To nie tak miało być
Życie lubi zaskakiwać, a nasze oczekiwania wobec niego zadziwiająco często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Jude Bellingham. (fot. Getty Images)
Manchester City – Real Madryt: Przewidywane składy
Jest takie powiedzenie: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach”. Jego autorstwo przypisuje się Woody’emu Allenowi. Pozwolimy sobie je sparafrazować, żeby pasowało do naszego kontekstu. Jeśli chcesz rozśmieszyć Real Madryt, powiedz mu o swoich oczekiwaniach jako jego kibic. Gwarantujemy, że śmiechom nie będzie końca.
My, madridistas, w szerokim ujęciu nie mamy na co narzekać. Znamy smak sukcesu jak nikt inny. Fani innych klubów mogą nam zazdrościć. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Siłą rzeczy nasze oczekiwania muszą być wysokie. Tak było, jest i będzie. Mamy do tego prawo. Nawet jeśli często-gęsto przesadzamy i zbyt szybko popadamy w defetyzm.
Bez względu na wszystko, mieliśmy pełne prawo oczekiwać, że Real Madryt dostosuje się do wymagań nowego formatu Ligi Mistrzów, zajmie jedno z miejsc w czołowej ósemce tabeli i uzyska bezpośredni awans do 1/8 finału. Tak się jednak nie stało. Z wielu powodów. Sprowadzając te rozważania wyłącznie do poziomu boiska, zaważyły trzy porażki poniesione w fazie ligowej. Porażki z Lille, Milanem i Liverpoolem. Nadmierną gorycz możemy natomiast poczuć, kiedy uzmysłowimy sobie, że wystarczyło wygrać tylko jedną z powyższych gier, żeby uniknąć dodatkowego dwumeczu w fazie pucharowej.
Gdyby nasze odczucia w związku z tą sytuacja miał określić tytuł jednej piosenki, byłoby to „To nie tak miało być” Budki Suflera. No, zupełnie nie tak. We wrześniu, na samym początku europejskich zmagań, nikt z nas nie wyobrażał sobie takiego scenariusza. A już tym bardziej nikt, ale to absolutnie nikt, nie wyobrażał sobie, że o miejsce w najlepszej szesnastce przyjdzie nam walczyć z… Manchesterem City. Wtedy kogoś, kto próbowałby nam wcisnąć taki surrealistyczny kit, czym prędzej wysłalibyśmy do Tworek. Opcjonalnie do Choroszczy. Natomiast dziś trzeba stawić czoła rzeczywistości.
Na tym nie koniec. Kto wówczas byłby w stanie wyobrazić sobie, że ten sam Manchester City, który w ostatnich latach wyrósł na naszego największego rywala w Champions League, na początku lutego będzie zespołem, który w Premier League okupuje 5. lokatę i ma 15 punktów straty do lidera? A w Lidze Mistrzów uplasował się dopiero na 22. pozycji i ledwo uniknął odpadnięcia już po fazie ligowej? Odpowiedź na te wszystkie pytania jest zbyteczna. Mając na uwadze, że już czwarty sezon z rzędu staniemy w szranki z Obywatelami, okoliczności tegorocznej rywalizacji są doprawdy osobliwe.
Manchester City jest obecnie diametralnie inną ekipą od tej, która w 2023 roku zdeklasowała Królewskich w półfinałowym dwumeczu, a później sięgnęła po uszaty puchar, pokonując w finale Inter Mediolan. Pep Guardiola ma całą masę problemów i od miesięcy nie może znaleźć na nie remedium, choć sam stawia dość prostą diagnozę: „Nie prezentujemy stałego poziomu. […] Tracimy dużo goli, gdy dotychczas przy naszej grze nie pozwalaliśmy na wiele w kwestii goli i okazji rywali. W tym sezonie ze wszystkim znanych powodów wygląda to tak”.
Nie zazdrościmy katalońskiemu trenerowi, bo nierzadko rozwiązanie tych z pozoru oczywistych, ewidentnych problemów okazuje się najtrudniejsze i wcale nie musi nim być wydanie w zimowym oknie transferowym 212 milionów euro na czterech zawodników (Omar Marmoush, Abdukodir Chusanow, Vitor Reis i Nico González). Zresztą sami coś o tym wiemy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przypuszczać, że gdyby Carlo Ancelotti zaliczył tyle wpadek co Guardiola w trwającej kampanii, to już by go dawno na Santiago Bernabéu nie było. To najlepiej obrazuje specyfikę środowiska, jakim jest Real Madryt.
Tu zawsze będzie trudniej niż w innym miejscu i nigdy nie będzie idealnie. Jak tylko zanotujemy serię 8 spotkań bez porażki, to zaraz brutalnie przerwie ją upokarzająca porażka z Barceloną w finale Superpucharu Hiszpanii. Kiedy już zdołamy się po niej podnieść i wygrać 5 kolejnych pojedynków, to z powrotem na ziemię sprowadzi nas Espanyol. Następnie przepchnięta kolanem promocja do ćwierćfinału Pucharu Króla przeciwko Leganés i kolejny remis w derbach z Atlético. Słowem – też mamy swoje kłopoty.
Choć w La Lidze wciąż prowadzimy, to nasza przewaga stopniała zaledwie do jednego punktu nad Atleti i dwóch nad Blaugraną, a gra drużyny wciąż nie przekonuje. Do tego stopnia, że Carletto w przerwie sobotniego starcia musiał postraszyć swoją fantastyczną czwórkę (Viníciusa, Kyliana Mbappé, Rodrygo i Jude’a Bellinghama), że jeśli nie zacznie realizować nakreślonego przed pierwszym gwizdkiem planu, to ześle ich na ławkę. W końcu zaczęli to robić, ale ich starania nie wystarczyły do zgarnięcia pełnej puli.
Nie będziemy owijać w bawełnę – nie jest to dla nas najbardziej fortunny moment na konfrontację z przeciwnikiem pokroju The Citizens. Sęk w tym, że oni myślą dokładnie tak samo. Otuchy z pewnością nie dodaje nam fakt, że w tym sezonie nasi ulubieńcy nie odnieśli zwycięstwa w żadnym boju z rywalem klasy premium. Chyba że jako takiego zaklasyfikujemy Atalantę. Albo Borussię Dortmund. Ponadto nigdy nie udało im się w podstawowym czasie zatriumfować na Etihad Stadium (czy też na City of Manchester Stadium, zachowując pucharową nomenklaturę). Ale przecież każda passa, nawet ta negatywna, kiedyś musi dobiec końca, czyż nie?
Fazę pucharową mieliśmy zaczynać od 1/8 finału, nie od 1/16. Tak czy inaczej, nie ma co się mazać, trzeba wziąć byka za rogi i zrobić swoje. Nieważne, że nie tak miało być. W tym momencie ważne jest tylko to, jak ma być. Prawda jest taka, że Los Blancos sami sobie nawarzyli tego piwa. I teraz sami muszą je wypić. Do dna. Pora na pierwszy łyk.
* * *
Mecz Realu Madryt z Manchesterem City rozpocznie się we wtorek o godzinie 21:00, a w Polsce ten mecz będzie można oglądać na kanale CANAL+ Extra 1 w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze