułu Libertadores, to twoja droga nie byłaby aż tak wielka. Może nie miałbyś tak mocnych korzeni tutaj. Jak ważne było dla ciebie powiedzenie „nie” i czekanie na odpowiedni moment? Bo kiedy już wyjechałeś, byłeś gotowy. Trafiłeś do Barcelony jako podstawowy zawodnik i byłeś już filarem reprezentacji. Wydaje mi się, że to pomogło ci uniknąć presji.
Tak naprawdę wszystkie moje decyzje związane ze zmianą klubu zawsze podejmowałem sercem. Kiedy czułem, że to odpowiedni moment, po prostu szedłem za tym. Było wiele ofert, co roku dostawałem propozycje z różnych europejskich klubów, ale nie czułem, że to już ten czas. Byłem wtedy bardzo szczęśliwy w Santosie, przeżywałem jeden z najlepszych momentów mojego życia. W tamtym czasie to był najlepszy moment w moim życiu. Więc myślałem: „Skoro jestem szczęśliwy tutaj, to po co mam gdzieś iść? Zostaję w Brazylii”.
Pamiętam ten mecz, kiedy zostałeś nagrodzony brawami. To było przeciwko Cruzeiro, prawda?
Tak, a później, jeśli dobrze pamiętam, po meczu z Ponte Preta w 2013 roku nie byłem już tak szczęśliwy. Czułem się trochę sfrustrowany, chciałem odejść. Po tym meczu podszedłem do mojego ojca i powiedziałem: „Tato, chcę odejść. Myślę, że to czas na zmianę”. W Santosie wygraliśmy niemal wszystko, byłem tam prawie 10 lat. Byliśmy bardzo wdzięczni klubowi, ale czułem, że pora ruszyć dalej. I wtedy zapadła decyzja o odejściu. Było mnóstwo ofert, ale te, które najbardziej mnie interesowały, to dwie – Real Madryt i Barcelona.
Chciałbym wiedzieć, nie wchodząc w szczegóły, jak wygląda taka rozmowa? Ty, twój ojciec, rodzina, cały sztab. Dostajecie dwie propozycje – Real Madryt i Barcelona. Jak dochodzicie do porozumienia? Domyślam się, że serce odgrywa tu wielką rolę.
Tak, właśnie tak. Mówiłem ojcu: „Bayern, Bayern! Lubię Bayern!”. Moi znajomi też mówili: „Bayern, Bayern!”. To była naprawdę trudna decyzja.
Prawie trafiłeś do Bayernu?
Tak, i to przez mojego ojca! A właściwie przez Guardiolę. Nie przez mojego ojca, ale przez Guardiolę.
To było przed Barceloną?
Tak, zanim odszedłem z Santosu. Pamiętam, że pojechałem do Szwajcarii, żeby odebrać nagrodę Puskása. Byłem w hotelowym pokoju, była druga w nocy, a mój ojciec dzwoni i mówi: „Otwórz drzwi, idę do ciebie”. Ja ledwo żywy ze zmęczenia, w samej bieliźnie i koszulce, otwieram, a tam… Guardiola. Od razu się ocknąłem, wskoczyłem w spodenki. Powiedziałem: „Tato, mogłeś mnie uprzedzić!”. W pokoju był też tłumacz, bo nie znałem dobrze hiszpańskiego. Guardiola usiadł, spojrzał na mnie i powiedział: „Chcę, żebyś przyszedł ze mną. Chodź grać ze mną, zrobię z ciebie najlepszego piłkarza”. I zaczęła się cała ta „uwodzicielska” gadka. Pokazał mi moje zagrania, wziął kartkę, otworzył laptopa i zaczął tłumaczyć: „Będziesz grał tutaj, będziesz robił to, to i to. Jeśli nie strzelisz 60 goli w sezonie, zmienię swoje nazwisko!”. No i zaczęło mnie to kusić… Myślałem sobie: „Kurde, Guardiola siedzi u mnie w pokoju o trzeciej nad ranem i mówi mi to wszystko!”. Wtedy był już po odejściu z Barcelony, ale nikt jeszcze nie wiedział, dokąd się wybierze. Zapytałem więc: „Dobra, ale do jakiej drużyny mnie chcesz?”. A on: „Nie mogę ci powiedzieć”. Prosiłem: „No powiedz mi, bo jeśli mam iść, to muszę wiedzieć, gdzie!”. W końcu powiedział: „Podpisałem z Bayernem Monachium”.
I co wtedy?
Zacząłem się zastanawiać, bo on mówił: „To chłodniejsze miasto, nie da się go porównać do Barcelony ani Madrytu, ale obiecuję, że się tobą zaopiekuję i zrobię z ciebie lepszego piłkarza”. Ostatecznie jednak zdecydowałem się na Barcelonę.
Czyli naprawdę brałeś pod uwagę Bayern?
Tak, i to na poważnie! Guardiola miał nawet moje nagrania z dzieciństwa. Niezależnie od tego, dokąd by poszedł, chciał mnie ze sobą. Mówił: „Chodź ze mną, po drodze wszystko ci wyjaśnię”.
Ale wtedy już miałeś oferty od Barcelony i Realu Madryt, prawda?
Tak. Bayern też się pojawił, ale odrzuciłem tę ofertę. Powiedziałem sobie: „Nie, chcę grać w Barcelonie. Moim marzeniem jest grać z Messim”.
Była jakaś rywalizacja między klubami o ciebie?
Nie nazwałbym tego rywalizacją, ale obie oferty były bardzo konkretne. Barcelona przedstawiła mi swoją propozycję, a Real Madryt dał mi… właściwie czek in blanco. Powiedzieli: „Wpisz kwotę, jaką chcesz, a my zapłacimy”.
I co wtedy pomyślałeś?
„Ależ pycha”. Gdybym poszedł do Realu, zarabiałbym trzy razy więcej niż w Barcelonie. Florentino Pérez zawsze mnie cenił i chciał, żebym grał w Madrycie. Ale ja kierowałem się sercem. Mówiłem sobie: „Moim marzeniem jest grać w Barcelonie. Ronaldinho tam grał, Messi tam jest. Chcę grać z Messim!”. No i wybrałem Barcelonę.
A gdy miałeś 14 lat i pojechałeś do Madrytu, dlaczego wtedy powiedziałeś „nie”?
Bo byłem za młody. Spędziłem tam pięć, sześć dni. Trenowałem codziennie, ale źle się odżywiałem. Już miałem dość jedzenia samego jamón. Nic nie mówiłem, ale w środku myślałem sobie: „Nie wytrzymam długo”.
Był tam Carvajal, prawda?
Tak, i Sarabia też. Później, jak Sarabia trafił do PSG, podszedł do mnie i zapytał: „Pamiętasz mnie?”. Powiedziałem, że tak. Pokazał mi nawet nasze stare zdjęcie z czasów, gdy byłem w Realu Madryt.
I co się stało?
Po trzech, czterech dniach Real zaczął już organizować wszystko pod mój pobyt, podpisaliśmy jakiś wstępny dokument, żebym mógł zagrać w meczu w sobotę. Ale w czwartek wieczorem byłem już bardzo przybity. W piątek trenowałem świetnie, strzelałem mnóstwo goli, ale potem podszedłem do ojca i powiedziałem: „Tato, chcę wracać do domu. Nie chcę tu zostawać”. Płakałem. Ojciec zapytał: „Co ci przeszkadza?”. A ja: „Nie wiem, tęsknię za Brazylią, za rodziną”.
Miałeś wtedy 14 lat, prawda?
Tak, to było wtedy. No i w tamtym czasie mój ojciec negocjował z Santosem, gdzie prezesem był Marcelo Teixeira. Pamiętam, że w tamtych dniach źle jedliśmy w hotelu i Robinho zaprosił nas do siebie na obiad… Stary, tego dnia zjadłem tyle, że aż nie mogłem się ruszać! Ja i mój ojciec… fasola, ryż, pochłonęliśmy wszystko! Pamiętam, że wtedy Wagner Ribeiro złożył propozycję Santosowi. Mój ojciec chciał wtedy 200 tysięcy, żebym wrócił do Santosu. No i Wagner wziął umowę, wpisał tam coś, poprawił… i nagle wrzucił milion! Milion, żeby dzieciak wrócił! Mój ojciec się załamał: „Wagner, oszalałeś?! Nie rób tego, on tego nie zaakceptuje!”. A Wagner: „Marcel, poczekaj, daj mu dwie minuty na odpowiedź”. I po chwili: „Dobra, możesz wracać do Brazylii”. Wtedy już byłem strasznie przybity w Madrycie, więc wróciliśmy.
Pierwszy milion w wieku 14 lat!
Tak! Jedna mała tygodniówka w Madrycie i już milion na koncie.
A my, 14 lat, zbieraliśmy kukurydzę na popcorn w fawelach…
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze