Advertisement
Menu
/ relevo.com

Álex Baena: Gdyby pojawiła się taka możliwość, chętnie bym usiadł i porozmawiał z Valverde

Pomocnik Villarrealu udzielił wywiadu dla portalu Relevo. Álex Baena odniósł się do pamiętnej sytuacji z Fede Valverde podczas meczu z Realem Madryt.

Foto: Álex Baena: Gdyby pojawiła się taka możliwość, chętnie bym usiadł i porozmawiał z Valverde
Fede Valverde i Álex Baena podczas meczu na Santiago Bernabéu w 2023 roku. (fot. Getty Images)

Czy ta rozmowa przychodzi do ciebie w najlepszym momencie?
Myślę, że tak. Sezon zacząłem bardzo dobrze, byłem już w rytmie, choć trochę zmęczony. Przed Bożym Narodzeniem dopadł mnie lekki spadek formy właśnie przez zmęczenie, ale po przerwie wróciłem pełen energii.

W 2024 roku miałeś najwięcej asyst w Europie, wygrałeś EURO i igrzyska olimpijskie, odgrywając kluczową rolę.
Tak, myślę, że teraz nie doceniam tego tak, jak powinienem, ale za kilka lat, kiedy już nie będę grał w piłkę albo będę u schyłku kariery i spojrzę wstecz… To był rok, jakiego doświadczyło niewielu zawodników – może dwóch, trzech. Wtedy naprawdę docenię, jak wyjątkowe to było osiągnięcie.

Nie zatrzymujesz się, żeby o tym pomyśleć?
Nie, to wszystko po prostu się wydarzyło i życie toczy się dalej. Nie miałem nawet czasu, żeby się tym nacieszyć, bo nie miałem prawdziwych wakacji ani chwili, żeby to przetrawić. Wszystko działo się bardzo szybko: EURO – wygrane, igrzyska – wygrane, a zaraz potem start La Ligi i powrót do gry w Villarrealu.

Czy coś się zmieniło w twoim życiu?
Nie, zupełnie nic. Nadal jestem tą samą osobą – popołudniami wychodzę na spacer, idę coś zjeść, odwiedzam rodzinę i przyjaciół w Almeríi…

Nie mówiło się za wiele o Áleksie Baenie?
Nie wiem, czy mówiono dużo, czy mało, ale myślę, że to dlatego, że tak szybko wróciłem do klubu, że nikt nie zdążył tego przetrawić. Po igrzyskach od razu wystartowała La Liga, okno transferowe dobiegało końca i wszystko się zatarło. Ale wcale nie potrzebuję, żeby o mnie mówiono – to, co osiągnąłem, jest dla mnie wystarczająco piękne.

Jaki był najlepszy moment 2024 roku?
Myślę, że EURO. To właśnie zostanie we mnie na zawsze. Od dziecka marzymy o wygraniu mistrzostw Europy albo świata. Moje pokolenie dorastało, oglądając Casillasa wznoszącego trofea, i to zawsze było naszym celem. Igrzyska olimpijskie traktowałem jako coś historycznego, co muszę osiągnąć, ale nie przeżywałem ich tak mocno jak EURO. Po tak wielu dniach zamknięcia, treningów i meczów, kiedy sędzia zagwizdał po finale, poczułem ogromną ulgę – „uf, to już koniec, w końcu osiągnęliśmy cel”.

Zaskakuje mnie to, bo – szczerze mówiąc – na igrzyskach twoja rola była ważniejsza niż na EURO.
Na EURO doskonale wiedziałem, jaką mam rolę, i w pełni ją akceptowałem. Nie miało dla mnie znaczenia, czy gram 30 minut, wychodzę w pierwszym składzie, czy w ogóle nie wchodzę na boisko. W kadrze wszyscy dokładają swoją cegiełkę, niezależnie od tego, czy grają minutę, czy 90 minut. Na igrzyskach czułem większą presję, bo przyjechałem jako mistrz Europy.

Twój poziom sprawił, że w ostatnim dniu okna transferowego Al-Ahli chciało zapłacić za ciebie 60 milionów euro, ale odrzuciłeś tę ofertę. Co się wtedy wydarzyło?
To wszystko wydarzyło się w ciągu jednego poranka i popołudnia. Zadzwonili do mnie i powiedzieli o ofercie. Spędziłem długie godziny na rozmowach – z rodziną, przyjaciółmi… To była jedna z najtrudniejszych decyzji, bo to moment, który mógł całkowicie zmienić moje życie. Ale wszyscy, zarówno ja, jak i moja rodzina, doszliśmy do wniosku, że to nie był odpowiedni moment, żeby odejść. Oczywiście rozważyliśmy ofertę, ale jak zawsze powtarzałem – kocham Villarreal. To nie była właściwa chwila na taki krok, nie chciałem podejmować pochopnych decyzji. Jeśli mam kiedyś odejść, to chcę, żeby wszystko było dobrze zorganizowane. Poza tym moim marzeniem jest gra w Lidze Mistrzów i na przyszłorocznym mundialu, a moja rodzina myśli tak samo.

Rozumiem, ale… 18 milionów euro netto pensji… Trzeba mieć zimną krew.
Tak, to moment, w którym przechodzisz z bycia bogatą osobą do bycia bogatym piłkarzem. Ale pamiętam wiadomość, którą wtedy wysłałem mojej rodzinie – napisałem im, że jestem szczęśliwszy mając ich blisko, niż mając wszystkie pieniądze świata daleko od nich. Dla mnie najważniejsze jest, żeby moi bliscy byli przy mnie, żebym czuł się dobrze, mógł cieszyć się Hiszpanią i swoim życiem tutaj. Jeśli w przyszłości pojawi się kolejna oferta, oczywiście ją rozważę, ale wtedy to nie był odpowiedni moment.

Jak przekazałeś Villarrealowi, że zostajesz?
Gdy już porozmawiałem ze wszystkimi z mojego otoczenia i poznałem ich opinię, powiedziałem agentowi, że chcę zadzwonić do Fernanda. Wziąłem telefon, zadzwoniłem do niego i powiedziałem, że zostaję. Bardzo się ucieszył. Przez chwilę rozmawialiśmy o wszystkim.

Do którego Fernanda – Roiga ojca czy syna?
Do obu. Najpierw zadzwoniłem do Fernanda syna, a on powiedział mi, żebym zadzwonił do jego ojca, bo będzie zachwycony.

Odejście ostatniego dnia stycznia byłoby sporym problemem, nawet gdybyś zostawił Villarrealowi ogromne pieniądze...
Tak, z biznesowego punktu widzenia dla klubu to byłoby bardzo korzystne, ale jednocześnie oznaczałoby wielkie zamieszanie związane z szukaniem zastępstwa na ostatnią chwilę. Oni też nie chcieli, żebym odchodził w tym momencie, więc ostatecznie obie strony były zadowolone.

Czy między tobą a Roigiem jest pewnego rodzaju ciche porozumienie, że nie odejdziesz w nagły sposób?
To prawda, że mamy bardzo, bardzo dobrą relację, znamy się od czasu mojego przyjścia do klubu. Jeśli kiedykolwiek dojdzie do transferu, myślę, że znajdziemy porozumienie, bo mamy do siebie ogromny szacunek. Chcę, żeby Villarrealowi wiodło się jak najlepiej, a oni chcą tego samego dla mnie.

Tą decyzją udowodniłeś, że twoja miłość do Villarrealu to nie tylko słowa – masz silne poczucie przynależności do klubu.
Zawsze to powtarzałem. W życiu trzeba być wdzięcznym, a Villarreal dał mi wszystko – nie tylko sportowo, ale i życiowo, nawet jeśli chodzi o wartości. Jeśli kiedyś nasze drogi się rozejdą, to tylko w najlepszy możliwy sposób, bo wiem, że pewnego dnia wrócę. Chciałbym zakończyć karierę tam, gdzie ją rozpocząłem – w Villarrealu.

Odkładając na bok temat Arabii – jeśli odejdziesz z Villarreal, to tylko do klubu z europejskiej czołówki, jak kiedyś powiedziałeś?
Tak, jeśli miałbym odejść, to tylko do jednego z najlepszych zespołów, bo dla mnie Villarreal to czwarty klub w Hiszpanii. Gdybym miał wyjechać, to w Hiszpanii są trzy wielkie kluby, które są opcją, ale tak naprawdę Villarreal nie ma czego zazdrościć drużynom z Premier League czy innych lig, nawet jeśli mają więcej pieniędzy.

Porozmawiajmy o tobie. Dwa lata temu przeprowadzałem z tobą wywiad, gdy dopiero wchodziłeś do piłkarskiej elity. Jak się zmieniłeś? Z góry powiem, że teraz łatwiej wyciągnąć od ciebie słowa.
Tak, to prawda. Bardzo dojrzałem, rozwinąłem się zarówno jako piłkarz, jak i jako człowiek. Teraz patrzę na wszystko z innej perspektywy, bo życie przynosi różne doświadczenia. Dojrzałem i jestem zadowolony z tej zmiany.

Czy momentem przełomowym było to, co wydarzyło się z Valverde? Słyszałem, że korzystałeś z pomocy psychologa, aby sobie z tym poradzić.
Psychologa miałem już wcześniej, odkąd trafiłem do pierwszej drużyny. Wcześniej zawsze grałem w młodszych kategoriach, a gdy nagle przestałem dostawać minuty w seniorach, nie potrafiłem sobie z tym poradzić. To, co wydarzyło się z Valverde, to sytuacja, która się zdarza – teraz patrzę na to inaczej, choć wtedy widziałem wszystko w czarnych barwach. Presja medialna, jaką miałem i wciąż mam przez to wydarzenie, jest ogromna. Ale ludzie nie znają mnie poza boiskiem, oceniają mnie przez pryzmat tej sytuacji i tego, co widzą w meczach. A ja na boisku jestem zupełnie inny – jestem zwycięzcą, bardzo konkurencyjnym zawodnikiem i czasami rzeczywiście przekraczam granicę, ale nigdy nie robię tego ze złośliwości czy żeby komuś zaszkodzić. Poza boiskiem jestem zupełnie inny – jestem nieśmiały, zamknięty w sobie, introwertyczny. Ale wiem, że dla mnie najważniejsze jest to, jak widzą mnie moi bliscy, a nie opinia z zewnątrz.

Miałeś ostatnio ostrą interwencję, gdy uderzyłeś Valjenta. Co się wtedy stało?
Widziałem, że próbował zagrać na ścianę, więc chciałem go zatrzymać, celując w ramię. W trakcie meczu nie czułem, że podskoczyłem, ale na powtórkach rzeczywiście widać, że zrobiłem lekki wyskok. Po meczu poprosiłem o pozwolenie, żeby wejść do szatni, przeprosić go i podać mu rękę. W tamtym momencie zaakceptował moje przeprosiny, później nie wiem, jak to odbierał, ale wtedy docenił mój gest i wszystko było w porządku.

Gavi powiedział niedawno, że czuje, iż sędziowie mają go na celowniku. Czy ty masz podobnie, tylko że w stosunku do części mediów?
Tak, ze strony piłkarzy i sędziów zawsze miałem szacunek, nigdy nie usłyszałem od nich złego słowa ani nikt nie próbował zrobić mi krzywdy. Ale w mediach wystarczy, że wykonam jakąś ostrzejszą interwencję, przekroczę granicę, i od razu jestem na czołówkach. Niektórzy dziennikarze i gazety ewidentnie mają mnie na oku. Nauczyłem się z tym żyć, nauczyłem się to inaczej kontrolować. Oczywiście, czasem się irytuję, bo to trochę niesprawiedliwe, że niektórzy są ciągle atakowani, ale dziś podchodzę do tego zupełnie inaczej niż dwa lata temu, kiedy naprawdę było mi ciężko.

Masz wrażenie, że mówi się o tobie więcej w kontekście takich rzeczy niż np. o tym, że masz już sześć goli i siedem asyst?
Tak, odkąd wydarzyła się sytuacja z Valverde, skupia się na mnie głównie pod kątem negatywnym. Ludzie celowo rzucają komentarze, żeby cię zranić, żebyś się źle czuł… Mam wrażenie, że niektórzy w tym kraju bardziej cieszą się z tego, że komuś idzie źle, niż doceniają sukcesy. Trzeba nauczyć się z tym żyć – zawsze znajdą się tacy, którzy cię skrytykują, zamiast docenić.

Twoja rodzina, nawet twoja młodsza siostra, też odczuła skutki tych ataków.
Tak, mnie bardziej boli, kiedy atakują moją rodzinę, niż gdy atakują mnie. Po sytuacji z Valjentem bardziej bolało mnie to, że moja mama i brat dostawali wiadomości w mediach społecznościowych, niż to, co mówiono o mnie. Ale takie są realia – ludzie chowają się za ekranem i piszą, co chcą.

Niedawno powiedziałeś, że byłbyś gotów porozmawiać z Fede Valverde o tym, co się wydarzyło, prawda?
Żeby się rozwijać, dojrzewać i iść do przodu, trzeba umieć wybaczać. Wiem, że trudno będzie dojść do pełnego porozumienia w tej sprawie, ale gdyby pojawiła się taka możliwość, chętnie bym z nim usiadł i porozmawiał. Dla mnie ten temat jest zamknięty. Wiem, że to delikatna i trudna sytuacja, ale z mojej strony zawsze będę otwarty na rozmowę.

Álvaro Morata powiedział, że traktowano cię bardzo niesprawiedliwie…
Tak, od EURO złapaliśmy świetny kontakt, często ze sobą rozmawiamy, dzielimy się różnymi rzeczami. Wcześniej go nie znałem, ale ten miesiąc na turnieju pokazał mi, jak wspaniałym jest człowiekiem. Chciałbym, żeby ludzie poznali go poza boiskiem – od razu by się w nim zakochali. Mam wrażenie, że wielu nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo niesprawiedliwie go traktują.

Czy Morata jest dla ciebie pewnym wzorem? Jeśli ktoś był krytykowany, to właśnie on…
Tak, on całe życie dostawał ciosy ze wszystkich stron, a nie zasługuje na to. Oby choć 50% piłkarzy miało taką karierę jak on, zdobyło tyle tytułów… Na EURO cierpieliśmy razem z nim, bo wszystko spadało na niego. Nie zasługiwał na to, a ludzie nie dostrzegali, jaką pracę wykonywał na boisku i poza nim. Spędziliśmy razem mnóstwo czasu, uczył nas grać w golfa i często graliśmy popołudniami. Spędziliśmy 44 dni, 24 godziny na dobę razem, a w autobusie siedziałem obok niego.

Jaką radę najczęściej słyszysz, żeby nie przejmować się tym, co się o tobie mówi?
Żeby unikać czytania komentarzy w sieci, choć to trudne, bo cały czas jesteśmy podłączeni do internetu. Ale tak naprawdę nie możesz nic zrobić – ludzie, którzy kryją się za ekranem, mogą napisać, co im się podoba.

Co powiedziałbyś takim osobom?
Żeby zanim napiszą jakiś komentarz, zastanowili się, jak by się czuli, gdyby to oni go otrzymali. Ludzie po prostu piszą, wysyłają i nie myślą o tym, że ktoś naprawdę może się tym przejąć. Po części odpowiedzialność za to ponoszą też niektóre media, które nakręcają takie kampanie – nie tylko przeciwko mnie, ale i innym piłkarzom.

Będąc osobą introwertyczną i nieśmiałą, musiałeś dokonać ogromnej zmiany w swoim sposobie myślenia, żeby to wszystko przetrwać.
Tak, mało kto o tym wie, ale to był naprawdę trudny rok, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło. Byłem blisko rzucenia wszystkiego, porzucenia piłki nożnej. Przyszedł moment, w którym moja głowa nie wytrzymała, po prostu nie chciałem już dłużej grać. Zbiegło się to w czasie z powołaniem do reprezentacji, co nastąpiło w chwili, gdy byłem w najgłębszym kryzysie. Pamiętam, że wysłałem wiadomość do mojego psychologa, pisząc, że chcę z tym skończyć. Wszyscy mnie wspierali, a powołanie do kadry podniosło mnie na duchu. I, co ciekawe, mecz na Bernabéu był dla mnie punktem zwrotnym – doznałem kontuzji po nadepnięciu, ale to właśnie wtedy coś w mojej głowie się przestawiło.

Jak to? Przecież po tym meczu schodziłeś z boiska zapłakany.
Tak, to była szybka akcja, nadepnęli mnie i nie mogłem kontynuować gry. Płakałem z bezsilności, bo cały rok był dla mnie bardzo ciężki, a ten mecz miał dla mnie ogromne znaczenie jako człowieka – chciałem go rozegrać, by udowodnić sobie, że mogę zostawić to wszystko za sobą. Było we mnie dużo złości: „Dlaczego akurat ja?”, skoro tyle miesięcy walczyłem ze sobą. Ale potem pomyślałem: „Stało się, idziemy dalej”. Moja głowa się zmieniła. Zacząłem inaczej podchodzić do wielu spraw i od tego dnia wszyscy zauważyli, że się poprawiłem – psychicznie dojrzałem ogromnie i było to widać.

Na kim się wtedy oparłeś?
Jestem bardzo zamknięty w sobie w takich sprawach i myślę, że pierwszy raz o tym mówię. Wiedziała o tym tylko moja rodzina. Wspierałem się na psychologu, spędziliśmy wiele godzin na rozmowach i sesjach, żeby pomógł mi wyjść z tego stanu. Jestem mu ogromnie wdzięczny, bo to ktoś, komu mogłem powiedzieć wszystko – zarówno dobre, jak i złe rzeczy. Gdyby nie on i moja rodzina… nie wiem, co by się stało.

Po tym wszystkim 2024 rok był dla ciebie niesamowity – jesteś nawet głównym wykonawcą rzutów wolnych w reprezentacji. Gdzie leży twój sufit?
Tak, choć Grimaldo też świetnie je wykonuje. Myślę, że wciąż nie osiągnąłem swojego najlepszego momentu ani sezonu, bo wiem, że mogę dać jeszcze więcej – zarówno jeśli chodzi o asysty, jak i gole. Pracuję nad większą regularnością, żeby unikać wahań formy w trakcie sezonu, bo to kluczowa sprawa. To jest mój cel.

Ludzie nie są przyzwyczajeni do ofensywnego pomocnika o tak walecznym stylu jak twój…
Lubię, gdy moi koledzy walczą o każdą piłkę – ale bez złośliwości. Gavi, na przykład, bardzo mi się podoba, bo zawsze idzie na maksa, ale nie ma w tym żadnej złej intencji. Mówi się o nim różne rzeczy, że jest brutalny, ale to nieprawda. Poza boiskiem to świetny chłopak.

Co najczęściej powtarza ci Marcelino?
Żebym nie spacerował po boisku. Wymaga ode mnie bardzo dużo i prawda jest taka, że jego przyjście zbiegło się z moim mentalnym przełomem, więc odegrał ogromną rolę w moim rozwoju – zarówno na boisku, jak i poza nim. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Czasem mnie irytuje jego wymagania, ale wiem, że to dla mojego dobra.

Celujecie w Ligę Mistrzów?
Tak, zawsze mówiłem, że Villarreal musi być klubem na poziomie Ligi Mistrzów, a jeśli nie, to przynajmniej w Lidze Europy.

Czy twoje szanse na pozostanie w klubie wzrosną, jeśli awansujecie do Ligi Mistrzów?
Nigdy w niej nie grałem, a moim marzeniem jest zagrać w Champions League właśnie z Villarrealu. To byłoby spełnienie jednego z moich celów. Ale wiadomo, latem wszystko może się zdarzyć.

Zauważyłem, że nie wszystko w mediach społecznościowych to krytyka – ostatnio kibice największych klubów „walczą” o ciebie.
Tak, w końcu widzę coś pozytywnego – na szczęście nie wszystko jest negatywne. Kto by nie chciał grać w Barcelonie, Realu Madryt czy Atlético? To trzy największe kluby w Hiszpanii i jedne z najlepszych na świecie.

I ostatnie pytanie – czy nadal utrzymujecie kontakt w gronie mistrzów Europy?
Tak, mamy grupę, w której od czasu do czasu rozmawiamy, a także mniejszą – „grupę golfową”: Morata, Remiro, Cucurella, Grimaldo i ja. Dużo ze sobą piszemy. To był miesiąc, w którym naprawdę się uśmiałem, zwłaszcza z Álvaro i Cucu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!