Gabriel: Bramka na Bernabéu była najważniejszą w mojej karierze
Gabriel Appelt Pires to jeden z bohaterów Leganés, które w 2016 roku awansowało do Primera División, a także zawodnik, który swoim golem wyeliminował Real Madryt z Copa del Rey w sezonie 2017/18. Teraz w przeddzień ponownego pucharowego starcia swojego byłego klubu z Królewskimi udzielił wywiadu dziennikowi AS.
![Foto: Gabriel: Bramka na Bernabéu była najważniejszą w mojej karierze](/static/images/photo/384a9d61-16e5-4b52-880e-dc8e3e3e4275.png)
Gabriel Appelt Pires celebruje bramkę zdobytą z Realem Madryt w ćwierćfinale Copa del Rey w styczniu 2018 roku. (fot. Getty Images)
Jak wygląda życie Gabriela Piresa?
Obecnie jestem w Grecji, w pierwszoligowym Panserraikosie. Przyszedłem tu niedawno, jakieś dwadzieścia parę dni temu. Z taką intencją, aby grać, ponieważ we Fluminense miałem za sobą słaby rok. Sprawy nie układały się dobrze, a do tego doznałem kontuzji. Chciałem wrócić do grania. Trener nie postrzegał mnie zbyt dobrze. Przyszedłem tutaj, aby grać. Aby udowodnić, że mogę grać w tej drużynie, która przypomina mi Leganés.
I podobnie jak to było w przypadku Lega, tutaj również musiałeś sprawdzać w Google'u, gdzie jest Panserraikos…
Dokładnie. Spotyka mnie to po raz drugi w życiu. To małe miasto niedaleko Salonik. Dobrze się tu żyje. Teraz przyjedzie do mnie rodzina, aby spędzić tutaj miesiąc, a później wrócą do siebie. To dla mnie wyrzeczenie, ponieważ żyję tu sam i to trudne, gdy najbliżsi ci ludzie są daleko od ciebie. Ale cóż, robię to dla dobra mojej kariery.
Poprzedniego lata mogłeś wrócić do Leganés?
Tak, to prawda. Rozmawialiśmy na ten temat. Leganés zostawiło wszystko na ostatnią minutę. Klub nie podchodził ze zbyt dużym entuzjazmem do całej idei tego powrotu. I ostatecznie do tego nie doszło. Ale bardzo chciałbym któregoś dnia wrócić. Tak, któregoś dnia chcę wrócić do Leganés. Chciałbym ponownie zagrać na Butarque. Przynajmniej ten jeden rok przed zakończeniem kariery.
Dlaczego ostatecznie do tego nie doszło?
Myślę, że ani Fluminense, ani Leganés nie za bardzo na tym zależało.
Ale rozmawiałeś już nawet z Txemą Indiasem [dyrektorem sportowym Leganés – przyp. red.].
Tak, rozmawiałem z Txemą. Sam mnie o to zapytał. Chciał się dowiedzieć, jak wyglądam pod względem fizycznym, ponieważ obawiał się, że może być źle. Powiedziałem mu, że jestem gotowy na 100%. Że nie wracałbym do Leganés po to, aby się ośmieszyć. Jeśli decyduję się na jakiś klub, to dlatego, że mogę grać i że chcę udowodnić, że stać mnie na to. Powiedział mi, że porozmawia na ten temat z prezesem… I tak zostało.
Wciąż grasz na pozycji pivota?
Gram bardziej jako ósemka. Dobrze wiecie, że zawsze lubiłem tam grać, na tej pozycji bliżej pola karnego. Ale nie miałbym problemów z tym, aby cofnąć się bardziej do środka pola, grać jako szóstka i wyprowadzać piłkę. Ale ja lubię móc wchodzić w pole karne, tak jak to było u Asiera [Garitano, byłego trenera Leganés – przyp. red.], który zostawiał mi dużą swobodę.
Co za czasy z Garitano…
Dawał mi wielką swobodę. Na boisku mogłem robić wszystko. Prosił mnie tylko o to, abym biegał. Abym się nie zatrzymywał.
Za czym z Leganés i z Hiszpanii tęsknisz najbardziej?
Uff… Za tyloma rzeczami. Przede wszystkim za samym stylem życia. Madryt i Portugalia to moje dwa ulubione miejsca do życia poza Brazylią. Ludzie są czarujący. Lubię takie życie.
Twoje odejście w 2018 roku przebiegło w nerwowej atmosferze. Żałujesz tego?
Nie, skąd. To był jedyny możliwy sposób na odejście z klubu.
Dlaczego?
Miałem janość co do tego, że mój cykl w Leganés dobiegł końca. Odszedł Asier i przyszedł inny trener, Pellegrino. I on był wobec mnie bardzo złą osobą…
Naprawdę?
Na kilka dni przed odejściem miałem z nim rozmowę. Poprosiłem go to, abyśmy porozmawiali w klubowych budynkach. I powiedziałem mu całą prawdę. Po pierwsze, że trener, który we mnie wierzył, odszedł. Ponadto że przyszła bardzo dobra oferta z Benfiki, która pozwoliłaby mi wykonać duży krok w mojej karierze i grać w Lidze Mistrzów w wielkim klubie. To jeden z tych pociągów, które przyjeżdżają raz w życiu.
I co dalej?
Przekazałem to również klubowi. Najpierw dyrekcji sportowej, w której byli Txema Indias i Felipe Moreno Pavón. Powiedziałem im, że musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. Że jeśli nie pozwolą mi odejść, to zniszczą mi życie. Rozmawiałem również z trenerem i poprosiłem go to, abym mógł trenować poza zespołem. Powiedziałem mu, że nie jestem gotowy na normalne treningi. Ja zawsze daję z siebie wszystko, a w tamtym momencie bałem się ewentualnej kontuzji, która wszystko by mi zniszczyła.
I poprosiłeś go o to, aby nie trenować…
Nie, nie. To nie do końca to. Poprosiłem go o treningi na siłowni. Do pełnego porozumienia było już naprawdę blisko. Z tego, co mi mówiono, to była kwestia dwóch, trzech dni. I powiedział mi, że nie ma z tym żadnego problemu. Że on też był piłkarzem i dobrze to rozumie.
Więc o co chodzi?
Zostałem w szatni i podszedł do mnie kapitan zespołu, aby mnie ostrzec. Myślę, że był to Szymanowski. Powiedział mi, że trener chce, abyśmy porozmawiali z całym zespołem, ze wszystkimi. Zszedłem, zebraliśmy się w kręgu i zaczął mówić zupełnie co innego niż to, co mówił mi wcześniej prywatnie.
Naprawdę?
Tak. Powiedział, że nie chcę trenować z resztą kolegów, że otrzymałem ofertę. I dalej mówił, że żaden zawodnik nie może być ponad klubem, zrobił z tego szopkę…
Powiedziałeś mu coś?
Oczywiście. Powiedziałem mu: „Co? Skończyłeś już swój teatrzyk? To, o czym rozmawialiśmy niedawno w twoim gabinecie, już się nie liczy? Nie umiesz dotrzymać słowa?”. Zaczął mnie wypytywać, o czym tak naprawdę rozmawialiśmy. Odpowiedziałem mu, że jeśli nie ma jaj, aby powiedzieć prawdę, to ja nie muszę nic więcej mówić przed kolegami. Ponieważ oni nie mają nic wspólnego z tą sytuacją. I wróciłem do budynku… Nie wytrzymałem…
To było coś jeszcze?
Wpadłem w nieprawdopodobny szał. Zacząłem kopać wszystko, co miałem przed sobą, połamałem drzwi… Zażądałem natychmiastowego spotkania z Txemą i Felipe. Powiedziałem im, że musimy to jak najszybciej rozwiązać, jeszcze tego samego dnia, ponieważ moja noga już więcej nie postanie w klubowych budynkach. Zapytali mnie, dlaczego i odpowiedziałem im, że chodzi o to, że zatrudnili gównianego człowieka jako trenera. I jeśli zmuszą mnie do pozostania, to zostanę, ale nie będę grał, a dalej będę pobierał wypłatę.
I jak to wszystko się skończyło?
Po kilku dniach doszliśmy do porozumienia i odszedłem z Leganés.
To wszystko pojawiało się w mediach, ale ludzie i tak dobrze cię wspominają.
Ponieważ nie zrobiłem nic złego. Nie odszedłem po to, aby dołączyć do innej drużyny na poziomie Leganés. Odszedłem, aby wykonać wielki przeskok w mojej karierze. Musiałem coś zrobić. To wszystko wymykało mi się z rąk. Musiałem się tego trzymać za wszelką cenę. Myślę, że wraz z upływem czasu ludzie to zrozumieli.
Ponadto jest to wspomnienie z twojej bramki z Realem Madryt na Bernabéu…
Mam gęsią skórkę…
To był najważniejszy gol w twojej karierze?
Tak, oczywiście. Gol na wagę zwycięstwa z Realem Madryt na Bernabéu i wyeliminowania ich z Copa del Rey. Wyobraź to sobie. Ogólnie… Wszystko, co spotkało mnie w Leganés, było dobre. Złe było tylko odejście.
Bramka padła po rzucie rożnym. Akcja była przygotowana na ciebie?
Byłem mocny przy strzałach głową. Dużo pracowaliśmy nad tego typu zagraniami. Na treningach pracowaliśmy nad tym do znudzenia. I co za gol…
Cóż, myślę, że ten Eraso był lepszy…
Ale był dziwny. Myślę, że piłkę stracił Achraf, przejęcie Eraso i strzał z daleka… Tak, golazo. Podłączyło to nas pod mecz.
W przerwie były obawy przed remontadą?
Nie. Bardzo, bardzo dobrze to pamiętam. W szatni wszyscy sobie powtarzaliśmy, że nie ma znaczenia, czy nam strzelą. Że musimy zachować spokój. Że musimy dalej kontynuować to, co mamy przepracowane, ponieważ trzeba strzelić tylko jednego gola więcej. Benzema strzelił, ale dla nas to było bez znaczenia. Zachowywaliśmy spokój. I ponownie strzeliliśmy… Strzelcem byłem właśnie ja.
Widać było nerwy wśród zawodników Realu Madryt?
Nie, ponieważ to wielcy piłkarze. Ale widać było, że coś takiego spotyka ich po raz pierwszy. Byli poza swoją strefą, byli w szoku. I na koniec ruszyli w desperackich atakach w poszukiwaniu remisu… Ale nie udało im się.
Wpadłeś na jakiegoś zawodnika Realu Madryt po meczu?
Nie! Nie chciałem nic słyszeć o Realu Madryt. Chciałem tylko świętować z kolegami, z żoną…
Byłeś bohaterem, ale nie zagrałeś w pierwszym meczu.
To prawda… I patrząc na tamten mecz z zewnątrz, nie zasłużyliśmy na porażkę. Przy wyniku 0:1 wiesz, że remontada jest na wyciągnięcie ręki. Mieliśmy tego ducha.
Czy teraz też widzisz szansę na taki wyczyn?
Oczywiście, że tak! Ponadto gramy na Butarque. Trzeba wykorzystać to, że gramy u siebie. Mamy drużynę, która potrafiła wygrać z Barçą i Atlético. Wszystko jest w naszych rękach. To jest możliwe.
Cały czas mówisz w pierwszej osobie… Co dałbyś za to, aby móc zagrać w takim meczu?
Wszystko! To mecze, o których marzysz od dziecka…
Jak postrzegasz swojego rodaka Viníciusa?
Jako piłkarz to prawdziwa bomba. Myślę, że powinien był dostać Złotą Piłkę za 2024 rok. Jednak myślę też, że czasami powinien się bardziej skupić na grze, a mniej na prowokacjach, jakie są kierowane w jego stronę. Ale ogólnie w jego walce z rasizmem wszyscy jesteśmy po jego stronie.
We Fluminense miałeś okazję spotkać się z Marcelo.
Co za piłkarz… Niesamowity. Nigdy nie widziałem nikogo z taką jakością. I to mimo faktu, że to była końcówka jego kariery. Ale był niesamowity…
Mówiłeś mu coś o Pepinazo?
Nie! Nie ośmieliłbym się. Rozmawialiśmy o wszystkim oprócz tamtego meczu. Byłem zawstydzony… To Marcelo! Może kiedyś się ośmielę, ale darzę go zbyt dużym szacunkiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze