Advertisement
Menu
/ relevo.com

„Płakałem każdej nocy, a ze strony klubu brakowało mi choćby prostego: «Jak się czujesz?»”

Marcos Legaz w wieku 14 lat trafił do szkółki Realu Madryt i z czasem stał się jednym z najlepiej zapowiadających się piłkarzy. Grał w Castilli Zidane'a, ale jego karierę zatrzymały problemy z plecami. Hiszpan w wywiadzie dla Relevo opowiada o swojej przeszłości i tym, jak wyglądał jego czas spędzony w stolicy.

Foto: „Płakałem każdej nocy, a ze strony klubu brakowało mi choćby prostego: «Jak się czujesz?»”
Marcos Legaz w barwach Juvenilu A w 2014 roku. (fot. Getty Images)

Jak to się stało, że Real Madryt zwrócił uwagę na 14-latka z Plus Ultra z Murcji? I że wpisał mu klauzulę 20 milionów, oczywiście.
Zacząłem w Plus Ultra, gdy miałem cztery czy pięć lat. Przeszedłem tam całą drogę od prebenjamín do kadeta. Zawsze grałem jako napastnik, strzelałem gole. W wieku 14 lat, gdy byłem kadetem, zgłosił się do mnie Real Madryt za pośrednictwem mojego trenera, który wcześniej tam grał. Powiedzieli mi, że obserwowali mnie już od jakiegoś czasu i chcą, żebym do nich dołączył. Spytali, czy chciałbym przeprowadzić się do Madrytu. Chłopak z małego miasteczka w Murcji grający w Realu… Byłem w szoku. Odpowiedziałem bez wahania: „Oczywiście! Kiedy mam się przeprowadzić?”. Tak się to wszystko zaczęło.

Czy w którymś momencie ty lub twoja rodzina mieliście wątpliwości? W końcu zawsze pojawia się pytanie, czy to nie za wcześnie, by w tak młodym wieku opuszczać dom.
To prawda, że już wcześniej, gdy miałem dziewięć czy dziesięć lat i grałem w Plus Ultra, zgłaszały się po mnie kluby z Włoch – Atalanta, Juventus… Mój trener zawsze powtarzał, że to jeszcze za wcześnie i że na pewno przyjdą lepsze propozycje. Wciąż mi to przypominał. Gdy pojawiła się oferta Realu Madryt, miałem 14 lat – to wciąż młody wiek, ale już bliżej przejścia do juniorów. Trener i moja rodzina, którzy zawsze mnie wspierali, zachęcili mnie do podjęcia tej szansy.

Jak wyglądał twój pierwszy dzień w Valdebebas?
Gdy przyjeżdżasz z małego miasteczka w Murcji, z klubu z dużo skromniejszą infrastrukturą, wejście do Valdebebas robi ogromne wrażenie. Byłem dzieckiem i nagle znalazłem się w takich warunkach… Byłem bardzo zestresowany. Przez pierwsze dni byłem naprawdę zdenerwowany, ale z czasem się zaaklimatyzowałem i poznałem kolegów z drużyny.

Czy kiedykolwiek myślałeś o grze w Castilli? Wiadomo, że dostać się do pierwszej drużyny jest bardzo trudno, więc to wydaje się największym celem.
Szczerze mówiąc, gdy przyjeżdżasz w tak młodym wieku, nawet o tym nie myślisz. Po prostu przechodzisz kolejne etapy. Na początku podpisałem kontrakt tylko na rok, ale dobrze mi szło, strzelałem gole, więc klub zdecydował się przedłużyć umowę na cztery lata. Kiedy trafiłem do Juvenilu A, pomyślałem: „Jeśli będę się rozwijał i nadal strzelał, mogę mieć szansę na grę w Castilli”.

Dostajesz się do Castilli i nagle wszystko się komplikuje…
Przeszedłem z Juvenilu A, gdzie spędziłem dwa sezony, do Realu Madryt C. Klub poinformował mnie, że to tam mam zacząć, choć po dwóch bardzo dobrych sezonach liczyłem na Castillę. Zaczynam okres przygotowawczy, ale niedługo potem Zidane decyduje się mnie awansować, bo brakowało mu zawodników na prawej stronie, mimo że byłem napastnikiem. Już w drugim czy trzecim tygodniu presezonu trenowałem i grałem z Castillą. Radziłem sobie bardzo dobrze, grałem w pierwszym składzie u boku zawodników, którzy dziś występują w La Lidze – RDT, Marcos Llorente, Medrán, Gonzalo Melero… I wtedy nagle zaczynam odczuwać ból w plecach. Mijały tygodnie, a szanse uciekały mi sprzed nosa. Płakałem każdej nocy.

Klub zaczął cię badać, ale nie potrafił znaleźć przyczyny bólu.
To było skomplikowane. Robiono mi badania, ale nic nie wykazywały. Czułem ból w okolicy lędźwiowej – przy bieganiu, chodzeniu, nawet leżąc w łóżku. Klub próbował mnie leczyć, przeprowadzano kolejne testy, ale wciąż nie było diagnozy. Ból nie ustępował, nie mogłem się czuć komfortowo. W końcu lekarz Castilli powiedział mi, że to problem psychiczny – że to niemożliwe, by coś mi dolegało, skoro badania nic nie wykazują. Zasugerował wizytę u psychologa. Usłyszeć coś takiego w wieku 18 lat to był cios.

Będąc podstawowym zawodnikiem, musiało to boleć jeszcze bardziej, prawda?
Tak. Gdy grasz w pierwszym składzie i czujesz, że możesz się przebić, taka sytuacja boli jeszcze bardziej.

Ból w końcu ustąpił, czy po prostu nauczyłeś się z nim grać?
Ból… Zacząłem go odczuwać we wrześniu tamtego sezonu 2014/15 i praktycznie do końca rozgrywek, do maja, wciąż mi dokuczał. Wystąpiłem w dwóch ostatnich meczach w Realu Madryt C, ale nadal nie czułem się dobrze. Ból nie był tak intensywny jak wcześniej, pozwalał mi grać, ale cały czas mi towarzyszył.

Jak Zidane, z którym miałeś i masz bardzo dobrą relację, podchodził do tego, co ci się przytrafiało?
Mieliśmy świetne relacje, także poza boiskiem. To była trudna sytuacja, bo prawdą jest, że nie byłem zawodnikiem Castilli, więc gdy doznałem kontuzji, wróciłem do drużyny C i tam przechodziłem rehabilitację. Zidane w ostatnich meczach, gdy odczuwałem ból, często mnie pytał: „Jak się czujesz? Co się dzieje?”. Pamiętam, że w ostatnim meczu Castilli przeciwko Athleticowi w Bilbao musiałem poprosić o zmianę w przerwie. W szatni płakałem, a on zapytał: „Co się dzieje? Dlaczego ten ból nie ustępuje? Nie wiemy, jak ci pomóc”. To było trudne. Ostatecznie nie byłem częścią tej drużyny i wróciłem do zespołu C.

Najbardziej cierpiałeś ty, ale twoja rodzina pewnie też to przeżywała.
Mając 18 lat, ostatnie, czego chcesz, to patrzeć na cierpienie swoich rodziców. Wiedzieli, że nie gram, mijały tygodnie, a ja wciąż nie mogłem wrócić na boisko. Pytali mnie o to, ale starałem się ich nie martwić. Odpowiadałem: „Już jest lepiej, zobaczymy, może w tym tygodniu wrócę”. Byłem sam w Madrycie, a rodzice, będąc daleko, cierpieli jeszcze bardziej. W moim przypadku starałem się ukrywać to tak długo, jak mogłem. Cierpiałem w samotności.

Gdy mimo bólu zagrałeś te dwa mecze w drużynie C, co wtedy czułeś?
Po tak długim czasie bez gry trudno było myśleć pozytywnie, zwłaszcza że wciąż nie czułem się dobrze. To nie było tak, że „pokonałem to i wszystko wróciło do normy”. Faktycznie, udało mi się zagrać dwa spotkania i nawet strzeliłem dwa gole, ale nie byłem w pełni komfortowej sytuacji. Moje myśli były negatywne. W poprzednich latach nigdy nie miałem poważnych kontuzji, zawsze spełniałem oczekiwania, więc liczyłem, że klub okaże mi trochę więcej wsparcia. Rozumiem jednak, że w futbolu jest wielu zawodników…

Brakowało ci wsparcia bardziej w trakcie rehabilitacji czy po niej?
Podczas rehabilitacji klub próbował mi pomóc, ale gdy czas mijał, a poprawy nie było widać, zainteresowanie stopniowo malało. Na koniec sezonu bardzo brakowało mi choćby prostego: „Jak się czujesz? Wszystko w porządku?”. Chodzi mi o coś takiego jak w przypadku piłkarzy, którzy zerwali więzadła – kluby często przedłużają im kontrakt na kolejny rok, dając im poczucie zaufania. Szczególnie że miałem za sobą świetne sezony i byłem najlepszym strzelcem we wszystkich zespołach młodzieżowych, w których grałem.

Jakie sygnały dostawałeś od klubu przed kontuzją?
Od kadeta byłem jednym z najlepszych strzelców. W Juvenilu A najlepszy był Benavente, ale ja byłem tuż za nim. Ramis, który wtedy był moim trenerem, powiedział mi: „Zagrałeś niesamowity sezon, miałeś świetny występ w Copa de Campeones, w Pucharze Króla, w lidze… Gdybym to ja był trenerem Castilli w przyszłym sezonie, liczyłbym na ciebie w 100%, ale musisz zobaczyć, co zdecyduje klub”. Sygnały były więc zawsze pozytywne.

Czy przejście do innego klubu po Realu Madryt to duża zmiana?
Trudno się pogodzić z odejściem z Realu. Deportivo, do którego trafiłem, to też świetny klub, bardzo profesjonalny, ale kiedy opuszczasz Madryt, wszystko staje się trudniejsze. W mniejszych klubach sam zabierasz sprzęt na treningi, sam go pierzesz… To są detale, ale różnice są wyraźne.

Czy zabolało cię to, że Real Madryt na ciebie nie postawił?
Tak, to prawda. Bolało mnie to bardziej na poziomie osobistym niż klubowym. Wiedziałem, że odchodzę przez kontuzję i że gdybym był zdrowy, najpewniej zagrałbym cały sezon w Castilli. A wtedy albo przedłużyliby mi kontrakt, albo dostałbym szansę w wyższej lidze. To bolało właśnie dlatego.

Po grze w rezerwach Deportivo wracasz do domu i przechodzisz przez wiele klubów w Murcji.
To była moja decyzja. W ostatnim roku w A Coruñi w lutym lub marcu powiedziałem klubowi, że już dłużej tego nie wytrzymam. Do tamtej pory zagrałem tylko jeden mecz. Miałem 20 czy 21 lat, byłem daleko od rodziny… Zdecydowałem, że chcę rozwiązać kontrakt i wrócić do domu, do bliskich.

A teraz jesteś bez klubu (po wywiadzie Marcos Legaz trafił do UD Socuéllamos). Jak się z tym oswoić?
To trudne, zwłaszcza przez tę niepewność – nie wiesz, gdzie będziesz grać. Mam to szczęście, że lubię siłownię, uprawianie sportu… i zawsze staram się być w dobrej formie. Pod tym względem nie mam problemu, ale przy tej niepewności trudniej jest zmusić się do wysiłku i powiedzieć sobie: „Dobra, wskakuję na bieżnię, bo to mi się przyda, gdy podpiszę kontrakt i zacznę przygotowania do sezonu”. Ten moment jest najtrudniejszy.

Ile razy przez ten czas myślałeś o swoich przewlekłych problemach z plecami?
Z wiekiem człowiek dojrzewa i uczy się nie katować się psychicznie, bo to nic nie daje – tylko sam sobie robisz krzywdę. W pierwszych latach po odejściu z Realu, w pierwszych latach w A Coruñi, w pierwszych latach po powrocie do domu… Wtedy myślałem o tym bardzo często, zwłaszcza w takich momentach jak ten. Naprawdę trudno było to zaakceptować. Teraz mam 28, prawie 29 lat, ale jeszcze do 26–27 roku życia cały czas to analizowałem. Te myśli wracają, szczególnie kiedy widzisz w telewizji kolegów, którzy doszli na szczyt, a ty – który byłeś na ich poziomie, a czasem nawet grałeś więcej – nie. W końcu dochodzisz do wniosku, że nie ma sensu się tym zadręczać, bo to ty sam na tym najbardziej cierpisz.

Podchodzisz do tego z frustracją czy raczej z dumą?
Trochę jedno i drugie. Najbardziej dręczy mnie to, że ostatnia jedenastka, w której zagrałem w Castilli, w większości albo w całości trafiła do La Ligi. To wywołuje dużą frustrację, bo myślisz sobie: „Oni się tam dostali, a ja nie”. Ale z drugiej strony cieszysz się z ich sukcesów, to oczywiste.

Zmieniłbyś jakąś decyzję, którą podjąłeś?
Żadnej. Mając 18 lat, zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie mam do siebie żadnych pretensji ani nie dałbym sobie żadnych dodatkowych rad. Gdyby moje kontuzje wynikały z tego, że się nie dbałem, za dużo imprezowałem czy nadużywałem alkoholu, pewnie bym żałował i coś sobie powiedział. Ale pod tym względem mam absolutnie czyste sumienie, bo dałem z siebie wszystko. Pamiętam, jak byłem dzieckiem i przed meczami kładłem się spać w stroju meczowym i z nagolennikami. Mama nie pozwalała mi spać w korkach, ale cała reszta była na miejscu. Nie mam sobie nic do zarzucenia.

Czy ból w końcu całkowicie ustąpił?
Nie. Na szczęście w Cartagenie poznałem najlepszego fizjoterapeutę, jakiego w życiu spotkałem, i od tamtej pory aż do dziś cały czas się u niego leczę. Z czasem ból ustąpił w dużym stopniu, ale nie całkowicie. Jeśli długo stoję albo siedzę w jednej pozycji, czuję dyskomfort, ale podczas gry czy ćwiczeń na ogół nie mam problemów.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!